JESIENNE MACIERZYŃSTWO – PORÓD A PORY ROKU

Każdy z moich synów urodził się o innej porze roku. Najstarszy latem, średni jesienią, a najmłodszy wiosną. Brakuje mi jeszcze czwartego urodzonego zimą do tego opisu porównawczego. Żartowałam. Mam już komplet.

Nie wypowiem się na temat zimowego porodu, choć sama jestem grudniowym dzieckiem.

Powiem Wam tylko, że wiem, jak mogą się czuć mamy, które urodziły dzieci jesienią. Nie najlepiej.

Jesień to taki czas, kiedy większość z nas odczuwa mniej lub bardziej przesilenie i pogoda nie sprzyja dobremu humorowi. Jeśli dorzucimy do tego ograniczoną możliwość wyjścia z domu, nieprzespane noce, huśtawkę hormonów, obolałe ciało, nadwagę, płaczącego maluszka, sfochowanego męża i wtrącającą się teściową, rtto może z tego wyniknąć niezły bigos w głowie i otoczeniu.

Kiedy rodziłam wiosną czy latem praktycznie od razu mogłam wyjść z dziećmi do ogrodu, pojechać gdzieś na spacer, pogoda była ładna. Kursowałam z wózkiem codziennie, więc kilogramy leciały w dół. Na straganach pyszniły się świeże warzywa i owoce, pachnące słońcem. Wszystko nastrajało radośnie i było jakoś łatwiej przejść te trudne pierwsze tygodnie po porodzie. Żaden b5aby blues mnie nie atakował.

Zupełnie inaczej było jesienią. Urodziłam w połowie października, było już zimno, szybko robiło się ciemno. Byłam nerwowa, mały słabo jadł i słabo przybierał, spał trochę w dzień, a w nocy wciąż płakał, miał kolki, zbiegło się to dodatkowo z kłopotami w pracy. Byłam jak zombie. Wykończona, zła, sfrustrowana, nie byłam w depresji, ale z pewnością udzielił mi się porządny baby blues. Nie było mi wtedy do śmiechu. W nocy zmęczenie zajadałam ciastkami, dupa rosła, a ja czułam się jeszcze gorzej.

Żałuję, że nie było wtedy chociaż blogów tak jak dziś, jakichś grup wsparcia. Myślę, że powinnam była wtedy pójść do psychoterapeuty. Poradziłam sobie, bo generalnie silna ze mnie kobieta, ale wspominam ten czas z lekkim żalem.

Jeśli miałabym doradzić jesiennej mamie jak sobie radzić z tym paskudnym nastrojem po narodzinach dziecka w tym zgniłym pogodowo czasie, to przychodzi mi do głowy parę rzeczy, które powinnam była wtedy robić:

  1. Nosić ładną bieliznę. Nie dla męża, dla siebie.
  2. Zrobić rano minimalny make up, uczesać się i ubrać. Inaczej patrzy się na samą siebie w lustrze.
  3. Zrobić coś dla siebie – fryzjer, paznokcie, kosmetyczka, cokolwiek.
  4. Zainwestować w czytnik książek, żeby móc poczytać sobie coś przy nocnych karmieniach.
  5. Kupić fajne gacie wyszczuplające. Ten odstający brzuch potrafi psuć humor przez wiele tygodni.
  6. Prosić o pomoc wszystkich wokół bez żadnych skrupułów.
  7. Zrobić wszystko, żeby się wyspać. Zrób butlę, odciągnij pokarm, połóż się w dzień. Obojętnie. Świat wygląda wtedy mniej ponuro.
  8. Przestać się przejmować pierdołami – nieumytą podłogą czy brakiem obiadu z dwóch dań.
  9. W razie poważnego spadku nastroju koniecznie pójść do psychoterapeuty lub psychiatry. Z hormonami nie ma żartów.

Czego nie robić!!!

  1. Nie myśleć o tym, że „powinnam czuć się taka szczęśliwa”. A kto tak powiedział? Urodziłaś dziecko. Nie masz wpływu na to, jak się z tym czujesz. NIE OBWINIAJ SIĘ!
  2. Nie zwlekać ze zwróceniem się o profesjonalną pomoc, „bo karmię, to i tak nie mogę nic łykać”. Terapia farmakologiczna to ostateczność. Często wystarczy kilka spotkań z dobrym psychoterapeutą i wsparcie bliskich.
  3. Nie zaniedbać się.
  4. Nie udawać bohaterki.
  5. Nie wprowadzać diet eliminacyjnych bez powodu. To pogłębia frustrację. Kolki dziecka raczej nie mają związku z tym co je mama.
  6. Nie dramatyzować z powodu dupereli.
  7. Nie odpychać pomocnych dłoni. Z pewnością umiesz wszystko zrobić najlepiej, ale każda pomoc jest pierwszych miesiącach mile widziana.

Te zasady tyczą się w sumie każdej pory roku i każdej kobiety po porodzie. Baby blues czy depresja może dopaść każdą mamę i należy ją wesprzeć, zrozumieć, pomóc, szczególnie w kiepskim jesiennym czasie. Może macie wokół siebie jakąś młodą mamę, której możecie okazać wsparcie? Choćby pogadać, bo często zamknięte w czterech ścianach, nierozumiane, bez pomocy pogrążają się z dnia na dzień i tracą cenne chwile radości.

Może sama jesteś taką mamą? Odezwij się proszę.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

17 komentarzy

  1. Słowem w sedno !! Moja starsza z 28 listopada 17 lat temu dała mi bobu !!
    Ale zrobiłam wszystko juz wtedy według Twojej instrukcji a jeszcze o jedno więcej- urodziłam w trakcie roku szkolnego i nie przerwałam nauki – codzień walczyłam o nas wszystkich ale przedewszystkim o siebie !! Każdy pomagał bo chciał i nawet mocno nie prosiłam – było cieżko ale daliśmy wszyscy rady !!
    Najważniejsze -cyc do przodu fajny ciuch lekki makijaż i do ludzi – brudna podłoga nie spowoduje ze Twoje dziecko bedzie mniej szczęśliwe!!!

  2. To prawda, pierwszego syna urodziłam w maju, teraz drugiego właśnie w połowie października.
    Poza wszystkim, co zostało wyżej wymienione dodałabym jeszcze jedną rzecz – ubieranie noworodka na jesień a brak konieczności ubierania dziecka w cokolwiek w ciepłym maju to jest ogromna różnica.
    I jeszcze samotnie krążące matki z wózkami w deszczu w porównaniu do tych siedzących i wesoło trajkotających w parkach w lecie, karmienie piersią na ławce a konieczność krążenia wokół domu lub miejsc, gdzie można nakarmić.
    Ale cóż, na wiosnę będzie siedział 😉
    Pozdrawiam 🙂

  3. Nie dość, że kobieta jest mega zmęczona porodem, samym macierzyństwem to jeszcze czas w którym nasilaja się depresje..współczuję. Ja miałam to szczęście, że urodziłam w czerwcu..byl wrecz upał a moja mała ze szpitala wyszła w samych bodach i skarpetkach:) także okazało sie, ze połowy ciuszkow nawet nie miala na sobie:). Kobieta musi mieć tyle sił, ile mężczyźni nie są sobie w stanie wyobrazić. Ty masz tę ogromną siłę i każda z nas mimo trudnych chwil, którym nacechowane jest macierzyństwo. Dziękuję za bloga:))

  4. Wpis bardzo na czasie jeśli chodzi o mnie…. właśnie urodziłam mojego synka w połowie października tego roku. Niestety zaraz po porodzie dopadł mnie okropny baby blues. Myślałam nawet, że to depresja bo było to bardzo intensywne. Dziś już wiem, że najprawdopodobniej były to hormony, ale moge powiedzieć, że w takiej sytuacji absolutnie najważniejsze jest wsparcie najbliższych. To mi pomogło przetrwać. A teraz… no cóż zgadzam sie, że to strasznie ważne, żeby zadbać o siebie… zrobić makeup, w miare ładnie się ubrać itd. i to nawet jak sie siedzi w domu. Trzeba to zrobić dla siebie zeby nie zatracic samej siebie i nie sprowadzic sie jedynie do roli matki.

  5. Rodziłam swoje pierwsze dziecko dokładnie 5 lat temu (22 listopada). Poród trwał 26 godzin. Dodatkowo kiedy tylko synek pojawił się na świecie miałam porządną sprzeczkę z neonantologiem, która była jednocześnie ordynatorem oddziału noworodków. I do końca wizyty w szpitalu byłam nękana psychicznie. Kiedy tylko przekroczyłam próg szpitala poryczałam się na maxa… nie mogłam się uspokoić. Bolało mnie wszystko. Nie mogłam się wyprostować bo przy porodzie przestawiły mi się kręgi. Byłam strasznie zmęczona fizycznie po długim i bolesnym porodzie i psychicznie za sprawą personelu szpitala. Nie mogłam karmić piersią (uczulenie na laktozę) więc czułam się gorszą matką. Nic mnie nie cieszyło. Dopadł mnie baby blues. Nie łączyłam tego z pogodą za bardzo, raczej z sytuacją w szpitalu. Na pierwszy spacer wyszliśmy po 10 dniach od porodu (spadł już śnieg, który dawał mi sporo radości). Byliśmy na spacerze każdego dnia, bez względu na pogodę i to mi dawało ukojenie nerwów.

    Drugiego dzidziusia urodziłam w środku lata. Poszło szybciej (6 godzin) ale maluch był zmarzluchem i w mimo wysokich temperatur moje maleństwo ubrane było jakby na dworze było 10 stopni C. Karmiłam piersią i całe dnie spędzałam w domu bo maluch potrzebował bardzo częstego przystawienia do piersi. Spacery odbywały się w ekspresowym tempie. 😉 I faktycznie nie odczułam żadnego baby blues.

    Może jest coś w tym co piszesz 🙂 Pozdrawiam!

  6. Ja urodziłam pod koniec lipca, ale miałam niezła jazdę bez trzymanki… ciężki poród, malośpiący noworodek i podkopywanie pewności własnych działań przez innych. Teraz, po 3 miesiącach jestem już ogarnięta. Wiem co i jak, podchodzę do sprawy bardziej na luzie, zwłaszcza do pomocnych dłoni… Ale jak pomyślę o pierwszym miesiącu to robi mi się bardzo przykro.

  7. Dziękuję za ten artykuł. Myślałam że coś ze mną nie tak. Czytałam jak o sobie .:-( Bo to się dzieje właśnie teraz 😉

  8. Rzeczywiście nigdy nie patrzyłam na macierzyństwo pod tym kątem, ale masz rację. Zupełnie inaczej znosi się szok po porodzie wiosną/latem niż jesienią/zimą. Odprowadzanie/przyprowadzanie starszej córki do/z przedszkola 2 razy dziennie z kilkutygodniowym maleństwem, w samym środku zimy, rzeczywiście wspominam jak koszmar. Dziewczyny, nie bójcie się prosić o pomoc, ludzie często nie mają pojęcia, jak jest wam ciężko.

  9. Dzięki za ten artykuł. Właśnie jestem 6 tygodni po porodzie i z kilkoma punktami, które opisałaś mogę się zdecydowanie zgodzić. Jest po 11:00 i dopiero teraz znalazłam chwilę dla siebie bo synek zasnął – mogę ubrać się, uczesać, zjeść i poczytać co słychać w świecie ?na gotowanie obiadu i sprzatanie nie mam ochoty. Wolę zrobić kilka ćwiczeń z jogi,posłuchać ulubionej muzyki – choć przez kwadrans żeby poprawic sobie samopoczucie po nieprzespanej nocy. Obejdzie sie bez terapeuty, jesli zadbamy o siebie w tych kilku wolnych chwilach. Czas nabrał zupełnie innego wymiaru po porodzie! A z drugiej strony warto docenić ten właśnie okres z malutkim dzieckiem , bo te chwile są niepowtarzalne ?

  10. A ja uwielbiam być jesienną mamą- obie córki urodziłam w październiku i jestem mega zadowolona. Po pierwsze pod warstwami ubrań nie widać dodaktkowych kilogramów, po drugie dziecko na wiosnę jest już prawie odchowane a latem zaczyna już stać i korzystać z ogrodu, plaży. Nie poci się i nie ryczy z upałów latem (koleżanka rodziła latem i widziałam jak dzidziuś się męczył z upałów). NO i w ciązy nie trzeba było kupować kurtek płaszczy tylko w swetrze poszłam rodzić. Pozdrawiam Aniu
    http://www.majciakombinuje.pl

    1. Zawsze powtarzam, że każda pora roku ma swój urok, i w tym co napisałaś jest dużo racji, ale jakbym miała się zdecydować na trzecie dziecko to tylko wczesna wiosna. Wiosna daje takiego kopa, że wszystko jesteśmy w stanie znieść

  11. Niestety ja urodziłam właśnie pod koniec października i z depresją męczyłam się 3 miesiące. Cesarka, zapalenie piersi, pierwsze dziecko – kolki, ciągle płacz to wszystko zrobiło swoje. Dzięki pomocy rodziców wyszłam na prostą. Zgadzam się z tobą w wielu sprawach.

  12. Jestem tegoroczna wrześniowa mama widzę kilka plusow. Pod ubraniem faktycznie nie widać faldy brzucha, nie musialam kupowac zimowych ciuchów ciazowych, mala jest obecnie szeroko pieluchowana i nie wyobrażam sobie żeby z tyloma warstwami flaneli byla w upalach. Ale niestety sa tez minusy w ciazy okropnie spuchlam..w upalach strasznie sie meczylam, i wiekszosc wakacji przesiedzialam w domu i nie miałam prakrycznie nic z wakacji bo ledwo się kulalam. No i ta szarówa za oknem co chwile pada i faktycznie nie jestem w stanie spacerować tyle ile bym chciala,a czasami rano wcale nie chce mi sie ubrać..no ale trzeba jakos przetrwac. W koncu każda pora roku ma swoje plusy i minusy.

  13. obie córcie rodziłam „w tych gorszych” okresach bo jedna zimowa – luty a druga jesienna – pażdziernik. WIec może nie wiem jak to jest latem czy wiosną ale nie narzekałam 😉 zawsze starałam się mieć jakiś bufor, własną niszę która pozwoli mi nie być tylko smartmama uwięzioną w domu. i to jest chyba klucz… nie tylko samymi dziećmi człowiek żyje! Są kochane ii przecudne ale motto szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci przekazuje swoim koleżankom. U mnie działa. wiadomo każdy ma gorszy dzień ale tego to się nie przeskoczy. Pogoda owszem nie sprzyja ale moje dzieci chyba cóż mega współpracowały 😉 bo obie kochały wózek jedna do tego stopnia, że w dzien w domu nie spała i tak do drugiego roku życia… :0 spanie jedynie w wózku i to jeżdżącym więc czasami 3-4 h jeżdżenia i tak odkąd skończyły 3 tygodnie. Nie ważne mróz, śnieg, deszcz na dwór się szło kilometry leciały kologramy nie musiały ;0 więc dla mnie chyba pora roku nie grała większej roli 😉 z resztą po dziś dzień chyba bardziej kocham zimę… jest taka piękna!!!

  14. Ja urodziłam pierwsze dziecko 8 listopada i przede wszystkim nie rozumiem stwierdzenia, że „wiosną i latem praktycznie od razu można chodzić na spacery” – my na pierwszy spacer wyszlismy po tygodniu i spacerowalismy prawie codziennie przez cala zime. Powietrze, ruch, nie grzejące ale jednak słońce. I nie trzeba spacerować tylko po okolicznym parku. Jeśli mieszka się w mieście, to można pieszo pójść do centrum handlowego i tam kupić sobie ładny ciuszek, można pożyczyć przewodnik po swoim mieście i trochę pozwiedzać, można pójść do kawiarni na herbatkę i ciacho lub jeśli chcemy zrzucić zbędne kg, na siłownię pod chmurką. Nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie! Radzę nie zamykać się w domu, a baby blues nie będzie miał szans niezależnie od pory roku 😉

  15. Ja urodziłam synka w styczniu. Była bardzo mroźna pogoda aż do marca. Pierwszy spacer był jak syn miał miesiąc. Dobijalo siedzenie w domu, szaro, szybko ciemno, zimno.
    Ratowałam się tym, że mąż wracał z pracy a ja mogłam wyjść na chwilkę na zakupy, do siostry na herbatkę,. Zawsze to pomagało przetrwać do wiosny 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.