FERIE Z DZIEĆMI CZĘŚĆ 1

Ferie z dziećmi cz.1
Jedziemy na narty. Pierwszy raz w życiu. Spakowani w 3 walizy, 1 walizkę, dwa plecaki i dwie torby wyruszamy na lotnisko. Oski zasnął w samochodzie o 16.30. Rodzice wiedzą co to oznacza. Na lotnisku idę kupić kanapki i napoje. Jacek ma zająć się dziećmi przez te chwile. Po 10 minutach przychodzi do mnie mój dwuletni syn – zwiedzał sam lotnisko i akurat natrafił na mnie w jednym ze sklepów. Farciarz. A tata cóż – pokemony siła wyższa. Nie mógł przecież przegrać walki w gymie. Idziemy do samolotu – Igor nie ma kurtki. Znajduje się 200m dalej. W samolocie mały poza startem i lądowaniem nie siedzi nawet chwilkę. Łazi po samolocie, dosiada się do ludzi i ich zagaduje, przelazi pod siedzeniami, nie pomagają żadne znane mi tricki, żeby go usadzić. 20.50 – lądujemy w Grenoble. Oliviera boli ucho. Walizki odbieramy niemal natychmiast. Czekamy na busa, który ma nas zawieźć do pensjonatu. Miły pan informuje nas, ze odjazd za pół godziny. W hali (a raczej halce) przylotów nawet jednego krzesła. Dzieciaki siadają na walizkach, a Jacek idzie sprawdzić czy może nie lepiej wypożyczyć auto. Po 20 minutach dzwoni. Jest auto, tak zmieścimy się, trochę drogo, ale nie ma tragedii. Zaraz podjedzie i ruszamy. Dzwoni znowu. Ktoś tam mu powiedział, ze ma focusa za polowe ceny. Ale my w piątkę, z trzema walizami, jedna walizką, dwoma plecakami i dwiema torbami nie zmieścimy się do focusa!! No tak. Dobra ok. Bierzemy to berlingo. Dzwonię ja. Musimy mieć fotelik dla małego. Dzwoni on. Oni chcą dodatkowa opłatę za fotelik. Really?? Tak drogo to nie bierzemy. Czekamy na autobus. 21.50- wsiadamy. Sprawdzamy ile potrwa podróż. Aaaa! Na stronie pensjonatu było 60 km od Grenoble… ale lotnisko jest kilkadziesiąt km dalej!!! Mamy 110 km – 1,5h drogi. Pilot obiecuje, ze z uwagi na to, ze jesteśmy z dziećmi wysadza nas pod pensjonatem a nie na przystanku. Autobus stoi. 22.15 zaczynam być wściekła. 22.40 odjeżdżamy. Oski nadal aktywny jako ze wyspał się o 16. Po 23 zasypia, ja tez. O 24 budzi mnie Jacek – to chyba zaraz tu. Oj nie pomylił się, jeszcze daleko. Wysiada pilot. Nie martwię się, wsiadając upewniłam się jeszcze czy wysadzi nas pod pensjonatem. 1 w nocy. Pierwszy przystanek. Jacek idzie sprawdzić u kierowcy kiedy wysiadamy. Ups, nie zna angielskiego. Macha rękami i tłumaczy po francusku. Piąte przez dziesiąte zaczynamy rozumieć, ze to nasz przystanek, nie wysadził nas przy pensjonacie, musimy sobie dojść. Taaak dojść. Idziemy w środku nocy – ja z Oskim na rękach. Panowie ciągną trzy walizy, jedna walizkę, dwa plecaki i dwie torby. Po niecałym kilometrze docieramy na miejsce. Uff apartament wynagradza trudy podróży. Idziemy spać. Jutro będzie lepszy dzień

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.