NIC NIE BOLI BARDZIEJ, NIŻ ŚMIERĆ SPEŁNIONEGO MARZENIA…

LISTY DO M.

„Nie lubię o tym opowiadać… niszczy mnie to od środka, a tak bardzo chcę być silna dla córki i męża, ale swoją opowieścią chcę nakłonić przyszłe mamy do dbania o siebie w ciąży. Bez gadania, że się świetnie czuję, nic mi nie będzie itd. Nie ma sensu udowadniać komuś, że się da radę, bo za dużo się wtedy obstawia. Leżeć, leżeć i obchodzić się ze sobą, przepraszam jak z jajkiem, tak zrobię następnym razem.

Powinnam mieć teraz obok siebie dwójkę dzieci, a nie jedno. To taka pustka w sercu, taka ogromna pustka której nie potrafię opisać,  zabrano mi sprzed nosa najpiękniejsze marzenie. 2 lata temu urodziłam martwego synka w 36tc, nie wiadomo dlaczego, nie znaleziono przyczyny mimo badań.

Łóżeczko już na niego czekało, tak się cieszyłam z body wyglądającego jak garniturek, nie mogłam się doczekać, aż go w nim zobaczę… pochowałam go w nim…

Zaczęło się któregoś dnia rano, nie czułam jego ruchów ale pomyślałam, że po prostu śpi, był taki spokojniutki, nigdy nie kopał mocno i często… po południu już miałam wizytę u ginekologa.

USG trwało za długo, zapytałam co się stało i usłyszałam „Nie żyje”… nawet nie pamiętam co wtedy czułam, musiałam dojechać do domu kilkadziesiąt kilometrów autem sama kierując, nie pamiętam drogi…. Potem szpital…

Dzień 1 oksytocyna

Dzień 2 oksytocyna x 2

Dzień 3 balonikowanie

Dzień 4 w końcu dostałam jakąś tabletkę, po której zaczęłam rodzić.

Rodzić, nie chcieli mi zrobić cesarki, bo była możliwość zakażenia.

Rodziłam kilka godzin. Gdy wreszcie urodziłam nastąpiła cisza… nic.. tak bardzo miałam nadzieję, łudziłam się, prosiłam Boga, by zapłakał.

Pożegnałam się, utuliłam, pocałowałam, obejrzałam każdy centymetr buźki.

Był taki śliczny, mój chłopczyk, moja duma, mój urwis i mamusi mężczyzna.

Koniec. Szybki chrzest i w karton.

Na drugi dzień do domu, wszystkie jego rzeczy ośmielili się uprzątnąć, rzekomo żeby mnie nie dobijały.

Potem pogrzeb. Rachu ciachu, ksiądz nawet słowem otuchy nie wsparł, tylko odklepał formułki w parę minut na cmentarzu. Zaciągnęli mnie do domu.

Nie wiem co dalej było.

Powrót do normalności musiałam zaliczyć w przyspieszonym tempie, miałam córkę. Byłam 2 miesiące przed obroną magisterki, napisałam pracę i obroniłam. Nie wiem jak.

Jestem okropną idiotką, że nie pojechałam wtedy na pogotowie, ale naprawdę nie było żadnych oznak, żadnego bólu, plamienia, żadnych jego nagłych ruchów niepokojących, po prostu nic, co by mnie zastanowiło. Czy coś przeoczyłam? Boże sama nie wiem, co mam myśleć.

Ciąża przebiegała normalnie, nie oszczędzałam się wybitnie, bo musiałam się córką opiekować, ale starałam się nie dźwigać. Gdyby tylko jakiś mały znak, może byłam za mało czujna, to on by żył. To moja wina, ja byłam jego opiekunką i ja dbałam wówczas o jego życie. Dziś mam postanowienie kupna KTG i posiadania go w domu. Na razie nie planujemy dziecka, ale za kilka lat. Czuję taka pustkę, nieustannie myślę, co by teraz robił, co by umiał, jak by wyglądał. Był moim marzeniem.

Dziś chcę tylko zdrowego trzeciego dziecka obojętna mi płeć. Jedno mam przy sobie, a drugie, myślę sobie, czuwa nad nami z nieba. Choć czy to nie będzie nie w porządku dla niego, że chcę go zastąpić? Czy mi tak wolno… Czemu mnie to spotkało, przecież takie rzeczy się nie zdarzają…”

 

7 komentarzy

  1. Kochana…jak ja Cię rozumiem. Pierwsze dziecko straciłam na początku ciąży. Mój synek miałby już 7 lat. Miał się urodzić w dzień ojca. Taki prezent dla mnie i taty. Umarł zanim poczułam jego ruchy. Serce przestało bić i już… przez 11 tygodni kiedy byl ze mną czułam się świetnie. Radość mnie rozpierała. Mogłam góry przenosić! Dla niego. Mąż był dumny. Wreszcie po 5 latach małżeństwa udało się. I nagle koniec. Nie było pogrzebu. Dziecko samo się poroniło. Potem tylko antybiotyk i dłuższe zwolnienie, no bo jak to wrócić do pracy po czymś takim. W między czasie święta Bożego Narodzenia. I chrzciny najmłodszego bratanki. Mąż był poproszony na ojca chrzestnego. Jak to przeżyłam? Do dziś nie wiem. Pamiętam jak leżała w łóżku i patrzyłam na zieloną ścianę. I nie miałem zamiaru wstać
    Nigdy
    Wstałam a pół roku później byłam w ciąży. I tym razem mimo dobrego samopoczucia od początku zwolnienie i wyważanie na siebie. Córka ma 6 lat. Jest moim oczkiem w głowie. Mąż ją uwielbia. I tylko czasem gdy ktoś pyta-Kiedy następne? Mam ochotę krzyczeć. Dziękuję za ten tekst. Choć znowu boli jak wtedy

  2. Nie wyobrażam sobie tragedii, ktora przeszła autorka listu -jesli to czytasz to sciskam mocno ? opowiem po krotce moja historie. Kiedy w pazdzieniku 2016 roku ujrzelismy 2 kreski na tescie bylismy szczesliwi, szczesliwi razy 3 bo to mialo buc nasze 3 dziecko, potem do lekarza, potwierdzenie ciazy, wszyscy sie dowiedzieli gratylowali cieszyli z nami, potem koeljna wizyta „cos jest nie tak”, badania, plod sie nie rozwijal, szpital i lyzeczkowanie. Byly lzy niepewnosc i cierpienie, nie moglam zrozuniec dlaczego skoro mamy 2 zdrowych synow, szybko doszlam do siebie przy chlopakach ktorzy dawali tyle szczescia. W czerwcu 2017 znow na tescie ujrzalam dwie kreski, najoeirw byl pabiczny strach potem radosc. Ciaza przebiegala ksiazkowo, ja czulam sie rewelacyjnie, ale ten strach cholerny strach, nie opuszczal ani na chwile. Najgordze bylo kiedy maluszek w brzuszku spal… wtedy kladlam sie i jadlam cos slodkiego i czekalam na ruchy. Wielka ulge odczuwalam kiedy dal choc malenki sygnal ze zyje.Nawet idac na sale porodowa czulam ze w kazdej chwili moze pojsc cos nie tak, wrecz nie moglam uwierzyc ze to.sie skonczy happyendem , do momenyu az wyszedl… zaplakal a ja razem z nim dooiero wtedy odczulam jak zszedl ze mnie ogromny ciezar. Dzis nasz Antos ma 3 miesiace i jest najwspanialszym aniołkiem! Taka chyba nagroda z nieba. Mysle czasami o tamtym dzieciatku, ktore choc na chwile to zamieszkalo we mnie to w sercu zostanie na zawsze. ❤

  3. Nigdy nie zastępujesz robisz miejsce w sercu dla kolejnego moje serce podzielone jest na cztery choć na codzien jest ze mną dwóch urwisów.

  4. Przejmujący tekst…ale też jestem zdnia, że warto o tym mówić. To nie są łatwe chwile. Jestem mamą wspaniałej zdrowej 8latki….po dlugich staraniach kolejna ciąża i strata po pół roku powtórka z rozrywki. I dochodzi do sytuacji, że idąc na badania nie sprawdzasz czy dziecko rośnie tylko czy żyje… Straciłam swojego synka w 12tygodniu ciąży to niby tak wczesna ciąża a jednak jego obraz…tych małych 3 centymetrów kształtem przypominajacych już maleńkiego człowieka zostanie mi w głowie do końca życia….i poczucie straty z którym sobie nie radzę i przelewam cały strach na starszą córkę – to doprowadza do szaleństwa…żeby i jej nikt bez mojego pozwolenia mi nie odebrał…

  5. Jestem mamą 7aniołków i 2 córeczek. Walka o nie trwała bardzo długo ale mam swoje cudy na świecie.Za 6 razem szczęśliwie urodziłam mój pierwszy wymarzony cud. Za 8 drugi. Do konca życia w sercu pozostaną obrazy ,poczucie bezsilności, cierpienie przez straty. Nie mam pojęcia skąd brałam siłę żeby walczyć i się nie poddawać. Ale dziękuję komuś że dawał mi nadzieję że się uda.

  6. Swoje pierwsze dziecko straciłam dzień przed Dniem Matki w 2009 roku. Przez kilka lat nie było dnia, żeby nie myślała o nim. Nie płakała, nie umierała w sobie z bólu. Dopiero narodziny córeczki w 2012 roku pozwoliły mi się pozbierać. Synek urodził się dwa lata później. Czwarte straciłam w 2015. Druga córeczkę urodziłam w zeszłym roku.
    Moje dzieci pamiętają o swoim rodzeństwie, mówimy im, że spotkamy się w Niebie.
    Dziś boli inaczej, bo mam swoją trójkę, ale tęsknota we mnie jest. I chyba większą otwartość na śmierć. Bo przecież oni na pewno na mnie czekają. Dziś mieliby osiem i dwa lata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.