FERIE Z DZIEĆMI CZĘŚĆ 8 OSTATNIA

O 4 rano budzi mnie katar Oskiego. Nie mogę go odciągnąć. Oski płacze. Ściągam Fridą na siłę, po kilkunastu minutach zasypia. Ja nie mogę. Zaczęłam przeglądać FB. Trafiam na komentarz o 6 części moich Ferii z dziećmi. Ktoś oskarża mnie o plagiat ? o skopiowanie treści wpisu z jakiegoś bloga. Dowodu nie ma, ale jedzie po mnie jak po stoku narciarskim. Przeraża mnie ten hejt w internecie. Nie wiem jak uchronić przed tym chłopców.
Cóż. Nie pozostaje mi nic innego jak dalej robić swoje.
Oski przez sen wola: gdzie moja kurtka? chyba bardzo chce już wracać. Do 6 przewracam się z boku na bok. Szlag by to trafił. Akurat w dniu powrotu do domu. Samolot mamy bardzo późno – 21.45. W Gdańsku wylądujemy o 23.45, w domu będziemy wiec ok 1 w nocy. Jacek z Igorem chcą jeszcze rano pojeździć na nartach. Umówili się na lekcje od 9 do 12. Problem w tym, ze pokój musimy opuścić do 10. Co tam, wiadomo, Ania coś wymyśli. Ania jest elastyczna i się dostosuje. Posprząta, odkurzy, pozmywa i z uśmiechem na twarzy wsiądzie do autobusu i przyjedzie z dziećmi na stok. Poczeka godzinkę czy półtorej – przecież możesz sobie wypić kawkę na leżaczku – a potem podejdzie podziwiać ostatnie zjazdy swoich narciarzy. Idziemy do knajpki, która na kawę polecił mi Jacek. Zamknięte. Otworzą za pół godziny. Mój telefon usadza Oskiego na pół godziny. Idę kupić naleśnika i gofra zgodnie z życzeniem moich panów. Wracam. Afera. Oski jednak tez chciał gofra. ? Olivier dzieli się z nim swoim. O 12 zjeżdżają królowie stoku. Strzelamy fotki i idziemy oddać narty i buty Igora, które tym razem były wypożyczone. Wracamy do pensjonatu gdzie miła pani recepcjonistka umożliwiła chłopakom prysznic w saunie. W innym wypadku musiałbym kupić bilet na inny lot, bo nie dałoby się z nimi siedzieć ? wsiadamy do auta. Olivier mówi, ze nie powinien nim jechać, bo pas przebiega nie w tym miejscu co trzeba. Wysiadaj – żartuję.Co robi moje dziecko? Wysiada?
Jedziemy na obiad. Po obiedzie ruszamy do Grenoble. Jacek myli drogę i w rezultacie musimy 8km pokonać górską trasą, wąską na jedno auto, co chwile zakręt i przepaść. Lekka panika mnie dopada, choć nie mam lęku wysokości. Jedziemy do jakiegoś centrum zabaw dla dzieci, żeby jakoś zająć im czas. Oski śpi po drodze. Budzi się nie w sosie. Wszystko na nie. Chłopaki szaleją na placu, on jęczy. Boli go ucho. Olivier mówi, ze po drodze jego tez bolało ? w perspektywie lotu i ciśnienia w samolocie dopada mnie załamanie nerwowe. Sprawdzam torbę. Nurofen-jest. Hitaxa-jest. Frida-jest. Szkoda, ze nie możemy się teleportować do domu. Jedziemy na lotnisko. Oscar źle się czuje. Jest coraz bardziej apatyczny, zaczynam się bardzo denerwować. Po Nurofenie czuje się lepiej, na lotnisku ożywia się. W samolocie przez godzinę gra na moim telefonie. Później zasypia. Chłopaki tez. Kiedy samolot podchodzi do lądowania Oski budzi się ze strasznym płaczem. Uszy go bolą. Nie umiem mu pomóc, dodatkowo musi siedzieć na swoim fotelu, bo zaraz lądujemy. Budzi się Olivier, jego też bolą uszy. Wysiadamy, odbieramy bagaże. Chłopaki obrywają ciągle.A to, że kręcą się pod nogami, a to, że zadają za dużo pytań. Wszyscy są zmęczeni i podenerwowani. Czekamy w hali odlotów, Jacek idzie po auto na parking długoterminowy. Zgubił bilet parkingowy. Wraca po ponad 20 minutach. Pakujemy się do auta. Podjeżdżamy pod szlaban, okno zamarzło . Jacek otwiera drzwi… nie. To się nie dzieje naprawdę. Zgubił drugi bilet!!! Na wstecznym dojeżdżamy pod terminal. Jacek idzie po kolejny bilet. Wyjeżdżamy z lotniska o 0:55. Jacek nie ma telefonu. Dzwonimy do niego – wyłączony. Szybki plan. Ja włączam funkcję znajdź mój iPhone i dzwonię do Biura Rzeczy Znalezionych na lotnisku. On zatrzymuje się na przystanku i sprawdza swoją torbę. Jest! Po drodze otwiera się okno. Samo.
Kilkanaście kilometrów od domu zaliczamy jeszcze gwałtowne hamowanie. Sarna wybiega nam na drogę. Dojeżdżamy przed 2. Dziś koniec ferii. Jaka szkoda 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *