WYSTARCZAJĄCO DOBRA MAMA

Jest późny wieczór. Znowu za późno położyłam ich spać. Obiecywałam sobie, że będę ich kładła wcześniej, ale … jakoś tak wyszło. Ciągle sobie coś obiecuję i czasem nie wychodzi. Myślałam, że skoro jest późno i są zmęczeni to zaraz zasną i choć przez chwilę będzie cisza. Przez chwilę będę miała swoje dorosłe życie, które toczy się wieczorem przez godzinę lub dwie, kiedy zasną. Kiedy świat nie kręci się wokół nich. Pozwoliłam im iść spać bez kąpieli. Chciałam usłyszeć ciszę. Czasem, kiedy ich wszystkich rozwiozę, nie włączam nawet radia w samochodzie. Po prostu pragnę cholernej ciszy. Bez jazgotu, krzyku, płaczu, mamiliarda wypowiedzianych pytań i skarg. Chcę zebrać myśli.

A kiedy w końcu mam tę ciszę, bo wyjadą gdzieś wszyscy to zaraz tęsknie. Wariatka. Dom pusty i cichy jest fajny na jeden wieczór. Potem jest obco. I tak bardzo wtedy przypomina, że nadejdzie dzień, w którym ucichnie całkowicie.

Matka to schizofreniczka.

Szarpana przez emocje dwóch skrajnych biegunów.

Niech tak szybko nie rośnie. Niech już potrafi sam…

Niech będzie samodzielny. Chcę być mu potrzebna.

Mam dosyć, chcę ciszy. Niech już wraca, bo jakoś tak za cicho.

Niech już idzie spać. Popatrzę jeszcze na niego zanim pójdę do sypialni.

I tak w kółko.

Oszaleć można.

Nie ma dnia, żebym nie zastanawiała się, czy jestem wystarczająco dobrą matką.

Nie ma dnia, żebym sama siebie nie pytała: czy daję im tyle ile mogę, czy za mało? Czy staram się tak bardzo jak powinnam, czy nie? Czy opuści mnie kiedyś to cholerne poczucie winy, że nie jestem idealna?

I niby wiem, że nie ma ideałów, ale naprawdę są rzeczy, z których nie jestem dumna.

Krzyczę zdecydowanie za często. Bywam nieobecna, zbyt zajęta pracą, a za mało zaangażowana w ich sprawy. Może i błahe, ale dla nich ważne.

Niecierpliwią mnie te pytania, prośby. Idźcie stąd – mówię. A potem żałuję.

I robię to znowu i znowu żałuję.

Nauczyłam się już odpuszczać wiele. Im i sobie.

Ale my – matki – mamy to poczucie winy gdzieś zakodowane.

Jazda zaczyna się już w ciąży, kiedy na przykład zorientujemy się, że piłyśmy wino albo jadłyśmy sushi w pierwszych tygodniach, kiedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że nosimy dziecko pod sercem. Czy aby mu nie zaszkodziłam? – pyta siebie matka.

Potem poród, karmienie, niemowlęctwo, dzieciństwo, nastoletniość, dorosłość i NIC się w temacie nie zmienia – szukamy swojej winy we wszystkim – że za dużo śpi, że za mało, że płacze, że jeszcze nie siada, że za szybko zaczęło chodzić, że jeszcze nie mówi, że przyniosło jedynkę, że złamało rękę, że nie dostało się na studia, że dziewczyna zostawiła, że nie dostał podwyżki, że się rozwodzi i tak dalej i tak dalej.

Codziennie w myślach rozgrywamy rozprawy sądowe nad nami samymi. Winna czy jednak nie? Ukarać się czy uniewinnić?

I tak do usrania.

Wiecie, że faceci w większości nie mają takich dylematów?

Facet wstaje rano, mówi dzieciom: idźcie zrobić sobie płatki i pograjcie. Jak nie ma czasu zrobić obiadu to zamawia pizzę wychodząc z założenia, że najważniejsze, żeby w ogóle coś zjadły. Idzie do łazienki nie zastanawiając się nad tym, co będą robić dzieciaki w tym czasie. Przecież zajmą się sobą. Niech idą, niech jadą, niech włażą. Bez katastroficznych wizji i poczucia winy.

Jak mu się nie chce z nimi gadać, bawić czy grać to w spokoju scrolluje fejsa i nie rzuca nim wewnętrzny niepokój z tego powodu.

Czasem chciałabym być choć w połowie tak wyluzowana jak mój mąż, a przecież nie jestem matką kwoką. Jakie to jest męczące!

I tak sobie siedzę i myślę. Chwila. Mamy fajne, dobrze wychowane dzieci. Uczą się świetnie, są uprzejmi, kulturalni, kochają sport, czytają książki, mają zainteresowania, rozmawiają z nami o wszystkim (albo prawie). Ufam im, nie robią głupot, są rozsądni jak na swój wiek.

O co mi ciągle chodzi?

Po co szukam dziury w całym?

Dlaczego nie potrafię poklepać się po pleckach i powiedzieć. Anka, odwalasz kawał dobrej roboty. Jasne, pracuj nad sobą, ale litości! Przestań się samobiczować każdego pieprzonego dnia! Jest dobrze tak jak jest!

Mogą czasem iść spać o 23 bez mycia, jeść czekoladowe kulki na śniadanie czy kanapki na obiad, nie odrobić lekcji, wywalić się, rozczarować, pobrudzić, zaspać, ponudzić, obsłużyć, poczekać czy zebrać opierdziel.

Ja mogę być zmęczona, mieć dość, pragnąć ciszy, snu, podejmować niewłaściwe decyzje, błądzić, być zirytowana, odpuścić, odwalić się od siebie.

I chyba… jestem wystarczająco dobrą mamą. Tak, moje dzieci za taką mnie uważają.

Ty też jesteś wystarczająco dobrą mamą. Nie wierzysz mi? Zapytaj o to swoje dzieci.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/