MALI, DZIELNI, SAMODZIELNI – NASZ MODEL WYCHOWANIA

Pierwsze dziecko to życiowa rewolucja. Życie staje na głowie. Z dnia na dzień w centrum uwagi nie jest już nasz brzuch i nasze samopoczucie tylko ono. Nasz potomek.

Większość matek podporządkowuje całe swoje jestestwo potrzebom małego człowieka. Codzienność kula się od karmienia do zmiany pieluchy, od spaceru do deseru, od spania do kąpieli itd.

Drugie dziecko jest kolejną rewolucją. Doba gwałtownie się skraca, jesteśmy jednym wielkim wyrzutem sumienia w stosunku do starszego dziecka i resztkami sił staramy się sprostać wyzwaniom, które raz po raz rzuca nam los.

Rodzi się trzecie dziecko i…

Niewiele się zmienia. Zawsze powtarzam, że posiadanie trójki i więcej dzieci jest już wyłącznie kwestią logistyki.

Sprawy znacząco komplikują się, gdy dzieci idą do szkoły. Już nie można ich odwieźć na „około 8.30”, odebrać trzeba o określonej porze, dochodzą zajęcia dodatkowe, wywiadówki, pasowania, przedstawienia, wizyty u lekarzy, odrabianie lekcji i mnóstwo innych obowiązków. Jeśli do tego tak jak ja, pracuje się zawodowo i dojeżdża do pracy, trzeba naprawdę akrobatyki, żeby w którymś momencie nie dać ciała na całej linii.

Wierzcie mi, że wyprawienie się rano z trójką dzieci jest nie lada wyzwaniem. Tradycyjnie każdy chce jeść co innego, do szkoły również zabrać inne śniadanie, czysta woda parzy, a ja…

Ja naprawdę nie mam na to czasu. Jak większość pracujących mam.

Od samego początku wiedzieliśmy, że chcemy wychować chłopców na samodzielnych facetów. Dlatego najstarszy syn już od pierwszej klasy śniadanie w domu i śniadanie do szkoły robił sobie sam. I to nie byle jakie! Jako miłośnik jedzenia zawsze dbał o to, żeby w śniadaniówce nie zabrakło przekąsek, warzyw i owoców.

Początkowo szło mu trochę opornie. Narzekał, że inne mamy tez pracują, a robią swoim dzieciom kanapki do szkoły. Choć było mi troszkę przykro, wspierana przez męża puszczałam te uwagi mimo uszu. Dziś wiem, że słusznie.

W tym roku nasz średni syn poszedł do szkoły i również radzi sobie świetnie w przygotowywaniu śniadania. Mamy swoje poranne rytuały, dzięki którym cała nasza piątka sprawnie ogarnia się rano i wychodzi o 7.45 zaprowiantowana na cały dzień.

Ze śniadaniami do szkoły był jednak jeden problem, który szczęśliwie właśnie Wy – moje czytelniczki – pomogłyście mi rozwiązać. Nie mogłam znaleźć odpowiednich pudełek na drugie śniadanie. Dzięki Waszym poleceniom moi chłopcy mają teraz rewelacyjne lunchboxy, w które ładują to, na co mają ochotę i nie muszą potem wyrzucać niechcianych kanapek.

Pudełka, które Wy poleciłyście mnie, a teraz ja mogę Wam polecić z czystym sumieniem, możecie znaleźć tutaj i tutaj.

Pamiętacie, jak pisałam Wam o cukrze? KLIK Muszę się pochwalić. Od kiedy postanowiłam ograniczyć spożycie cukru w domu do minimum, moje dzieci całkowicie oduczyły się pić słodkie napoje. To zabawne, ale kiedy kupiłam im ice tea na wakacjach wykręcali buzie i mówili: mamo, ale to słodkie! Tak, cukier uzależnia, ale bardzo szybko można się od niego odzwyczaić. Wtedy wszystko wydaje się za słodkie.

Ulubionym napojem jest teraz woda z owocami. Najchętniej z cytryną i pomarańczą. Już jakiś czas temu odkryłam bidony z wkładem na owoce, pokazywałam Wam je na moim Facebooku. Nie przepadam za czystą wodą, a pić trzeba. Jeśli tak jak ja macie problem w wypijaniem odpowiedniej ilości wody w ciągu dnia, koniecznie wypróbujcie te bidony. Możecie je kupić tutaj.

Jako że nasza spiżarnia pełna jest zawsze soków własnej produkcji, w opcji napoju do szkoły jest również taki soczek z wodą. Co roku na topie jest oczywiście wersja malinowa.

Bidon, w komplecie z kanapnikiem, można kupić tutaj.

Jestem mamą pracującą. Jestem mamą aktywną. Jestem mamą kochającą. Kiedyś przeczytałam, że robienie dziecku kanapek do szkoły to sposób wyrażania swojej miłości do dzieci. W porządku. Ja tę miłość wyrażam inaczej, ale nikogo nie oceniam. Nie muszę wycinać serduszek w chlebku i wkładać karteczek z I love You do śniadaniówki, żeby moje dzieci czuły, że je kocham, ale jeśli inna mama to robi, to szanuję to.

Chcę, żeby moje dzieci były niezależne, samodzielne, odważne i póki co całkiem nieźle mi to wychodzi.

Osobiście wolę wspierać zamiast robić wszystko za nie, bo dzieci są na tyle samodzielne na ile im na to pozwalamy.

 

*Partnerem wpisu jest Allegro

 Anna Jaworska – Mumme

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

4 komentarze

  1. Droga Mumme, przeczytałam kilka Twoich wpisów i podpisuję się pod tym rękami i nogami 🙂 Cieszę się, że są jeszcze normalne matki. Ja tez mam trzech synów ale na szczęście już „wyrosłam” z problemów z którymi Ty się teraz borykasz (logistyka przy trójce dzieci to naprawdę wyższa szkoła jazdy, harmonogram użytkowania łazienki szczególnie rano itp.). Trzymam za Ciebie kciuki i życzę dużo pogody ducha. Juz wkrótce Twoi faceci Tobie będą podawać gorącą kawę 🙂

  2. Coś Ty dobrego narobiła!!! Ja już z niecierpliwością czekam aż moje dziewczynki jak pójdą do szkoły to im takie fajowe kanapeczki i przekąseczki będę szykowała a Ty mi tu z samodzielnością wyskakujesz i baardzo mi się podoba ten pomysł! Chyba pójdę na kompromis i będą jakieś dni robienia śniadanka przez mamę i przez dzieci 😉

  3. Miło poczuć się normalną (nieprzeciętną). Ja dwa, trzy razy w miesiącu przygotowuję szkolniakom drugie śniadanie – takie święto (najczęściej jest to drugi, trzeci dzień zwolnienia na chore maluchy). W rewanżu one czasami przygotowują coś dla mnie- też miło… (nawet jeśli jest to jogurt lub warzywa, które dostały w szkole dzień wcześniej i nimi pogardziły).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.