KOCHAM JEŚĆ I DOBRZE MI Z TYM. LUBIĘ SIEBIE.

A propos dzisiejszej grafiki o spodniach dresowych, robiłam ją tak, jak zazwyczaj, uśmiechając się pod nosem. Myślałam wtedy o sobie, swojej figurze, odchudzaniu i o tym, jak bardzo zmieniło się moje podejście do tematu przez ostatnie miesiące.

Po urodzeniu trzeciego syna bardzo źle czułam się w swoim ciele. Mój brzuch wisiał, ja miałam sporą nadwagę i to był moment w moim życiu, w którym zaczęłam ćwiczyć. Nienawidziłam sportu. Tego fikania, potu, zmęczenia po treningu.

Ale zaskoczyłam. Spodobało mi się. Po części była to zasługa trenerki, po części fajnej siłowni, ale przede wszystkim motywacji. Żeby podejść do plastyki brzucha, musiałam maksymalnie schudnąć. I schudłam. Może nie tak jak planowałam, ale wyrobiłam się do zabiegu.

Po operacji musiałam czekać kilka miesięcy, aż moje pozszywane mięśnie znowu będą mogły ćwiczyć.

I wróciłam na salę. Wtedy właśnie wkręciłam sobie, że będę znowu wyglądała jak dwudziestopięciolatka. Trochę wysiłku, dietka i wystarczy.

Mój 35 letni organizm, po trzech ciążach postanowił jednak pokazać mi fuck you.

Ćwiczyłam nawet pięć razy w tygodniu, trzymałam dietę, ważyłam posiłki, pilnowałam ich ilości, ograniczyłam to, co mnie uczula (co pokazały testy na nietolerancję) i nie mogłam zejść poniżej 62 kg.

Teraz ważę 65 kg. I jest mi z tym bardzo dobrze. Nadal ćwiczę – 2 razy w tygodniu i nie jest to siłownia, tylko Pilates.

Za namową mojej fizjoterapeutki nie skupiam się na postępach tylko na „utrzymaniu dobrostanu” – życia bez bólu kręgosłupa.

Przestałam koncentrować się na kaloryczności dań. Dbam o to, by jedzenie było zdrowe – jaja i mięso ze wsi, warzywa z ogrodu, dobrej jakości sery, makarony.

Kocham jeść. I nie chcę sobie odmawiać pysznego francuskiego rogalika, którego upiecze mi mąż, serniczka wkurwiczka, spaghetti, które kocham, pizzy własnej roboty, czy świeżo upieczonej bagietki po to, by ważyć 3 kg mniej. Nie potrzebuję tego rodzaju negatywnych uczuć w życiu.

Zaakceptowałam siebie całkowicie. Przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Nie jestem wobec siebie zbyt surowa. Z pewnością nie mam figury fotomodelki, ale pogodziłam się z tym, że nie będę jej miała.

Staram się nie jeść gówna, choć czasem, gdy najdzie mnie ochota na BigMaca to po prostu go jem i tyle. Bez zbędnych wyrzutów sumienia.

Co zrobisz, jak nic nie zrobisz – mawia moja siostra.

No nic nie zrobię, że mąż szkolił się W Le Cordon Bleu w Paryżu, w Toskanii, u Michela Roux w Londynie, u Kurta Schellera czy Tomka Jakubiaka. Nic nie poradzę na to, że to co gotuje to jest niebo w gębie, albo i kosmos.

Co mam począć? Owies jeść, czy jak?

Słaba jestem i pogodziłam się z tą swoją słabością, a co za tym idzie z fałdeczkami i większym biustem. Pogodziłam się z pęcinkami, na których nie dopną się żadne kozaki. Pogodziłam się z jeansami z wysokim stanem, w które wszystko można upchnąć.

Zgadzam się pokornie na moje M i już nie marzę o XS. Jestem zdrowa, ważę tyle, ile powinnam, zatem nie wyznaczam sobie wyimaginowanych ograniczeń po to, żeby wypiąć poślady na basenie na urlopie.

Nie mam absolutnie nic przeciwko wypinaniu, szczególnie kiedy są piękne, zadbane i opalone. Ja mam po prostu inne priorytety.

Dopóki mnie nie przyciśnie guzik ulubionych jeansów będę jadła swobodnie i dbała o kondycję na treningach.

Lubię siebie teraz, dużo bardziej niż tę trzy kilo szczuplejszą.

Lubię siebie dokładnie taką, jaką jestem. Ciągle głodną.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

1 Comment

  1. uwielbiam czytać i słuchać o kobietach, które lubią siebie, zamiast na siebie narzekać 🙂 ja się z tym w zupełności zgadzam, chociaż ja mam odwrotny problem. mam duża niedowagę, mimo ciąży nadal ważę dużo za mało, a kocham jeść i jem dużo. zdrowa jestem, więc pogodziłam się z tym, że nigdy nie będę miała kobiecych kształtów i dużego biustu. pogodziłam się z tym, że jestem chuda, że mogę policzyć swoje żebra, że mam płaski tyłek, że mam dwa guziki zamiast piersi. przestałam reagować na przykre komentarze, że wyglądam jak kościotrup. do tego, żeby kochać siebie wystarczy mi zdrowie i facet, w którego oczach na widok mojego ciała widzę „jestem boska taka jaka jesteś i taką Cię chcę”. dopóki nie mam problemów ze zdrowiem i dopóki dla mojego męża jestem seksowna i atrakcyjna to wszyscy inni ludzie mogą mnie ze swoimi komentarzami pocałować w cztery litery. moje życia, moja dupa, moja sprawa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.