DZIECKO A NOWE ZWIĄZKI RODZICÓW – TRUDNE RELACJE

Pierwszą wiadomością, która wyświetliła mi się dziś rano była ta o odnalezieniu ciała hiszpańskiego chłopca, który zaginął kilkanaście dni temu. Zwłoki znaleziono w bagażniku samochodu, który prowadziła jego macocha – partnerka ojca.

Kobieta została zatrzymana i jest podejrzewana o jego zamordowanie.

Dopóki nie zapadnie wyrok nie będzie wiadomo ostatecznie czy jest winna. Ja też nie zamierzam jej osądzać.

Wydarzenie to jednak wywarło na mnie dość duże wrażenie i cały dzień myślałam dziś i o chłopcu i o swoim dzieciństwie.

Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam niecałe 7 lat. Mama bardzo szybko wyszła za mąż i urodziła mojego przyrodniego brata.

Tata ożenił się dopiero po kilku latach, jemu również urodziło się dziecko w nowym związku.

Mój ojczym nie żyje, a o zmarłych podobno mówi się dobrze albo wcale, więc przemilczę.

Nie chcę zagłębiać się w szczegóły moich relacji z macochą i ojczymem, nie jestem na to gotowa, tym bardziej na forum. Z obojgiem miałam i mam złe relacje.

Dziś jako dorosła kobieta często rozmawiam z dziećmi i młodzieżą, których rodzice są po rozwodzie w nowych związkach. Rozmawiam również z macochami i ojczymami oraz mamami i tatusiami w patchworkowych układach.

I z pozycji dziecka – nie z pozycji matki – chciałabym powiedzieć o kilku sprawach.

Czy wiesz co może czuć dziecko, którego rodzic związuje się z nowym partnerem?

NIEPEWNOŚĆ, LĘK, ŻAL, POCZUCIE WINY, ZAZDROŚĆ, ZŁOŚĆ, SMUTEK, NIEBEZPIECZEŃSTWO, CIEKAWOŚĆ, BUNT, GNIEW.

Dziecko, którego rodzice się rozstali, zazwyczaj chciałoby, żeby znowu byli razem. Wyjątkiem są sytuacje, w których dziecko boi się swojego rodzica lub go nie zna, choć i wtedy go idealizuje lub kiedy jedno z rodziców nie żyje.

Pojawia się partner mamy czy partnerka taty – potencjalne zagrożenie. Nie tylko dla dziecięcej wizji powrotu do siebie rodziców, ale również dla relacji samego dziecka z rodzicem.

Jeśli komuś się wydaje, ze kilka rozmów z dzieckiem z zapewnieniem, że „nic się nie zmieni, a ja nadal bardzo Cię kocham” załatwia sprawę, to jest w ogromnym błędzie.

Bo rzeczywistość jest zgoła odmienna. Rodzic w nowym związku siłą rzeczy mniej czasu poświęca dziecku sam na sam, bo chce go spędzać z nowym ukochanym.  A dziecko nie chce się dzielić. Nie umie.

Zauważcie, że dziecko lgnie do tego rodzica, które nie ma partnera. Nagle chce na przykład częściej odwiedzać tatę, jeśli ten jest sam.

To są problemy, które same się nie rozwiązują, z czasem. Bywa oczywiście, choć z moich doświadczeń i obserwacji wynika, ze niezmiernie rzadko, że dziecko szybko akceptuje nową sytuację i jest szczęśliwe w nowej rodzinie.

Dlaczego rzadko?

Ano dlatego, że ojczym czy macocha nie rozumieją, że decydując się na związek z kimś, kto ma już dzieci z poprzedniego związku należy zaakceptować fakt, że od teraz ma się swoje dzieci i tak należy je traktować. Nie jak przeszkodę, balast, kulę u nogi, dopust Boży czy krzyż Pański, tylko jak własne dziecko. Niezależnie od tego czy ma się oprócz tego własne, rodzone dzieci.

Zauważam taką tendencję wśród macoszek i ojczymów, że podkreślają oni na każdym kroku, że nie chcą zastępować rodziców. Ale to tylko do czasu, gdy nie wyskoczą z tekstem: masz robić to, co mówię, bo ja Cię wychowuję i łożę na Twoje utrzymanie.

Taki paradoks.

Dziecko partnera nie jest złośliwe czy wredne, choć tak właśnie się zachowuje. Jego zachowanie świadczy o tym, że nie może sobie poradzić z problemami, które je przerastają i potrzebuje pomocy, wsparcia i zrozumienia.

Dziecko partnera nie jest piranią żerującą na jego portfelu czy Waszym domowy budżecie. Jest człowiekiem, które ma potrzeby. Jeśli są to potrzeby podstawowe obowiązkiem rodziców jest je zaspokoić. Jeśli są wygórowane, należy zastanowić się, dlaczego dziecko zwraca na siebie uwagę w ten sposób i co chce sobie zrekompensować.

Dziecko partnera nie jest Twoim rywalem. Jako dorosły człowiek musisz odróżniać miłość rodzica do dziecka i miłość partnerską. Nie masz prawa odbierać dziecku miłości, którą darzy ją Twój partner, a jego rodzic. Jeśli tego nie rozumiesz nie możesz wiązać się z osobą, która ma dzieci z poprzedniego związku, bo będziecie się krzywdzić nawzajem.

Dziecko partnera nie jest zbuntowane i naburmuszone, żeby zrobić Ci na złość. Ono próbuje zbudować swój świat, który runął już przynajmniej raz. W ten sposób demonstruje brak poczucia bezpieczeństwa, niepewność i zazdrość, która jest uzasadniona.

Rola macochy czy ojczyma jest bardzo trudną rolą, ale dorosły człowiek ma więcej możliwości, żeby się jej nauczyć i żeby pomóc dziecku wejść w rolę pasierba czy pasierbicy (swoją drogą nie znoszę polskiego nazewnictwa).

ZAWSZE dobrym rozwiązaniem jest skorzystanie z pomocy psychologa lub psychoterapeuty.

Drogi Rodzicu, pamiętaj, że od tego jak zachowasz się w tym układzie zależą Twoje przyszłe relacje z dzieckiem.

Ja naprawdę rozumiem, że nikt nie chce być sam. Nie rozumiem jednak przedkładania własnego szczęścia nad szczęście dziecka. Nie rozumiem jak można nie utrzymywać kontaktów ze swoim dzieckiem pod wpływem nowego partnera. Nie rozumiem jak można nie trzymać strony swojego dziecka, jeśli nastaje konflikt między nim a Twoim partnerem.

Nie rozumiem i już.

Dziecko z poprzedniego związku nie jest ani mniej ważne, ani wybrakowane, ani gorsze, nie jest opiekunem dla dziecka z nowego związku, nie jest przedmiotem, który można przestawić, żeby nie zawadzał. Ono najczęściej cierpi, ale nikt tego cierpienia nie chce zobaczyć.

Być może mam złe doświadczenia i oceniam przez ich pryzmat, ale tak niestety to widzę. Czarno.

 Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

 

3 komentarze

  1. Jeśli to zbyt osobiste pytanie, to przepraszam, ale być może nie masz problemu, żeby o tym mówić – Czy kiedykolwiek chodziłaś na terapię, żeby przepracować te doświadczenia? Szczerze powiedziawszy zdziwiłam się, że taka osoba jak Ty – pewna siebie, szczęśliwa – miała takie doświadczenia. Jedno drugiego nie wyklucza, ale z tego, co obserwuję, osoby, którym było trudno w dzieciństwie, jest trudno również i w dorosłości… A dzisiaj dajesz przykład silnej i pewnej siebie kobiety, która potrafi zbudować sobie szczęście dla siebie i swojej rodziny – to jest piękne! Udało Ci się to swoimi siłami, czy gdzieś po drodze zwróciłaś się o pomoc? Pozdrawiam.

  2. „Nie rozumiem jak można nie trzymać strony swojego dziecka, jeśli nastaje konflikt między nim a Twoim partnerem”.
    Przyznam, że dziwi mnie to zdanie, tym bardziej że z treści powyżej wynika iż nie wypowiada go osoba niedoświadczona. Dla mnie problem został zbyt stronniczo ujęty.
    Owszem partnerzy/małżonkowie powinni wręcz wypracowywać wspólne stanowisko między sobą. Od momentu, w którym zdecydowali się na związek są dla siebie najważniejsi. Dzieci wspólne i dzieci partnera stoją na dalszym planie. I nikt tu nie mówi, że dziecko partnera ma być źle traktowane. Tylko takie podejście do sprawy może przynieść coś pozytywnego. Stanie bezwarunkowo murem za dzieckiem to gwarancja problemów i w rezultacie konfliktu.
    Temat jednak bardzo ważny i wart dyskusji.

  3. Trafiłam na ten tekst ponieważ sama mam dziecko i partnera, który również ma dziecko z poprzedniego związku poszukuję zatem rad jak zbudować nasze wspólne relacje. Nie do końca podoba mi się jednak ten tekst tak jak poprzedniczka uważam, że jest chyba za bardzo stronniczy. Kocham swojego partnera. Jest dla mnie kimś bardzo ważnym podobnie jak jego syn. Zawsze uważałam, że jeśli decyduję się na związek z nim ważną częśćią naszego wspólnego życia będzie jego syn, oraz w drugą stronę moja córka. Staram się bardzo zwracać uwagę na to żeby dzieci były traktowane sprawiedliwie. Oczywiście są ogromne różnice w sposobie wychowywania, natomiast ja nie wtrącam się w sposób wychowywania syna mojego partnera, a on w sposób wychowywania mojej córki. Jeśli coś nam się bardzo nie podoba rozmawiamy o tym wspólnie, ale bardziej na zasadzie zwrócenia uwagi sobie na pewne kwestie, których samemu się czasem nie dostrzega. Jesteśmy na początku wspólnej drogi. Mamy już pierwszy problem związany z zazdrością i jest to ciężka sprawa tym bardziej, że nasze dzieci są jedynakami. Ja uważam, że w ostatecznym rozrachunku może im nasz związek wyjść na dobre. Nie widzę tego w tak czarnych barwach. Wszytko robimy bardzo powoli i ostrożnie, staram się żeby każdy krok w naszej był poprzedony przygotowaniem , a potem dajemy dzieciom czas na oswojenie się z sytuacją. Dzieci dowiedziały się dopiero o naszym związku, ale wcześniej wszystko było poprate przygotowaniem. Jego syn czasami się buntuje, ale wiem że lubi mnie i moją córkę z wzajemnością. Jest też zazdrość , ale wspólnie staramy się robić wszystko żeby dzieci nie czuły zmiany w naszych wzajemnych relacjach. Kolejnym krokiem będzie wspólne zamieszkanie, ale dajemy sobie na to czas. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale wiem jedno, jeśli już do tego dojdzie dla nas rzeczą oczywistą, jest że każde ma mieć swój pokój i ma czuć, że o jest to jego dom. To jest dla nas pewne. Chcemy, żeby każde z nich czuło się tak samo ważne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.