POKAŻĘ CI JAK WYCHOWAĆ DZIECKO – TEORIE WYCHOWAWCZE KONTRA PRAWDZIWE ŻYCIE

Odpowiedź na pytanie „JAK WYCHOWAĆ DZIECKO?” w teorii wydaje się dość prosta. Bierzesz książkę o wybranej metodzie, czytasz, postanawiasz wdrożyć i … zderzasz się ze ścianą zwaną życiem.

Jako pedagog wczesnoszkolny spotkałam się w trakcie nauki z wieloma teoriami wychowawczymi. Czytałam i czytałam, a potem zaszłam w ciążę i czytałam jeszcze więcej. Byłam tak otrzaskana z teorią, że sypałam radami jak z rękawa. Ciocia dobra rada – to byłam ja. Syn chował mi się książkowo. Och jaka byłam dumna i blada z mojej wiedzy o wychowaniu. Mogłabym Was wtedy wszystkich poczęstować wskazóweczką na każdą okazję.

Sytuacja jednak, jakby to powiedzieć, troszeczkę się zmieniła, kiedy dziecko podrosło i urodziłam dwoje kolejnych. A każde inne od poprzedniego. Początkowo próbowałam w te teorie i książki, a potem powiedziałam DOŚĆ.

Dziecko to człowiek, żywy organizm. Ma swoją osobowość, cechy wrodzone, nabyte, charakter. I nie da się dopasować jednej teorii do wszystkich dzieci.

Po prostu nie ma takiej możliwości.

Nie można wychować dziecka ani według Juula, ani Korczaka, ani Kwiecińskiego.

Celem wychowania jest takie wpływanie na dziecko, by było samodzielne, a jednocześnie potrafiło funkcjonować jako członek społeczeństwa, w którym żyje, respektując normy i zasady, które w nim obowiązują. Co jednak najważniejsze, trzeba brać pod uwagę warunki zewnętrzne – czas i miejsce, w którym wychowuje się dziecko oraz szereg innych czynników, które wpływają na wychowanie.

Teorie stworzone w poprzednich stuleciach mogą nie mieć już zastosowania w teraźniejszym świecie. Dobrze je znać, ale tylko w celu analizy własnych błędów, a nie ślepego, bezrefleksyjnego stosowania. Teorie aktualne w danych społeczeństwach – na przykład w Stanach czy Skandynawii  – mogą nie mieć żadnego przełożenia na wychowanie w naszym kraju, gdzie panuje inna kultura, inny model wychowania i inne normy społeczne.

I tu znowu – warto je znać, ale nie ma sensu przywoływać cytatów z opracowań amerykańskich badaczy na każdą okazję.

Moim zdaniem ogólny cel wychowawczy może być zbliżony w niektórych krajach, jednak próba wiernego odtwarzania i bezkrytyczne upieranie się przy określonej teorii, jest po prostu bez sensu.

Czytajmy o wychowaniu, ale nie ewangelizujmy ludzi za pomocą cytatów z książek o wychowaniu.

Nie wiem czy ktoś to zauważył, ale ja pisząc o wychowaniu nie mówię nikomu: powinnaś, należy, trzeba, musisz. Ja opowiadam o tym jak wychowujemy nasze dzieci. W miłości, poszanowaniu, bezgranicznym wsparciu, ale z jasno określonymi zasadami, na mocy autorytetów, którymi staramy się być, z wyznaczonymi granicami. Efekty, póki co, są więcej niż zadowalające, dlatego dzielę się swoimi spostrzeżeniami. Nie traktujcie jednak tego, co piszę, jako wyznacznik jednej i jedynej metody, ponieważ ja takiej nie znam. Każdy dzień jest dla mnie sprawdzianem. Ciągle doświadczam nowych sytuacji, w których teorie sobie, a życie sobie.

Bardzo bliska jest mi teoria „whatever works”, czyli „cokolwiek zadziała”, ale to chyba przychodzi z doświadczeniem.

Zawsze chętnie próbuję sprawdzonych metod. Nie lubię jednak podejścia: tylko moja metoda jest dobra – czytałaś tę książkę? Amerykańscy psychologowie stwierdzili…

Warunek jest jeden. Metoda nie może krzywdzić dziecka. I wierzcie mi, że można to sprawdzić.

Czytanie o wychowaniu jest dobre. Twierdzenie, że można wychować dziecko według książki jest złe. Nie ma recepty na wychowanie. Wam i sobie życzę powodzenia w tej trudnej drodze. A ocenią nas kiedyś nasze dzieci.

 Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/