JEST ŹLE? TO TRZEBA BĘDZIE SIĘ Z TYM ZMIERZYĆ.

Jeśli czytacie mój blog od początku to znacie już Panią Ewę Lisius – położną ze Szpitala Copernicus w Gdańsku, doradcę laktacyjnego, koordynatora programu Szpital Przyjazny Dziecku, od 15 lat prowadzącą szkołę rodzenia Dobry Początek. Pisałyśmy już wspólnie wpisy KARMIENIE PIERSIĄ PO CESARSKIM CIĘCIU I KARMIENIE PIERSIĄ PO POWROCIE DO PRACY. Jeśli jeszcze nie znacie, to niniejszym przedstawiam Wam tę wspaniałą kobietę o ogromnym doświadczeniu i wielkim sercu.

Spotkałyśmy się ponownie po wielu latach i tym razem nie po to, by rozmawiać o karmieniu piersią, a po to porozmawiać… o RAKU PIERSI.

JA: Pani Ewo, czy badała się Pani regularnie?

PANI EWA: To ja może zacznę od początku. Badałam się regularnie. Mammografia i USG była 2 lata wcześniej. Po tym USG 2 lata temu miałam ewakuację torbieli.

A samobadanie robiła sobie Pani regularnie czy raczej jak się Pani przypomniało?

Raczej jak mi się przypomniało. Guzek wymacałam sobie sama. I niestety znajdował się on dokładnie w tym samym miejscu, w którym wcześniej znajdowała się niegroźna torbiel.

Myślę, że ma to coś wspólnego z moim wiekiem – mam 51 lat. Nowotwór, na który choruję, jest guzem hormonozależnym. Hormony zaczęły szaleć i właśnie w tym miejscu zrobił się guz. Z tą piersią zawsze były jakieś kłopoty. Kiedy karmiłam dzieci, a karmiłam dość długo, to właśnie w tej piersi: a to zastój się zrobił, a to bolesne było to miejsce przed miesiączką. I chyba to właśnie uśpiło moją czujność. Gdyby tam było zawsze mięciutko i elegancko i raptem coś by się zrobiło, to od razu bym wiedziała, że coś jest nie tak.

Kiedy wymacałam sobie guzek, to weszłam w wir badań – USG, mammografia, biopsja cienkoigłowa. Wróciłam akurat z urlopu, byłam świeżo po kursie dla doradców laktacyjnych. Tam dużo mówiło się o diagnostyce, było dużo zajęć z radiologami. Pokazywali jak łatwo nie zauważyć czegoś i tłumaczyli, że zawsze warto robić i mammografię i USG, bo każde badanie pokazuje co innego.

W jakim wieku należy zacząć robić mammografię?

Na pewno po 35 roku życia. USG jak najszybciej. Najpóźniej w wieku 25 lat. Jeśli w rodzinie są obciążenia, to jeszcze szybciej. Radiolog mówił mi, że ostatnio mama przyprowadziła na USG 18-letnią córkę i był guz. Złośliwy.

Moje córki są już przebadane. U jednej konieczna była biopsja, z mojego powodu tak naprawdę, bo nie wiadomo było czy to zwapnienie czy zmiana. Na szczęście wykluczono nowotwór.

Ja jestem już po badaniu genetycznym na obecność mutacji genów BRCA. Nie mam jeszcze wyniku. Jest program ministerialny, który objął opieką profilaktyczną kobiety, u których w rodzinie wystąpiły przypadki nowotworów piersi i jajnika. Wystarczy zgłosić się do poradni, pobiera się parę centymetrów krwi, na wynik czeka się około miesiąc. Swoją córkę też zarejestrowałam, ale jeśli okaże się, że ja nie mam tej mutacji, to być może nie będzie jej przysługiwało to badanie.

A jakie jest postępowanie, jeśli okaże się, że jest się nosicielem tego genu?

Można to zbagatelizować, a można, tak jak Angelina Jolie usunąć piersi. Jest możliwość, żeby wyłuszczyć piersi, włożyć ekspandery, które uzupełnia się solą fizjologiczną, a po jakimś czasie umieścić implanty. Mam koleżankę, która zdecydowała się na taki zabieg i żartuje, że tym samym dołączyła do grona celebrytek.

Ile trzeba mieć w sobie optymizmu, żeby potrafić zażartować sobie z choroby.

Żartowałyśmy bardzo często, kiedy odwiedzałyśmy się nawzajem. Ona jest ode mnie młodsza, ma małe dzieci, jest piękną dziewczyną. Włosy wyszły po chemii, wiadomo, ale naprawdę ślicznie wyglądała w peruce. Powiedziałam jej to, a ona na to: Wiesz co, jestem tak zła na tą perukę, że jak już mi włosy odrosną, jak ją zdejmę, to potraktuję ją jak mopa i umyję nią podłogę.

Sprawia Pani wrażenie, jakby się Pani nie bała.

Bardzo lekko do tego podchodziłam,  do momentu, kiedy miałam zrobioną mammografię i widziałam tam już cień na monitorze. Zapytałam: Pani doktor, jak Pani to widzi. Powiem szczerze, że nie podobają mi się te komórki. Potem jak opisała badanie, to zobaczyłam tam 4c. Symbol 4a i b to może być jeszcze jakiś gruczolako-włókniak. Już wiedziałam, że to musi być coś złośliwego. Wyszłam z gabinetu, popatrzyłam na tą kartkę, siedziały tam może jeszcze ze trzy osoby takie przerażone, czekały na badanie, a ja sama do siebie głośno powiedziałam: No trzeba będzie się z tym zmierzyć. Kolejnego dnia miałam biopsję cienkoigłową i lekarz również powiedział, że te komórki mu się nie podobają, więc już wiedziałam, że jest źle. Po tygodniu miałam biopsję gruboigłową, której wynik dał już odpowiedź jaki to rodzaj nowotworu. Na tej podstawie byłam skierowana na konsylium i tam ustalono leczenie.

Na szczęście rodzaj nowotworu jest taki, BYŁ, że to nowotwór złośliwy, ale jest to najlepsza sytuacja z najgorszych, bo nie jest bardzo agresywny.

Wtedy podczas USG stwierdzono, że węzły są czyste. Zaproponowano mi więc usunięcie guza – operację oszczędzającą pierś, radioterapię i włączenie hormonów.

Szczęśliwie trafiłam do szpitala, w którym zrobiono mi śródoperacyjne badanie węzłów i okazało się, że jest przerzut. Dlatego w trakcie tej samej operacji wycięto mi wszystkie węzły pachowe, jak się potem okazało, w nich też były już przerzuty. Dodatkowo w trakcie operacji lekarz zrekonstruował od razu ubytek po wyciętym guzie. Teraz śmieję się, że mam ładniejszą pierś chorą niż zdrową. Wiem, że w wielu szpitalach robi się to w dwóch lub trzech operacjach, a u mnie zrobiono wszystko w czasie jednej.

Dlaczego w takim razie zdecydowali się na chemię?

No właśnie. Ponieważ znaleziono przerzuty, a ja jestem w wieku, w którym hormony jeszcze są mocno aktywne, to zaproponowano mi przynajmniej połowę dawki chemii profilaktycznie. Mogłam się nie zgodzić, ale było dla mnie oczywiste, że poddaję się leczeniu.

Powiedziano mi, że to jakaś chemia łagodniejsza, że włosy mi nie wypadną. Niestety mój organizm zareagował tak jak na najmocniejszą chemię. 1 grudnia skończyłam 50 lat, a 6 grudnia miałam pierwszą chemię. Włosy wypadły mi po trzech tygodniach. Zrobiłam sobie prezent na 50 – te urodziny.

A może zrobiła sobie Pani prezent w postaci życia?

Być może tak, przez to, że znalazłam ten guz.

A potem miała Pani radioterapię?

Tak. Radioterapia to takie paskudne leczenie. Podstępne. Wydawało mi się, że jak już przeszłam tą operację, chemię, to już mam wszystko co najgorsze za sobą, tylko jeszcze 25 naświetlań. Miałam też brachyterapię – pierś uchwyca się w takie szczypce, przechodzą przez nią druty, podłącza się do maszyny i to jest takie celowane naświetlanie, które zastępuje kilkanaście zwykłych naświetlań. I przyznam, że te naświetlania były straszne. Pierś była granatowo- brązowa, skóra to jedno, ale to, co się działo wewnątrz… Do tej pory bark boli mnie jakbym się przewróciła i zbiła go.

Z tym bólem nauczyłam się żyć. Nie biorę leków przeciwbólowych, bo tylko żołądek bym sobie rozwaliła. Radioterapia dała mi w kość powiem szczerze.

W jakich odstępach czasu były naświetlania?

Codziennie. To, co jest plusem tego wszystkiego, tej choroby, to to, że jest to taki ogromny sprawdzian dla rodziny. To nie jest dzień czy dwa – to moje złe samopoczucie. Ja jestem osobą aktywną, wesołą, kontaktową, a tu nagle leżę przewieszona przez łóżko i myślę sobie idźcie stąd wszyscy, bo nie dam rady. Tylko mój piesek był zawsze chętnie widziany.

Nie wymiotowałam, ale miałam straszne biegunki. Nawet po łyku wody. Rano jadłam płatki owsiane na wodzie, migdały, zupę pomidorową, rosół i jajka sadzone. Boże, ile ja tych jajek pochłonęłam. To mnie uratowało. Dzięki temu wyniki badań krwi miałam bardzo dobre, oprócz neutrocytów, bo przez nie nawet raz przesunęli mi chemię, było ich bardzo mało.

Rodzina się sprawdziła. Mój mąż brał wolne w pracy, żeby mnie zawieźć na naświetlania, mimo, że czułam się dobrze. Nie było mowy, żebym jechała sama. Znajomi, rodzina, wszyscy się oferowali, nie pozwalali samej. Moje dzieci bardzo się zintegrowały, muszę powiedzieć, że to było fajne i jest nadal, bo to trwa!

Czyli nie było takiego momentu, że się Pani bała? Wiedziała Pani, że się z tym zmierzy?

Nie, nie bałam się. Wiedziałam, że się z tym zmierzę i w czasie leczenia szłam jak czołg. Organizowałam różne rzeczy, jak na przykład spotkanie klasy podstawówki. Kiedy czułam się lepiej, to miałam wypełniony czas, trzeba było coś załatwić, gdzieś zadzwonić.

Dlatego też chcę teraz wrócić do pracy. Została mi tylko ta niesprawna ręka, w ogóle cała ta strona jest taka inna. Z jednej strony nie mam w niej czucia, a z drugiej mnie boli.

Nie bałam się i się nie boję. Na pewno przed każdym badaniem teraz, w listopadzie mam kontrolne USG i onkologa, będę myślała, wiadomo. W momencie, w którym się zachoruje, wchodzi się w to środowisko chorych osób i słyszy się różne historie.

Na Dzień Kobiet koleżanka zorganizowała taką sesję zdjęciową. Ja się wtedy czułam bardzo, bardzo źle. One mnie wymalowały, ale ja po tych sterydach przy chemii byłam obrzęknięta, w peruce. Nasłuchałam się wtedy tyle tych historii, mimo że na 9 osób tylko trzy byłyśmy w trakcie leczenia. To był chyba mój najgorszy dzień. Wróciłam do domu i byłam tak naładowana tymi wszystkimi historiami, próbowałam się gdzieś tam wstawić, jak to może być u mnie… wszystkie opowiadały o tych najgorszych rzeczach!

To tak jak te straszne historie porodowe?

Tak, tak dokładnie! Wszystko co najgorsze! Jak w filmie Botoks – najgorsze rzeczy, które wydarzyły się we wszystkich szpitalach w Polsce przez ostatnich 10 lat.

Te zdjęcia z sesji chyba już wiszą w WCO.

Ale chyba warto utrzymywać kontakty z kobietami, które przez to przeszły?

Warto!

Czy to nie chichot losu? Całe zawodowe życie zajmuje się Pani kobiecymi piersiami.

Od początku mówiłam, że los ze mnie zadrwił. 20 lat zajmuję się piersiami profesjonalnie, a tutaj coś takiego!

Pani Ewo. Spotkałam się, również osobiście z taką opinią lekarza, że w trakcie karmienia piersią nie bada się piersi USG, bo wynik może być niemiarodajny. Sama po drugiej ciąży czekałam rok po karmieniu do kolejnego badania.

Wystarczy opróżnić piersi. Przystawić dziecko lub odciągnąć pokarm. USG co roku absolutnie należy robić i ja o tym mówię w szkole rodzenia. Kiedy zachorowałam powiedziałam sobie, że obrócę ten nowotwór przeciwko niemu. Teraz jeszcze bardziej będę szerzyła tą edukację i na każdym kroku będę o tym mówiła. Do mojej szkoły rodzenia przychodziłam w chustce, nie w peruce. To był lekki szok, ale mówiłam dziewczynom o tym, że mimo że się badałam, wymacałam sobie ten guzek, okazał się złośliwy, poddałam się leczeniu. Wiem, że jesteście młode, ale ja widziałam również młode kobiety w szpitalach.

Pani też jest jeszcze młoda Pani Ewo.

Tak, ale nie mam 20 czy 30 lat. Kładę więc na to szczególny nacisk.

Czy długo trzeba czekać w kolejce do onkologa?

Do onkologa to raczej nie, jest ich tam wielu. Ja bardzo chciałam do jednego, konkretnego. Co jest najważniejsze, to co kobiety powinny wiedzieć. W momencie zachorowania lekarz pierwszego kontaktu ma obowiązek założyć kartę DiLO – Diagnostyka i Leczenie Onkologiczne. Wtedy wskakujemy w całkowicie inną kolejkę. Wszystkie zabiegi, badania są wykonywane szybko, od ręki. W każdym szpitalu jest koordynator DiLO, który załatwia takie sprawy. Ta karta jest taką przepustką, dzięki niej na przykład w ciągu dwóch tygodni od diagnozy musi być wyznaczony termin operacji. Zdarza się, że lekarze pierwszego kontaktu nie wypisują kart.

Ale trzeba to na nich wymusić?

Tak, oczywiście, że tak. Dzięki tej karcie nie czekałam na nic miesiącami, tylko wszystkie etapy leczenia zazębiały się.

Jak często teraz musi Pani się badać?

Po leczeniu byłam już pierwszy raz u lekarza – onkologa. Pani doktor powiedziała, że teraz będziemy się spotykać co trzy miesiące, robić podstawowe badania krwi, USG piersi. Wszystko na NFZ. Teraz muszę wykonać szereg badań, żeby wrócić do pracy. To co w Polsce jest nie do pomyślenia, nie chcę już tego brzydko nazywać, to że kiedy wykryją chorobę nowotworową, to powinno się zrobić PET – badanie całego organizmu I wtedy rozpocząć leczenie, bo przecież może się okazać, że wykryty nowotwór to przerzut, a nie nowotwór pierwotny. Nowotwór piersi daje najczęściej przerzuty do mózgu, do płuc i kości. I co wtedy, czekać na objawy?

Ja miałam ogromne bóle kości, miednicy przez to, że biorę hormony, ale był czas, że strasznie mnie to martwiło! Po chemii miałam straszne bóle głowy. Już myślałam sobie: coś tam pewnie mam w tej głowie. Lekarz zlecił tomografię głowy. Na szczęście było czysto. To znowu miałam taki kaszel dziwny. Zrobiłam prześwietlenie płuc. Później scyntygrafię kości. Ale taki przeciętny człowiek, który nie wie jakie badanie zrobić, to się nie upomni o skierowanie. Ja jestem pracownikiem służby zdrowia i wiem, że jest możliwość dostać takie skierowanie i zrobić te badania.

Ja się teraz wkręciłam w ten Onkorejs. Szłam z dziewczynami na początku i na końcu, nie miałam siły przejść całego, byłam jeszcze w trakcie radioterapii. Zaczynałam w Krynicy Morskiej, kończyliśmy w Rewie. Robi się 100km w ciągu 7 dni, trasa jest zabezpieczona, spałyśmy w szkole w Krynicy. Idą osoby, które chorowały lub są w trakcie leczenia, choć tych drugich dużo nie ma, bo raczej nie mają na to siły. Poznałam tam grupę bardzo fajnych osób z całej Polski.

Pamiętam, jak stał u nas mammobus i nie było chętnych. Różnie co prawda mówią o tych mammobusach.

Mówią różnie, ale to zawsze jest jakiś wstęp do badań. Pierwszy krok. Pamiętam takie akcje, kiedy można było zrobić mammografię i koleżanka, która jest po 60 i nigdy nie robiła jeszcze mammografii mówi: ja nie idę, bo ja się boję. Powiedziałam jej: to ja ten strach teraz wezmę na siebie, a Ty idź i się zbadaj.

Pani Ewo, co chciałaby Pani powiedzieć wszystkim kobietom, które dobrnęły do końca naszego wywiadu?

Chciałabym uczulić wszystkie kobiety, a szczególnie te młode, które często uważają, że nowotwór piersi to w  wieku 40-50 lat, żeby już od 23-25 roku życia robiły badanie USG piersi chociaz raz w roku, a samobadanie piersi wykonywały po każdej miesiączce. Jak to robić można znaleźć bez problemu w internecie. Są gotowe filmy instruktażowe jak prawidłowo badać sobie piersi.

Kobiety, które karmią piersią również powinny raz w roku robić USG piersi, to ważne.

Jeśli wybadamy sobie jakikolwiek guzek w piersi, koniecznie wizyta u onkologa. Na szczęście większość z nich jest po prostu do obserwacji,są to łagodne zmiany.

Nie bójcie się wizyty u onkologa, on tylko uspokoi, a w razie potrzeby szybko i dobrze ustali leczenie. Im szybciej tym większa szansa na całkowite wyleczenie.

Wszystkim kobietom życzę dużo zdrowia i  radości życia.  Przekazujmy sobie tę wiedzę nawzajem, a dodamy sobie zdrowia.

 

  Anna Jaworska – MumMe

Jeśli uważasz, że mój wpis porusza ważny według Ciebie temat, udostępnij go proszę.

8 komentarzy

  1. trochę mnie to przeraziło… mam 25 lat i nigdy nie robiłam USG piersi, bo właśnie mi się wydawało, że to w późniejszym wieku. jest ktoś w stanie polecić jakieś miejsce w Krakowie, gdzie można, najlepiej na NFZ, takie badanie zrobić?

  2. Najlepiej w poradni, gdzie przyjmują onkolodzy, w Gdańsku jest takie Centrum Onkologii, myśle, że w Krakowie też jest 🙂
    Proszę się nie przerażać, najczęściej w Pani wieku jest wszystko dobrze,czasami jakas torbielka do obserwacji 🙂
    Pozdrawiam,Ewa 🙂

  3. Mam pytanie. Od jakiego lekarza można otrzymać skierowanie na badanie USG piersi? Regularnie co rok chodzę profilaktycznie do ginekologa i nigdy nie zbadano mi piersi ani badania nie zaproponowano.

  4. Jak i gdzie zabiegać o takie badanie usg, czy jest w ramach NFZ? Mam 41 lat i jedyne takie badanie mialam z okolo 9 lat temu. Zostalysmy wtedy wyslane całą grupą z pracy. Wiecej nie bylo takich akcji.

  5. Niestety moja Pani ginekolog także nigdy nie zaproponowała USG podczas rutynowych kontroli, mało tego jak spodziewałam się dziecka, na dzień przed porodem dostałam zapalenia piersi ( tak przynajmniej myślę) w szpitalu nie mogłam tą piersią karmić, na obchodzie lekarze , że tak określę „macali” moje piesi z komentarzem zobaczymy co będzie na następnym obchodzie… W zasadzie nic nie zlecili, nic nie zaproponowali, nic nie doradzili, jedynie położna doradziła mi, że po okresie karmienia radzi mi znaleźć dobrego lekarza. Z perspektywy czasu jako pierworódka jestem zła na lekarzy, nikt nie poświęcił chwili żeby porozmawiać na ten temat. Ja myślałam, że tak się po prostu czasem zdarza przed/po porodzie. A z zachowania lekarzy nie wynikało nic innego, więc po co dokładać sobie zmartwień. Karmiłam ok 6m-cy oczywiście pierś w której miałam zapalenie była odrzucana przez moją córkę, jadła z niej ale krótko, konsekwencja była duża różnica w piersiach. (Jedna miseczka b a druga d). Ale to nie ma akurat znaczenia. Po zakończeniu laktacji szukałam jakiegoś sensownego lekarza, byłam u 2 na USG na szczęście nic nie wykazało, po 3 miesiącach od zakończenia karmienia zapalenie piersi wróciło, biorę antybiotyki na dzień dzisiejszy, ale nie widzę poprawy, więc w przyszłym tygodniu idę na kolejna konsultacje, obecnie chodzę prywatnie mimo że jestem ubezpieczona OMG czy wszędzie trzeba być roszczeniowym? Czy na wszystkim trzeba się znać? Bo mam wrażenie że tak! Właśnie, najlepiej jest wychodzić z założenia że coś nas nie dotyczy, a jak już jesteśmy na badaniach bo nam się przypomni to oby jak najszybciej wyjść a sam lekarz…? No cóż pewnie są tacy, którzy zapytają, zlecą badanie tylko szkoda, że nie wszyscy… Wszędzie trąbią o profilaktyce, więc uważam, że każdy lekarz powinien „cisnąć” w tym kierunku swoich pacjentów, bo przecież on się zna! Więc komu jak nie jemu mamy zaufać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.