NIEGRZECZNE DZIECKO – CZY ONO ISTNIEJE?

Wiele razy spotkałam się z poglądem, że nie ma niegrzecznych dzieci. Cytując jeden z komentarzy na blogu „nie ma niegrzecznych dzieci, są tylko niecierpliwi dorośli”.

Otóż muszę się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Zarówno jako pedagog, jak i mama trzech chłopców.

Czym jest wychowanie? Wychowanie jest procesem, który ma na celu ukształtowanie wychowywanego (w tym przypadku dziecka) po względem fizycznym, moralnym i umysłowym. Tak więc my jako wychowawcy – rodzice, mamy za zadanie przekazać dziecku normy – społeczne, etyczne, pewne wzorce, które umożliwią mu późniejsze funkcjonowanie w dorosłości, czasem już bez naszego wsparcia czy udziału. Do pewnego momentu jesteśmy jedynym wychowawcą naszego dziecka. Później w wychowaniu udział biorą również pedagodzy przedszkolni, szkolni, a także rówieśnicy.

W ten sposób, w dużym uproszczeniu, kształtuje się osobowość, wolę i charakter człowieka.

W życiu społecznym obowiązują pewne normy – w różnych społeczeństwach te normy różnią się od siebie. Normy są dostosowane do wieku i okoliczności. I tak, nikt nie uzna za niestosowne, kiedy dwulatek puści bąka w towarzystwie, ale u sześciolatka takie zachowanie jest już uznawane za niegrzeczne.

Trudno oczekiwać od trzylatka, że usiedzi w miejscu przez godzinę w restauracji czy kościele, ale od siedmiolatka można już tego wymagać. I tak dalej, i tak dalej.

Uważam, że twierdzenie, iż dziecko ma prawo zachowywać się tak jak chce, jest dość egoistyczne. Dlaczego obcy ludzie mają być cierpliwi wobec mojego dziecka, które zachowuje się niezgodnie z zasadami współżycia społecznego? A mówiąc prościej jest po prostu niegrzeczne?

I mówię to z pełną świadomością jako matka trójki dzieci. Matka, która wiele razy znalazła się w trudnej, niekomfortowej sytuacji, z powodu niewłaściwego zachowania swoich dzieci.

Dziecko definitywnie potrzebuje granic, a te granice muszą być stawiane przez dorosłych – wychowawców.

Wierzcie mi, że z punktu widzenia nauczycieli i rówieśników, dzieci nieprzystosowane społecznie nie są dobrze postrzegane w środowisku szkolnym i otoczeniu kolegów. Zdarza się z tego powodu stają się klasowymi kozłami ofiarnymi, są odrzucane przez grupę i uciążliwe dla nauczycieli (nauczyciel też człowiek i niestety nie może być całkowicie obiektywny i pozbawiony osobistych emocji, odczuć i wniosków) i kłopotliwe dla przyjaciół.

Proces wychowania zgodnie z normami społecznymi nie kłóci się w ogóle z poszanowaniem dziecka i rodzicielstwem bliskości. Osobiście nigdy w życiu nie uderzyłam i nie uderzyłabym dziecka. Przez 10 lat nie było nigdy takiej sytuacji. Owszem zdarza mi się krzyczeć, jestem człowiekiem i mam swoje słabości. Natomiast wiem, że moja rola jako matki polega na dawaniu przykładu i objaśnianiu dzieciom świata tak, żeby żyło im się łatwiej, a nie trudniej.

Nie tłumaczę więc swoim dzieciom, że mogą robić co chcą, a inni muszą być wobec nich cierpliwi, bo są dziećmi. Owszem są, ale na swój wiek mają zachowywać się zgodnie z zasadami współżycia społecznego.

Oczekuję, że będą odnosić się do innych (nie tylko dorosłych) z szacunkiem, że w miejscach publicznych będą zachowywać się kulturalnie, że będą reagować, kiedy do nich mówię. Nie zawsze się udaje. To oczywiste. Potrzeba do tego lat pracy, konsekwencji i oceanu cierpliwości i pokory. Wiem jednak, że warto. Wiem, że dzięki temu nie są postrzegani jako bachory, z którymi strach wyjść z domu.

Dlatego uważam, że zwracanie uwagi, tłumaczenie, krzyknięcie, ukaranie dziecka jest prawidłową reakcją na niewłaściwe zachowanie, jest potrzebne i nie sprawia, że dziecko jest tłamszone, nieszanowane czy ograniczane. Dziecko, które zna granice czuje się pewniejsze siebie, bezpieczne i rozumiane.

Ograniczenia w życiu są czymś zupełnie normalnym, dlatego my nie chodzimy nago do pracy, nie wyzywamy swojego szefa czy sąsiadki, nawet jeśli za nimi nie przepadamy, nie grzebiemy w szufladach u znajomych, nie bekamy po jedzeniu w restauracji. Bo żyjemy wśród ludzi.

Najważniejsze, by zrozumieć, że wychowanie to proces i że jest to proces konieczny. Pozwolenie dziecku na ponoszenie konsekwencji swoich błędów również musi być przez nas nadzorowane.

Czy zatem istnieją dzieci niegrzeczne? Oczywiście. I niestety zwykle jest to przejaw zaniedbań wychowawczych rodziców, braku konsekwencji, braku wiedzy lub wyjątkowych okoliczności i zdarzeń, które mają wpływ na dziecko.

Pamiętajmy, że nikt z nas nie jest idealny i nie powinien się na takiego kreować. Wszyscy popełniamy błędy. Nie róbmy dramatu, kiedy dziecko źle się zachowa albo kiedy my niewłaściwie zareagujemy. Potraktujmy to jako kolejną okazję do rozmowy i myślenia o wychowaniu.

Ważne jest, by umieć się sobie przyjrzeć, również jako rodzic i pracować nad sobą. Ważne jest, by umieć krytycznie i obiektywnie spojrzeć na własne dziecko.

Na każdym etapie można i dziecko i siebie skierować na właściwe tory. Im później, tym więcej wymaga to czasu i zaangażowania, ale cel jest nadrzędny.

Celem jest wychowanie szczęśliwego człowieka.

 ANIA JAWORSKA – MUMME

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

3 komentarze

  1. Zgadzam się zupełnie, mam to samo zdanie, jednak zwróciłabym uwagę na jeszcze jeden szczegół, o którym warto wspomnieć. Odnośnie zdania: ” (…)I niestety zwykle jest to przejaw zaniedbań wychowawczych rodziców(…)”. Zgadzam się, że bardzo często niewłaściwe postawy dziecka to efekt błędnej postawy wychowawczej rodzica, ale artykuł mogą czytać także matki dzieci „trudnych wychowawczo”, które wypruwają sobie żyły nad swoim dzieckiem, które i tak zachowuje się gorzej niż dziecko kogoś, kto do wychowania nie przywiązuje wagi.

    Znam taki przypadek, gdzie matka robi dosłownie wszystko, co może, jest konsekwentna (nie wiem czy znam kogoś kto miałby tyle cierpliwości w powtarzaniu dziecku żeby wyrzuciło papierek- do skutku), dba o właściwy plan dnia, o rozwój, o obowiązki. Dziecko jest alergikiem, więc analizuje jego dietę, otoczenie, kosmetyki- prowadzi dzienniczki, żeby sprawdzić, co może źle wpływać na jego zachowanie. Dba o to, żeby zabawki zawsze były posegregowane, żeby posiłki były o stałych porach, tak samo kąpiel i sen. Tłumaczy wszystko, określa zasady, stosuje kary, ale też chwali za każde pozytywne zachowanie. To dziecko w wieku 2 lat odnosiło po kolacji swój talerz do zlewu. Dba żeby miał ruch, żeby mógł się rozładować, dwa razy dziennie wychodzi, nawet w deszcz czy mróz. Ale gdy idzie się z nim na plac zabaw to wygląda niestety jak to niegrzeczne dziecko i każdy patrzy na nią, jakby go rozpieszczała. Mimo że jest o wiele lepiej i robi postępy, ale w porównaniu do innych dzieci i tak częściej zdarzy mu się wyrwać komuś zabawkę , buntować się, że trzeba czekać na huśtawkę, kłaść się na chodniku robiąc aferę albo uciec rodzicom na spacerze. Dla porównania jego brat nie sprawia żadnych problemów. Czasami efekt nie do końca odzwierciedla nasze starania, warto byłoby wspomnieć tutaj też o dzieciach niegrzecznych z natury, które wymagają o wiele więcej pracy a efekty są dużo wolniejsze. Podobnie jak np. dzieci autystyczne.

    Zauważam też, że często wyznacznikiem dobrego wychowania jest dla ludzi to, że dziecko dobrze się uczy i jest spokojne-nie biega, nie krzyczy. Taki typowy flegmatyk-kujonek. A czy to dziecko szanuje innych to już jest mniej ważne. Mam takich znajomych- dwójka dzieci, które od pierwszych miesięcy życia cechowały się nadzwyczajnym spokojem. Rodzice nie mieli w ogóle problemu z nimi, bo albo spały albo się rozglądały, w kościele cichutko jak myszki. Tak samo z ich nauką- to są dzieci, które mają mnóstwo zainteresowań , chętnie oglądają programy naukowe i są mega inteligentne- dobrze się uczą, a w prezencie urodzinowym dla swoich wujków lub cioć są w stanie przynieść własnoręcznie opracowany zestaw zadań matematycznych (i taki wujek czy ciocia na swoich urodzinach zamiast pogadać z gośćmi musi te zadania rozwiązywać). Wszyscy uważają, że te dzieci to ideał wychowania. Są cicho, nie krzyczą, nie biegają, oceny genialne. Ale ja zauważam, że te dzieci mają też bardzo wysokie mniemanie o sobie. Muszą być w centrum uwagi. Wtrącają się do rozmów dorosłych, przerywają im i często się wymądrzają. Potrafią do swoich rodziców odezwać się tak, jak mnie- dorosłej osobie, nawet by przez myśl nie przeszło odezwać się do swoich. Młodszy wydaje się być takim outsiderem, pochłonięty jest raczej swoimi zainteresowaniami. Mam wrażenie, że woli siedzieć z dorosłymi i chwalić się im swoimi sukcesami niż bawić się z dziećmi. Przeważnie siedzą przy dorosłych i wtrącają się do dyskusji, nie da się swobodnie pogadać i ruszać wszystkich tematów. Nie potrafią przegrywać- gdy to się zdarza podczas gry to na szybko łamią zasady, żeby przypadkiem nie przegrać- rodzice czasem zwrócą uwagę a czasem na to pozwolą, bo w końcu grają z samymi dorosłymi, którzy potrafią przymknąć oko i dać dziecku wygrać. Muszą być najlepsi. Dla wszystkich to wzór dobrego wychowania, dla mnie- inteligencja i spokojny temperament, ale nie idący w parze z postawami społecznymi takimi jak skromność czy szacunek. Owszem, oceny to też zasługa rodziców, dla których już czwórka w szkole jest sytuacją alarmową. Bardzo ich pilnują.
    Myślę, że utarty ideał wychowania to dziecko porządnie ubrane, ułożone, z dobrymi ocenami, które jest cicho, nie bierze udziału w bójkach… Już mniej się o tym myśli, żeby to dziecko nie uważało się za najważniejsze na świecie, żeby potrafiło uszanować, że inni (dorośli) chcą pogadać na osobności, żeby wiedziało, że nie można przerywać wypowiedzi ani łamać zasad gry, żeby używało zwrotów grzecznościowych i odnosiło się z szacunkiem.
    Przykładowo w przedszkolach najważniejsze żeby dzieci nie biegały i były cicho. Ale to, że nie używają w ogóle słów „proszę” czy „dziękuję” i zwracają się do obsługi jak do służących to już nie jest taki problem…

    1. Moja starsza córka też dziecko typowo bezproblemowe, zero awantur na mieście, wystarczyło raz wyjaśnić i wiedziała co i jak. A druga wystarczyło, że miała w ciągu dnia za dużo bodźców i np kiedy miała 3 lata zdarzały jej się awantury na ulicy. Z boku pewnie to wyglądało, że rozpieszczona. Ale ja się tym kompletnie nie przejmowałam co myślą inni. Wiedziałam jaki jest całokształt jej osobowości jaka jest naprawdę. To prawda, że przy niej trzeba mieć więcej cierpliwości. Bo naprawdę trzeba dawać dużo argumentów dlaczego warto to zrobić a tego nie. Ale aktualnie ma 7 lat i miło jest widzieć efekty tej cierpliwości jaką jej okazaliśmy i nadal okazujemy. Ale ludzi zawsze będą gadać.

  2. Oczywiście, że są niegrzeczne dzieci. Tylko mam wrażenie, że w Polsce dziecko biegające, głośne, wygadane jest już traktowane jako niegrzeczne. Ostatnio mój brat stwierdził, że moje dzieci są niegrzeczne bo ja muszę robić im jedzenie, które lubią. Według niego dziecko powinno jeść to co zrobi rodzic. Dopiero jak mu przypomniałam jak pokryjomu wylewaliśmy mu zupę, którą jadł od pół godziny w dzieciństwie, której nienawidził.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.