Powiem szczerze. Nie rozumiem, dlaczego każdy ma w Polsce dostęp do fajerwerków, nie ma wystarczających regulacji prawnych, które by narzucały zarówno jakość, jak i dostępność pirotechniki. Można je kupić w każdym markecie, na bazarze, część z nich pochodzi z Chin i nie ma żadnych atestów ani polskojęzycznych instrukcji.
Wszędzie czytam: nie strzelam w Sylwestra, bo psy się boją. A to ludzie powinni się bać! Co roku SORy są pełne poparzonych dzieci, dorosłych z popalonymi dłońmi, poparzonymi oczami, a czasem i wypłyniętym mózgiem. Tak! Tak właśnie.
Przepraszam za te emocje, ale sama o mały włos nie stałam się ofiarą fajerwerków.
Miałam wtedy 18 lat. Byliśmy ze znajomymi na domówce. O północy wszyscy wyszliśmy do ogrodu składać sobie życzenia. Poleciały petardy. Jedną z nich było pudełko z wyskakującymi z niego świszczącymi kulkami. Właśnie składałam życzenia mojej przyjaciółce, kiedy poczułam uderzenie w plecy. Odwróciłam się. Moje plecy były w ogniu. Paliłam się. Przytomnie rzuciłam się tyłem na śnieg i ogień udało się ugasić. Płaszcz był spalony – dziura miała średnicę kilkudziesięciu centymetrów, marynarka również. Sukienka lekko się przysmaliła, skórę szczęśliwie udało się uchronić dzięki kilku warstwom ubrania. Dla mnie impreza była zakończona. Przeżycie doprawdy niezapomniane.
O 20 lat nie znoszę petard. Nie pozwalam moim dzieciom stawać obok strzelających osób.
Uznaję wyłącznie profesjonalnie zorganizowane pokazy fajerwerków, które są nadzorowane przez uprawnione osoby.
Niestety przepisy przepisami, a petardy wciąż latają. Zaczyna się kilka dni przed Sylwestrem, kończy po Nowym Roku. Strzelają wtedy głównie dzieci i młodzież. A w Sylwestra również dorośli – głównie faceci. Petardy co roku wywołują dziesiątki, a nawet setki pożarów, w których ofiarami są ludzie i ich domy.
Zastanówcie się proszę, czy warto ryzykować zdrowie i życie dla huku i kilku błysków na niebie.
Ani to ładne, ani bezpieczne.
Nadzorujcie dzieciaki proszę i uważajcie na siebie. Tutaj naprawdę niewiele potrzeba, żeby stało się nieszczęście.
Ja będę oglądać pokaz z daleka, jak zawsze.
Ania Jaworska – MumMe
Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).
Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/
Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/
Ha! I tu rozumiem i popieram, tylko że ja dostałam petardą między oczy! Serio! To były takie pocierane o zapałki z ciężkim, chyba gipsowym środkiem. Miały dużo huku robić. No i ten gipsowy środek walnął mnie między oczy! 2cm w lewo lub prawo i byłabym w najgorszym przypadku półślepa… całe szczęście czoło jest twarde.
Mi też przydarzyła się podobna historia. Grzecznie staliśmy całą dzieciarnią w rządku i oglądaliśmy, jak tata koleżanki odpala fajerwerki. Wszyscy dorośli byli już mocno wcięci, w pewnym momencie nie wiadomo co się stało, bo jeden fajerwerk „zwariował” latając poziomo po ogródku, robiąc korkociągi, aż przeleciał nam (dzieciom) tuż przed samymi twarzami, na szczęście żadne z nas nie pochyliło się w tym momencie do przodu, bo oberwałoby płonącą rakietą prosto w buzię! Brrrr… niezłego stracha wtedy mieliśmy!
Nie lubię fajerwerków poza imprezami zorganizowanymi, poprostu szkoda mi kasy na tą wątpliwą zabawę. W tym roku będę oglądać je z okna domowego wraz z synem o ile wytrzyma do 24, a jeśli młody pójdzie wcześniej spać to nawet do okna nie podejdę.
Popieram wpis w 100%!!! Jakieś 10 lat temu podczas zorganizowanego w lokalu balu sylwestrowego miałam podobne zdarzenie. Północ, puszczanie fajerwerków. Stałam daleko od miejsca puszczania, pod samym budynkiem. W pewnym momencie poczułam oparzenie na nogach. Okazało się że silny podmuch wiatru przynios fajerwerke która opadła na mojej sukience. Dziury wypalone w sukience, rajstopach, lekkie oparzenie. Imprezy nigdy nie zapomnę, zabawa dla mnie była skończona.