MAJÓWKA Z DZIEĆMI CZ. 1

Według planu na Majówkę do Włoch mamy wyjeżdżać w środę po południu. Niestety zmęczenie opóźnia wyjazd do czwartkowego poranka.

W środę wieczorem Olivier tradycyjnie zaczyna smarkać i boli go ucho. Krople i Nurofen dają radę na razie. Pakowanie jak zwykle na ostatnią chwilę, pewnie i tak znowu czegoś zapomniałam. Mamy wyjeżdżać z samego rana.  Haha. Czyli o 10.  Pakowanie jak zwykle doskonale obrazuje grafika na moim blogu. Jacek wrzuca swoje rzeczy do torby. Z racji kilkudziesięciu wyjazdów w roku jest mistrzem szybkiego pakowania. Ja pakuję naszą czwórkę. Latam po domu jak nawiedzona wrzucając rzeczy do trzech walizek i torby. Dobra, gotowi, bagażnik jakoś domknięty, wyjeżdżamy. Tylko dokąd? Nie zarezerwowaliśmy nic! Jedziemy w ciemno. Co tam! Mierzymy połowę drogi do Wenecji – to Brno czeskie. Prześpimy się, jutro zdecydujemy w końcu gdzie jedziemy. Zwykle tak to u nas wygląda. Nigdy nie można nic zaplanować. Życie w chaosie, który zdaje się tylko ja ogarniam.

Przystanek pierwszy, całkiem spokojny, toaleta, tankowanie, drobne zakupy. I McDonalds. Nasze auto zamienia się w śmietnik w okamgnieniu. Nikt by nie powiedział, że było sprzątane przed wyjazdem. Ruszamy ze stacji i po drodze orientuję się, że Oski przeżuwa Tic Taci… których nie kupowałam. Cóż, mówią, ze pierwszy milion trzeba ukraść. Z tyłu względny spokój, gdyby nie skwaszona mina Oliviera, który wybitnie nie lubi podróżować, w dodatku Oski chce oglądać na samochodowym DVD wyłącznie Auta, których Olivier nigdy nie lubił.

Przystanek drugi kończy się już aferą. Też stacja, tylko po stronie czeskiej. Po wyjściu z toalety Oski upiera się przy zakupie autka. Ponieważ wziął ich z domu tyle, że jak zakłada plecak to przewraca się jak wczorajszy statek w stoczni Nauta (tak na marginesie to dla nas spory problem związany z robotą), to nie ma mowy o kupnie następnego. Dostaje absolutnej histerii. Zapinamy go w foteliku we dwoje. Ja trzymam wierzgające nogi, Jacek ręce. Zapięty. Przestaje się drzeć po około 15 minutach. Twarda sztuka. Ostatnio na przepraszam z jego strony czekałam 2 godziny, które spędził na powrotach do kąta (kątem jest u nas dowolne miejsce w domu, byle w niewielkim oddaleniu).

Jakoś znajdujemy hotel, choć nawigacja twierdzi, że go tam nie ma. Nie ma też pieluch w samochodzie. Olivier miał wziąć do auta tylko tę jedną rzecz. Paczkę pieluch. Niestety w międzyczasie Jacek kazał mu pójść do pokoju po rękawice treningowe. Całe szczęście, że trzy sztuki włożyłam do torby matki. Szybki check- in, idziemy coś zjeść. Jak zwykle durna posłuchałam Jacka i wzięłam tylko cienkie kurtki. W Brnie jest 8 stopni i pada deszcz.

Idziemy szukać restauracji. Tradycyjnie nic nam nie pasuje. Chcemy spróbować lokalnej kuchni, a wszędzie carpaccio i risotto. Tego się jeszcze najemy przez następny tydzień. Ciśniemy przez pół miasta w tym deszczu, chłopaki bez kapturów, Igorowi co chwilę rozwiązują się sznurówki. Jestem już z lekka wkurzona. W końcu po zrobieniu kółka po starym mieście wracamy do restauracji prawie przy samym hotelu. Zamawiamy knedliczki, gulasz, precla, sznycle i oczywiście nieśmiertelne fryty. Pierwsza szklanka coli ląduje na siedzeniu już po chwili. Wycieram klnąc pod nosem. Ta sytuacja wymaga wypicia piwa. Dużego. Za chwilę Oski spada z siedzenia na podłogę. Chwilę po nim to samo robi Olivier. Ja osiwieję zanim ta Majówka się zacznie. Jedzenie jest pyszne. Dokładnie takie jak sobie wyobrażaliśmy. Tylko Olivier jak zawsze niezadowolony. Przyzwyczaiłam się już.

Po kolacji wracamy do hotelu. Muszę wspomnieć, że w hotelach nie ma pokoi w wersji „duża rodzina”, zatem musimy wziąć dwa. W jednym śpię ja i Oski, w drugim Jacek z chłopakami. Romantycznie. Szukam szczoteczek – jedynej rzeczy, którą miał spakować Igor! 3 cholerne  szczoteczki do zębów! Jest jedna. Jego. No teraz to już mnie ponosi. Za chwilę przychodzi zadowolony do mojego pokoju. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość – mówi – upiekło mi się. W łazienkach są jednorazowe zestawy dentystyczne. Mamy więc dwie brakujące szczoteczki do zębów. Chłopaki idą spać, a my wypijamy jeszcze po szklaneczce niefiltrowanego. Mamy coś zarezerwować na jutro, ale odkładamy to na rano. Zobaczymy co przyniesie dzień.

FOTO RELACJA Z WYJAZDU NA NASZYM INSTAGRAMIE https://www.instagram.com/mumme_pl/

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę.

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.