MAJÓWKA Z DZIEĆMI CZĘŚĆ 2 – PAMIĘTNIKI MATKI

Oscar budzi mnie o 7 każąc mi otwierać czekoladkę, którą tata kupił mu poprzedniego dnia wieczorem, i którą zmiętolił w łapce. Myślę sobie, od czekolady z rana jeszcze nikt nie umarł, zatem otwieram i śpię dalej. Niezbyt długo.

Do naszego pokoju przychodzi Olivier, dziś już tak zasmarkany, że ledwo oddycha. Oski rozbawia się zanadto biegając między pokojami i wybiegając z pokoju wpada na panią pokojową, która trzyma jakieś drewniane pudełko w ręce. Uderza się prosto w oko. Wrzask na cały hotel. Pocałunek mamy uśmierza ból niemal natychmiast.

Idziemy na śniadanie i ruszamy w drogę. Nadal bez celu. Czekamy na odpowiedzi z kilku wybranych miejsc. Przed Wiedniem w końcu decydujemy się na jedną z opcji i wreszcie wiemy, gdzie spędzimy Majówkę. Szybko zapewniam sobie tam butelkę wina, która będzie czekać na nas w pokoju. Będzie baaardzo potrzebna.

Kto ma w domu chłopaków, a najlepiej trzech ten wie, jak zachowują się po spędzeniu obok siebie kilkunastu godzin. W repertuarze jest: pstrykanie, kopanie, bicie, nabijanie się, drobne złośliwości, większe złośliwości, płacz, rechot, krzyki, i jedno nieśmiertelne słowo: maaamooo! Oski postanowił to zmienić i wola do mnie mumme! Ja nie wiem skąd to dziecko wie, ze ja i MumMe to ta sama osoba. Czytać przecież nie potrafi.

Na obiad stajemy przy austriackiej autostradzie. Chłopcy chcą do toalety, ale tu niespodzianka. Jest na monety, a my nie mamy żadnych drobnych. Idziemy rozmienić pieniądze. Automat nie chce zadziałać, mimo wrzucanych żetonów. W rezultacie czołgamy się pod barierką, żeby dostać się do toalet . Zjadamy ohydnego sznycla (nienawidzę wieprzowiny) i jedziemy dalej. Wciąż leje deszcz. Około 100 km do celu Oliviera ciśnie dwójka. Na dwóch stacjach z rzędu toalety zamknięte, sytuacja staje się krytyczna. Postanawiamy nie czekać i tuż przed zjazdem na autostradę znajdujemy krzaki. Jacek idzie z Olivierem, przezornie zabiera dwie paczki chusteczek – mokre i suche. Olivier za  żadne skarby nie chce zdjąć spodni. Siłują się – on podciąga, Jacek zdejmuje. Histeria.  Przy podcieraniu tyłka Jacek cudem ocala swoje okulary przeciwsłoneczne spadające  w śmierdzącą otchłań.

W tym czasie okazuje się, ze Oski wyrywając kable dla rozrywki zepsuł DVD w zagłówkach. Po prostu cudownie.

W końcu przed 22 dojeżdżamy na miejsce. Prawie 12 godzin jazdy. Jednym autem. Z trzema chłopakami i tatusiem.

Nasz pokój nie wyglada jak z katalogu. Do dyspozycji na kilkunastu metrach kwadratowych mamy 1 duże łóżko, 1 małe i 1 piętrowe. Za to dwie łazienki. Jeszcze bardziej romantycznie się robi. Od razu kłótnia kto gdzie śpi.

W dodatku Oliviera boli brzuch. Jacek przynosi walizki. Siatki z lekami nie przyniósł. Wkurzony idzie jeszcze raz do auta. Ja w tym czasie wynoszę buty chłopaków na korytarz, co byśmy się nie potruli do rana. Oscar przetrwał kryzys i nie chce zasnąć. Z mojego telefonu rozbrzmiewają kołysanki, w drugim końcu pokoju na iPadzie chłopaki słuchają „Lilka i spółka”.

A ja siedzę sobie w tej kakofonii i zastanawiam się. Jak to przetrwać i nie zwariować? Wino. Tylko wino może mnie ocalić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.