MAM POMOC DOMOWĄ. CZY TO MOJA FANABERIA?

Zatrudnianie pomocy domowych nadal wiąże się w Polsce z bardzo skrajnymi reakcjami. Jedni mówią, że jasne, że dlaczego nie, jeśli Cię stać, to w czym problem. Drudzy, że to zbytek, luksus, przejaw lenistwa i generalnie nie ma się czym chwalić.

Powiem Wam zatem jak ja to widzę.

Wyszłam za mąż w wieku 23 lat. Studiowałam dziennie i pracowałam codziennie po zajęciach do 20.50, a w soboty i niedziele od 8 rano. Uczyłam się, zdawałam egzaminy, pisałam pracę magisterską. Prosto z uczelni jechałam do pracy – dojazd zajmował mi minimum godzinę, powrót podobnie. Mój mąż pracował w stoczni, najczęściej od świtu do nocy łącznie z weekendami. Nie zarabialiśmy dużo. Wszystko co mieliśmy – mieszkanie, meble, telewizor – mieliśmy na kredyt. Ja nie miałam prawa jazdy, jeździłam więc tramwajami i autobusami, co dodatkowo utrudniało.

Dwa lata później otworzyłam pierwszą szkołę językową, potem drugą i to już była jazda bez trzymanki. Żadne z nas nie miało czasu na sprzątanie, pranie ani prasowanie, więc bez przerwy brakowało nam czystych ubrań. Każdą wolną chwilę w tygodniu woleliśmy spędzić razem na odpoczynku niż na szorowaniu toalety i składaniu prania.

Znajoma podsunęła mi pomysł zatrudnienia pomocy domowej i poleciła swoją teściową. Pani Krysia przychodziła do nas raz w tygodniu i robiła błysk. Prasowała, prała, sprzątała, a ja byłam szczęśliwa jak gwizdek za 50 zł tygodniowo.

Kiedy przeprowadziliśmy się do obecnego domu – 130 letniej, 400 metrowej ruiny, gdzie za stół robiły deski na styropianach, a prysznic nie miał nawet kabiny, byłam w 7 miesiącu ciąży. Remont trwał jeszcze kilka lat. Cały dom codziennie pokryty był szlifowanym cekolem, pyłem ze zdzieranych do surowego drewna ścian i cementem. Bez przerwy szukaliśmy kogoś, kto pomoże ogarniać ten syf.

Ja w międzyczasie urodziłam drugiego syna, skończyłam kolejne studia i cały czas pracowałam. Mąż był za granicą kilka miesięcy w roku. Mieliśmy nianię, ale dzieci trzeba było wozić do niej 15 km. Każda osoba, która podejmowała próbę pracy jako pomoc domowa nie dawała rady i zostawiała mnie z tematem. Za ciężko – słyszałam za każdym razem.

Nasza niania zachorowała niecały rok temu i od tamtej pory potrzebowaliśmy pomocy domowej, która nie tylko posprząta, upierze i uprasuje, ale przede wszystkim zajmie się dziećmi – odbierze je ze szkoły, zawiezie na trening, odgrzeje im obiad (gotujemy sami).

Dzieci do szkoły mają 3 km, do przedszkola jest 30 km. Do pracy mamy 50 km. W szkole w zasadzie nie ma świetlicy (dzieci mogą być w wyznaczonej sali tylko jeśli czekają na kolejne zajęcia lub autobus szkolny). Muszą więc być odbierane pomiędzy 12 a 14, w zależności od dnia.

Więc pytam: w jaki sposób miałabym pracować, gdyby nie pomoc domowa? Musiałabym z pracy zrezygnować. Czy zatem zatrudnienie gosposi jest fanaberią? NIE. Jest zwykłym rozwiązaniem logistycznym dla rodziny. Normalnej rodziny – nie królewskiej.

Tak jak zakup samochodu jest rozwiązaniem podnoszącym komfort życia rodziny, choć pewnie wszyscy mogliby jeździć komunikacją miejską.

Tak jak wysłanie dziecka do żłobka czy zatrudnienie niani umożliwia rodzicom pracę.

I w końcu tak jak zamówienie jedzenia jest zwykłym ułatwieniem, choć pewnie taniej byłoby ugotować.

Kompletnie nie rozumiem dlaczego zatrudnianie pomocy domowej postrzegane jest w kategorii widzimisię, zbytku czy lenistwa domowników.

Jest to absolutnie standardowe rozwiązanie w przypadku osób, które na to stać, a które zamiast sprzątać, zmywać i składać pranie robią w tym czasie inne rzeczy.

Wszystko na tym świecie jest tak poukładane, że aby mieć łatwiej, to zwykle trzeba za to płacić.

Natomiast jeśli chodzi o pomoc domową, to często nie jest to majątek i dlatego namawiam i namawiać będę wszystkie kobiety w moim otoczeniu, żeby zamiast robić z siebie męczennice i wydawać na fajki, zaprosiły raz w tygodniu pomoc domową, która uczyni je szczęśliwszymi.

Oczywiście rozumiem, że są rodziny, których na to nie stać. Podobnie jak nie stać je na wiele innych rzeczy, jak na przykład większe auto, czy auto w ogóle, dom, zajęcia pozalekcyjne, nowe buty czy wizyty u kosmetyczki. Ja to wiem, ale nie ja ten świat układałam.

Nie jestem hrabiną, która leży i pachnie, a wszyscy wokół ogarniają mi dom i dzieci. W tym czasie pracuję, dając jednocześnie pracę wielu ludziom.

A nawet gdybym nią była, to byłaby to moja sprawa. Bo to, co robisz z pieniędzmi, które zarabiasz jest zawsze, tylko i wyłącznie sprawą Twoją i Twojego partnera. Nie sprawą mamy, teściowej, sąsiadki czy tym bardziej kogoś komu wydaje się, że ma prawo Cię oceniać.

Jeśli miałabym zdecydować czy wydać zarobione pieniądze na rzeczy materialne czy na pomoc w domu, z pewnością wybrałabym pomoc.

Wszelka krytyka jest tylko i wyłącznie najczystszym przejawem zazdrości. Umówmy się, ilu z nas nie ucieszyłby fakt posiadania gosposi? Ile z nas nie wróciłaby chętnie do czyściutkiego  domu, gdzie wszystko jest poprane, poprasowane i zadbane? Hmmm?

Tak, wiem, na pewno znajdą się Panie, które „muszą same”, „najlepiej zrobią same”, „nie wpuszczą nikogo obcego do domu” itp. Uwierzcie mi, są już kraje, gdzie kobiety wyzwoliły się  spod stereotypu bogini ogniska domowego, która od bladego świtu do ciemnej nocy zasuwa, żeby nikt nie pomyślał o niej, że nie ogarnia.

Cudownie, jeśli partner jest zaangażowany i ma czas dzielić obowiązki związane z dziećmi i domem. Wspaniale jeśli jest babcia, która zaopiekuje się dzieckiem i ugotuje obiad. I tak samo dobrze, jeśli jest pomoc domowa, gdy to nie wystarcza. Kropka.

Mam pomoc domową nie dlatego, że nie ogarniam, tylko dlatego, że nie muszę ogarniać.

A skoro nie muszę, podobnie jak nie muszę prać na tarze, nosić wody ze studni, jeździć autobusem, mieszkać z mamą czy rezygnować z pracy, to tym lepiej dla mnie i moich bliskich. Mam pomoc domową, bo mogę ją mieć i to ułatwia mi życie.

Jeśli Cię to oburza, to prawdopodobnie jesteś w grupie kobiet, które mają po kokardę.

Nie winię Cię. Masz prawo być zmęczona i mieć dość. Ale to nie oznacza, że ja muszę Ci dorównać.

Szukajmy zawsze takich rozwiązań, żeby nasze życie nie było udręką dla nas i naszych bliskich. Nie należy dążyć do umartwiania się i zajeżdżania siebie i wszystkich wokół, ale do ułatwiania sobie, usprawniania i odejmowania sobie balastu, szczególnie w postaci rzeczy, których robienie nie sprawia nam żadnej przyjemności.

Żyj i daj żyć innym.

I gorąco namawiam, poszukaj w budżecie środków na pomoc domową, jeśli tak jak mnie, sprzątanie Cię nie uszczęśliwia.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

 

10 komentarzy

  1. I bardzo dobrze, ze masz pomoc domowa, zwlaszcza na tych 400 metrach:-)
    Ja mieszkam na 60, a tez raz w tygodniu przychodzi pani do sprzatania – jestem w ciazy i nie moge na razie zasuwac ze szmatka i odkurzaczem. Mialam miec te pomoc do porodu, ale tak sie przyzwyczailam ze chyba poprosze aby zostala ze mna dluzej. Bede miec wiecej czasu dla dziecka i meza 🙂

  2. No kochana piąteczka za to, że tak świetnie pokierowałaś swoim życiem. Musiałaś ciężko na to pracować. Jestem pełna podziwu. Już mnie nie dziwi zazdrość i jad jaki wypluwają inne kobiety, choć jest to strasznie płytkie i przykre. Jestem prostą kobietą, bo chyba mając 30 lat tak mogę o sobie powiedzieć, ale jestem dumna z sukcesów innych i je podziwiam. I wierzę, że ja znajdę swój sposób na życie, na wymarzoną pracę, nie jest za późno.

  3. Bardzo dobry tekst Aniu. Masz 100% rację. A głupimi komentarzami się nie przejmuj, bo oni tak dla sportu to robią. Ten typ tak ma:)

  4. Przyznam, ze nie rozumiem Twojego pomyslu w sprawie ostatnich dwoch wpisow. W poprzednim roztaczalas piekne wizje jak to tylko przy okazji kalendarza i gosposi mozna wygospodarowac czas dla siebie. W tym denerwujesz sie bo kilka dziewczyn wytknelo Ci ta gosposie. Blad w zalozeniu. Nikt Ci gosposi nie zazdrosci. Wskazano Ci tylko, ze z punktu widzenia matki majacej do dyspozycji wylacznie kalendarz, zorganizowanie sobie czasu na przyjemnosci posiadajac do tego jeszcze gosposie nie jest mistrzostwem swiata. Ot tyle!

  5. Na regularną pomoc niestety nie mam opcji, ale będąc w ciąży prosiłam jedną dziewczynę o mycie okien, jej pomoc była nieceniona, nawet kilka koleżanek zdecydowało się skorzystać z jej usług. Też mam 3 dzieci, trochę mniejszych, więc i brudniej, pracuję, dokształcam się, mąż, oprócz pracy – studiuje. Eh… mnie to by się skrzat domowy przydał. Wydaje mi się, że ten hejt na kobiety wynajmujące pomoc bierze się też z opinii samych pomocy. Oczywiście dotyczy to wybitnych przypadków, ale za Korczakiem „zło samo się reklamuje, zmusza do natychmiastowej reakcji. Dobro, zazwyczaj ciche, nie absorbuje, więc przechodzi się obok nie zauważając go.” Starczy, że na sto wdzięcznych za dobrze wykonaną usługę kobiet, znajdzie się jedna co rozwala na dywanie podpaski, albo chowa po kątach pieniądze, żeby sprawdzić uczciwość i już mamy obraz, który pokutuje na forum publicznym. Wredna wykorzystywaczka i syfiara, co sama sobie nie radzi i poniża innych. A przecież wcale tak nie jest. Osobiście zdrowo zazdroszczę wszystkim, których na to stać 🙂 A jak nie pasuje sąsiadce, to niech sama przyjdzie posprzątać. Wiesz Aniu ile mam powiedziało mi już, że tylko złe matki posyłają dzieci do żłobke, że te dzieci są „jakieś dziwne”. Czasem chce mi się odpowiedzieć, żeby mi te dzieciaki wykarmiły, to ja nie pójdę do pracy i zostanę w domu jak „doba mama” , ale nie jestem asertywna.

    1. Pani Ewo.
      Niech się Pani nie przejmuje.
      Ja podziwiam wszystkie pracujące mamy. A mając 3 dzieci i być czynną zawodowe to nie lada wyczyn. Gratulacje: dzieci, pracy i wytrwałości

  6. Mamy Nianię , od 10 lat, teraz drugie dziecko idzie do szkoły, nie pozwolę jej odejśc, świadoość że ktoś zaufany i kochany jak rodzina, zajmie się maluchem gdy zachoruje a ja nie muszę brać zwolnienia— bezcenna, dodatkowo kobieta cudowna zawsze w tak zwanym miedzyczasie ugotuje, wypierze, posprząta, dziewczynki uwielbia z wzajemnością, lepsza niż niejedna babcia. Dla niej ta praca to całe życie( jest osobą samotną), dla nas dzięki Niej życie jest prostsze i milsze, możemy wyjśc wieczorem, nie rezygnujemy z kina, wyjazdu itp.. Wolę wydać na pensję dla Niej, niż na głupoty bez których się obejdę, bez Niej nie. Polecam.

  7. My z mężem poważnie zastanawiamy się nad Panią Sprzatajacą. We wrześniu wracam do pracy i nie wyobrażam sobie ze po pracy, po odebraniu dzieci ze żłobka i przedszkola mialabym jeszcze latać z odkurzaczem i mopem. Wolę ten czas spędzić z dziećmi na zabawie. Teraz jestem w domu na macierzyńskim i nie mam czasu domu ogarnąć a co dopiero jak będę jeszcze 8 h pracować?! Taka pomoc domowa to błogosławieństwo dla pracujących rodziców.

  8. No i racja. Ja tez mam wielki dom i jakbym sama go miała sprzątać to po pracy nic innego bym nie robiła (tak było jak nasza pomoc wyjechała do Holandii na 8 tygodni). Wolę pobiegać z synkiem na podwórku, pobawić się i ogólnie spędzić czas z rodziną. A taka pomoc taz w tygodniu chyba nie kosztuje więcej niż zapas fajek na cały tydzień (choć szczerze nie mam pojęcia ile fajki kosztują). No ale zależy co kto woli 🙂 pozdrawiam j życzę Ci powodzenia zarówno w rodzinie jak i w biznesie

  9. Mnie hejt i chamskie uwagi za to że zatrudniałam nianię do każdego z trójki dzieci a w międzyczasie panią do sprzątania, spotykały ze strony teściowej i siostry męża. Wg. nich żadna ze mnie matka i żadna pani domu. Radośnie jednak wyznam że nigdy się tym mocniej nie przejęłam i zawsze traktowałam to jak wyraz zwykłej wstrętnej zazdrości (bo tym w istocie było zachowanie obu pań przez wiele lat) Nigdy nie będę kierować się w życiu zdaniem ludzi którzy krytykują z czystej złośliwości lub/i zazdrości. Nie widzę powodu żeby unieszczęśliwiać siebie po to żeby uszczęśliwić kogoś kto wcale nie chce dla mnie dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.