BLOGER I PIENIĄDZE, CZYLI JAK ŚMIESZ ZARABIAĆ NA BLOGU?

Wiele już było wpisów na temat blogerów, ich zarobków, hejtu w internecie, który na nich spływa. Temat rzeka i nigdy się nie wyczerpie. Ja również pisałam już o tym dwukrotnie tutaj i tutaj.

W ostatnim tygodniu przetoczyło się przez Facebooka kilka burz większych i mniejszych, związanych z blogerami i tak od kilku dni zbierało mi się na wpis.

Choć bloguję stosunkowo krótko, bo zaledwie pięć miesięcy, za to dość intensywnie funkcjonuję w mediach społecznościowych, chciałabym wyjaśnić Wam kilka kwestii, które być może sprawią, że inaczej spojrzycie na blogerów i zrozumiecie, jak funkcjonuje ten biznes.

Tak. Biznes.

Czasy, kiedy blogerzy pisali swoje pamiętniki, a ich czytelnicy dodawali ich strony do ulubionych i wchodzili na blogi codziennie ze swoich przeglądarek, mijają bezpowrotnie.

Dziś blog to link, który klikamy na Facebooku lub innych serwisach społecznościowych. Jeśli nie widzimy linka, nie śledzimy bloga. To proste.

Zrób mały eksperyment. Wejdź na Facebooka i przejrzyj na swoim profilu strony, które polubiłeś. Dokop się do tych, które polubiłeś dawno temu. Zaskoczenie? Ile z nich widzisz codziennie na swoim wallu? Tylko te, które na bieżąco lajkujesz i komentujesz. Te, na które nie reagowałeś od jakiegoś czasu, nie wyświetlają Ci się na co dzień. Zapewne jest wśród nich parę blogów.

A wszystko to dzieje się za sprawą osławionych „zasięgów” Facebooka. Od kilku lat Facebook „tnie zasięgi’. Co to znaczy? Znaczy to w uproszczeniu tyle, że Facebook wyświetla publikowane treści coraz mniejszej ilości osób. Nie będę się teraz zagłębiać w algorytmy, bo nie to jest tematem tego wpisu.

Dość, że prowadząc blog, trzeba się nieźle nakombinować, żeby nasze posty trafiły do jak największego grona odbiorców. Przecież nie wchodzisz codziennie na każdy profil czy stronę osób, które lubisz obserwować, tylko wchodzisz tam, gdzie Facebook chce, żebyś wszedł.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o … pieniądze.

Facebook na reklamie zarabia krocie. I będzie zarabiał coraz więcej. Jak? Ucinając zasięgi.

Z pewnych źródeł wiem, że wpisy autorów mających kilkaset tysięcy polubień, wyświetlają się bez płatnej reklamy maksymalnie 1% czytelników.

Przez 5 miesięcy mojego blogowania moją stronę na FB polubiło około 37 000 osób. Na blog weszło w ostatnim miesiącu ponad 80 000 osób. Czy udałoby mi się osiągnąć taki wynik bez płatnej reklamy? Nie! I nie ukrywam tego. Żeby dotrzeć do Was codziennie muszę inwestować w reklamę. Pomijam wydatki związane ze stroną, hostingiem czy opłatami za programy do wykonywania grafik.

Każdy bloger musi inwestować. Inaczej jego zasięgi spadają, spada liczba czytelników, a liczba osób, które lubią stronę stoi w miejscu jak zaczarowana.

To dość frustrujące.

Nie twierdzę, że przy każdym wpisie trzeba się mocno napracować. Z pewnością nie zawsze. Są jednak wpisy, które wymagają mnóstwo czasu, wydatków i pracy. Wszystko po to, by czytelnik miał kilka chwil rozrywki, czasem strzęp informacji czy porady.

Jak postrzegani są blogerzy?

Bloger postrzegany jest jako „jeden z nas”.  Rzadko jako specjalista, ekspert czy mentor. Liczba jego followersów określa go bardziej niż wykształcenie, dorobek naukowy czy zawodowy. Często nawet nie kojarzymy go z konkretną twarzą, mijając go na ulicy nawet byśmy go nie rozpoznali, jeśli dostatecznie często nie pokazuje swoich zdjęć i nie występuje na żywo.

Ma on jednak wpływ na niektóre nasze decyzje, wybory, zakupy i zachowania. Potrafi nas do czegoś skłonić, od czegoś odwieść, przed czymś przestrzec lub zmienić nasze zdanie na jakiś temat. Wszystko zależy od tego jak silne jest jego oddziaływanie, jak zbudował swoją markę wokół siebie, jak dużym zaufaniem go darzymy.

I tak od niektórych oczekujemy, że będą pisali dla przyjemności, nie osiągając korzyści z tego tytułu. Niewybredne komentarze pod postami, które reklamują produkty czy usługi ewidentnie świadczą o tym, że czytelnicy są niezadowoleni z faktu, że bloger wziął pieniądze za reklamę.

U innych – szczególnie blogerów modowych, kosmetycznych nie razi nas tak bardzo lokowanie produktów, reklama czy zarabianie na blogu.

Reklama jest dziś wszędzie. Absolutnie wszędzie. Dla agencji, które zajmują się reklamowaniem produktów bloger jest dziś takim samym medium jak gazeta czy bilbord.

Tymczasem każdy blog generuje koszty. Ogromne koszty. Nie jestem na etapie rzucania pracy z powodu blogowania, ale wiem, że wielu blogerów musiało zrezygnować z pracy zawodowej, ponieważ prowadzenie bloga zajmuje mnóstwo czasu. Jeśli nie poświęcasz dziś czasu blogowi, blog umrze. Jeśli nie wkładasz w  niego pieniędzy, również nie przetrwa. Potrzebujesz do tego środków. Jeśli nie zarabiasz ich gdzie indziej, musisz zarobić je na blogu.

Dziś powiesz ok. Nie potrzebuję tych wszystkich blogów. Niech znikają. Trochę w tym winy samych blogerów (być może i mojej), że wszyscy mamy dziś przesyt. Jest ich tak dużo, tematy wciąż się powtarzają, jedna gównoburza wokół bloga goni następną.

Wielu blogerów idzie w stronę reklamy wszystkiego co się napatoczy, niekoniecznie zgodnego z filozofią i tematyką bloga, byle zarobić jakiś grosz. Rozumiem, że to irytujące.

Natomiast komentarze pod postem blogerki kosmetycznej, która we wpisie promuje sprawdzoną maskę czy szampon, krytykujące ją za post sponsorowany, budzą we mnie sprzeciw.

Burza w internecie pod wpisem blogerki, która promuje przejazdy taksówkami jest niezrozumiała.

Internet to taki śmietnik, gdzie każdy może napisać komentarz, czasem nawet nie podpisując się własnym nazwiskiem, w ciągu kiklu sekund wyrazić tzw. „swoje zdanie”. Skrytykować, obrazić.

W rzeczywistości taka osoba nigdy nie podeszłaby do autora, żeby powiedzieć mu to w twarz. Ba, nawet nie napisałaby tego w wiadomości prywatnej. Robi to na forum, żeby wywołać taki efekt

Smutne.

Blogerzy mają naprawdę grubą skórę, jeśli chodzi o krytykę. Ja dopiero uczę się sobie z tym radzić. Idzie mi nawet nieźle. Kiedy jednak widzę komentarze w stylu:

„Tak lubiłam cię czytać. Nie wiedziałam, że się sprzedasz.”

„Ciekawie piszesz, ale mi to wygląda na reklamę.”

„Lubię ten produkt, ale to zwykła reklama.”

„Nieuczciwie, wygląda, że robisz to dla kasy.”

to nóż mi się w kieszeni otwiera.

Wstyd to kraść! A nie uczciwie zarabiać! Nieuczciwe? Myślisz, że ktokolwiek robi to nieuczciwie?

I choć nie przemawiają do mnie teksty „lajkiem w piecu nie napalisz” albo „moje dzieci też chcą jeść”, które czasem padają z ust blogerów próbujących wytłumaczyć się czytelnikom, to powiedzmy sobie szczerze. Blogowanie to jest biznes.

Jak każdy. Po jednej stronie są ogromne wydatki (nie macie pojęcia jak duże w przypadku blogów o dużych zasięgach i dużej ilości polubień – dla przykładu mogę powiedzieć, że sponsorowanie jednego postu, tak by zobaczyło go około 20 000 osób w ciągu dnia – to naprawdę niewiele – to koszt około 100 zł dziennie. Jeśli postów jest kilka lub kilkanaście w tygodniu – łatwo policzyć jakie to sumy. Rocznie to dziesiątki tysięcy złotych.)

Po drugiej stronie są przychody – ze sprzedaży, udziału w kampaniach reklamowych.

Nikt nie ma pretensji do celebrytów, że reklamują usługi, produkty czy miejsca, dopóki nie ujawnione zostaną ich zarobki, które my uznamy za zbyt wysokie. Tymczasem każdy, kto jest znany – bloger też, jest celem reklamodawców i nie w tym ani nic złego, ani tym bardziej powodu do krytyki.

Jeśli przeszkadza Ci, że bloger jest wynagradzany za współpracę reklamową, po prostu przestań obserwować jego stronę. Twoje uszczypliwe komentarze naprawdę ani go nie zawstydzą, ani nie sprawią, że nie będzie brał w nich udziału. Nie robi absolutnie nic złego.

Spójrz na to z innej strony. Jeśli mu ufasz, skorzystaj z jego doświadczenia. Może i Ty zyskasz na tym, że coś Ci polecił?

Pamiętaj. Jeśli nie umiesz znieść czyjegoś sukcesu, nigdy nie osiągniesz własnego.

 ANNA JAWORSKA – MUMME

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę.

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

5 komentarzy

  1. Bardzo dobry wpis   Utarło się, że bloger żyje powietrzem, oparami i z samej radości pisania. Jeśli zaczyna reklamować jakieś produkty, źle, bo jak napisałaś się sprzedaje, jeśli wprowadza do sprzedaży swoje produkty, słyszy: mało Ci?
    A przecież z czegoś trzeba żyć. Płacić rachunki. Sama pasja czasami nie wystarczy…
    Kiedy dodałam u siebie wpis o Patronite… „miłym” komentarzom nie ma ma końca. A przecież nikt nikogo do niczego nie zmusza 😉

  2. Niesamowite! A ja myślałam, że siedzę – nieraz godzinami – przy komputerze, piszę tekst, szukam materiałów w książkach, internecie, rozmowach z ludźmi tylko i wyłącznie dla przyjemności. Nie mówiąc o opłacaniu domeny, zakupie motywu… A potem tak sobie opublikuję i liczę, że może ktoś jednak przeczyta, a jak nie – to sama sobie przeczytam… 😀 No a gdy mam jakąś propozycje napisania artykułu – to wyłącznie dlatego, że doceniono mój geniusz i słowo „dzięki” będzie najlepszą zapłatą, a ile satysfakcji! Przecież to żadna praca – tak sobie siedzę i nic nie robię (zdaniem niektórych znajomych). Bo pisanie – to właśnie w oczach wielu „nicnierobienie”.

  3. Właściwie najważniejsze jest Twoje ostatnie zdanie: ” jeśli nie umiesz znieść czyjegoś sukcesu, nigdy nie osiągniesz swojego”. Nic dodać nic ująć. Też jestem mamą 3 chłopców i pasjonatką żywienia i zdrowego trybu życia, dlatego pomysł z zarabianiem na blogu wydaje mi się fantastyczny z praktycznych względów. Powrót na cały etat z dojazdami to niezbyt korzystne rozwiązanie dla takiej rodziny. Cenię każdego blogera, który potrafi z finezją wpleść reklamy powiązanych produktów w swoje teksty. Nie znoszę gdy reklamy atakują, wyskakują znienacka i nie można dogonić znaku „x” (-: takie od razu opuszczam. Nie wystarczy być blogerem, sztuką jest być dobrym blogerem i to na pewno jest praca jak każda inna. Powodzenia i dystansu życzę.

  4. A mi ostatnie zdanie się nie podoba. Dlaczego? Bo zamienia Panią w takiego samego hejtera, o jakich Pani pisze. Nie zna Pani ludzi, a uważa że większość, która krytykuje zarabianie na blogu, nigdy nie odniesie własnego sukcesu. I tu zaskoczenie – większość tych ludzi nie ma pojęcia ile to kosztuje, ale to nie znaczy że są życiowymi nieudacznikami. W swoim serwisie (nie blogu) mam dużo mniej followersów niż Pani, nie wydałem złotówki na reklamę – a właśnie na reklamach zarabiam. Faktem jest że na blogu zarabia się ciężej. Trzeba cały czas być aktywnym, stworzyć interakcje z użytkownikami, żyć blogiem i być odpornym na ataki. I mała podpowiedź – nie tylko FB może dostarczyć odwiedzających.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *