„CESARSKIE CIĘCIE TO PÓJŚCIE NA ŁATWIZNĘ”? TO CHYBA JAKIŚ ŻART!

 

Cesarskie cięcie to nie poród. Za każdym razem, gdy gdzieś napotkam artykuł na ten temat to krew we mnie aż wrze. Niektóre z Was powiedzą z pewnością, że temat jest odgrzewanym kotletem i nikt nie ma ochoty już o tym czytać. Trudno. Mój wyjątkowo emocjonalny stosunek do tej kwestii z pewnością podyktowany jest faktem, iż trzy razy wydałam na świat dziecko właśnie tą drogą.

Nie interesują mnie definicje słowa poród i cesarskie cięcie ze słownika, bo tym często podpierają się matki poniżające nas – kobiety, których dzieci przyszły na świat drogą cesarskiego cięcia. Już dawno uśmiecham się na myśl o tym, jak bardzo potrzebują się one dowartościować, skoro myślą, że naturalny poród nobilituje je w jakiś sposób, sprawia, że czują się lepsze, ważniejsze, bardziej odważne.

Chciałabym jednak odnieść się do stwierdzenia, że cesarskie cięcie to „pójście na łatwiznę”. Na co przepraszam??

Wspomnienia poporodowe wracają do mnie w takich momentach jak bumerang.

Poród numer jeden: 6 godzin akcji porodowej, pełne rozwarcie, spadek tętna, decyzja o cesarce, która uratowała życie naszego syna. Po porodzie szok bólowy. Myślę, że większość z nas – kobiet po cesarkach, pamięta to uczucie. Obojętnie czy po znieczuleniu ogólnym czy podpajęczynówkowym. Ten moment, kiedy zaczyna się odczuwać ból po cesarce po raz pierwszy w życiu. Kiedy nie można kaszlnąć, zaśmiać się, kichnąć, załatwić. Ale trzeba wstać i zająć się dzieckiem. U mnie do tego infekcja wewnątrzmaciczna, antybiotyk, gorączka, przedłużony pobyt w szpitalu, miesiąc wyjęty z życia, spędzony na leżeniu i snuciu się po domu. Żadnej jazdy samochodem, wyjścia dalej niż 100m, bez pomocy ani rusz! A przecież są kobiety, które są same po porodzie. I muszą dać radę.

Cesarskie cięcie to poważna operacja brzuszna, wymagająca przecięcia powłok i mięśnia macicy, obarczona ryzykiem wielu powikłań, których niestety również miałam nieprzyjemność doświadczyć – m. in. zrosty, rozejście blizny, endometrioza.

Generalnie ludzie po operacjach brzusznych (wiem, bo porodach miałam już dwie operacje) nie powinni podnosić nic, co waży więcej niż kubek z herbatą! Powinni się oszczędzać, odpoczywać, wysypiać i dobrze odżywiać. Matka po cesarce rzadko może sobie pozwolić na którykolwiek z tych luksusów, bo musi zając się nowonarodzonym dzieckiem, a czasem jeszcze jednym, dwójką albo i czwórką starszych dzieci. I znikąd pomocy. Świat nie zaczeka.

Te same obowiązki ma przecież każda matka, ta która urodziła naturalnie też – powiesz. Oczywiście! Ale obserwując kobiety po naturalnych porodach, poza przypadkami powikłanymi – duże pęknięcie krocza, krwotok itd., to one już kilka godzin po porodzie mogą wracać do życia. Lekko obolałe, trochę oszołomione, zmęczone, ale jednak całkowicie sprawne fizycznie.

Kiedyś po cesarskim cięciu kobieta leżała w szpitalu 10 dni i dopiero po tym czasie dostawała dziecko. Nie chcę przez to powiedzieć, że chciałabym być rozdzielona z dzieckiem po porodzie, ale ten czas naprawdę był potrzebny na względną regenerację po cesarce.

Wracając do moich porodów.

Poród numer dwa rozpoczął się akcją skurczową na dwa tygodnie przed terminem, lekarz po zapoznaniu się z historią pierwszego porodu od razu zdecydował o kolejnym cięciu. Tym razem zostałam zabezpieczona antybiotykami przed zabiegiem, więc szybciej doszłam do siebie. Byłam też już przygotowana na ból, którego miałam doświadczyć po zejściu znieczulenia. Na szczęście obyło się po raz kolejny bez zespołu popunkcyjnego, z którym wiele kobiet po cięciach zmaga się jeszcze miesiącami.

Poród numer trzy był już całkowicie planowym cięciem cesarskim z trzech powodów.

Po pierwsze byłam po dwóch cc, ale to podobno nie jest bezwzględne wskazanie do cięcia. Po drugie byłam po operacji zespolenia macicy, ponieważ po drugim cięciu blizna na macicy rozeszła mi się i utworzyła się dziura, którą krew wlewała mi się do jamy brzusznej, a pęcherz moczowy był nawet 10 razy w roku zakażany bakteriami. Tę trzecią ciążę ledwo donosiłam do 39 tygodnia, każdy skurcz, nawet przepowiadający, mógł wywołać rozejście się macicy i wypadnięcia dziecka do jamy otrzewnej, co mogłoby oznaczać śmierć dla niego i dla mnie.

Po trzecie syn ułożył się pośladkowo, co ostatecznie zdeterminowało rodzaj porodu. Kropka.

W efekcie takiego osłabienia mięśni brzucha rozstęp wynosił 7cm, przez co musiałam przejść rok po porodzie operację zeszycia mięśni prostych na całej długości – od mostka do spojenia łonowego. Nikomu nie życzę tego przeżycia.

Wybaczcie zatem emocjonalny ton mojego wpisu, ale naprawdę kurwica mnie bierze za każdym razem, jak słyszę lub czytam na temat tego „pójścia na łatwiznę”. Nie było łatwo.

Najważniejsze jest jednak to, że dzieci są na świecie i są moim światem, że żyją i są zdrowe, ponieważ w wielu przypadkach nacisk na naturalny poród ze strony personelu medycznego lub samej matki sprawił, że jest inaczej.

W cywilizowanym świecie postęp medycyny pozwala na ratowanie życia i zdrowia ludzi oraz uśmierzanie bólu za pomocą leków, interwencji i zabiegów wykonywanych przez lekarzy. I tak jak nie ma powodu, by cierpieć na wizycie u dentysty, skoro można dostać znieczulenie, tak jak można żyć mimo rozpoznania ciężkiej choroby, tak można urodzić zdrowe dziecko za pomocą cesarskiego cięcia.

To, że ilość zabiegów wykonywanych w Polsce jest duża, być może jest jakimś przegięciem, ale nie mnie to oceniać.

Kobiety boją się porodu. Tak było, jest i będzie. Trochę winne są temu nasze – innych kobiet – opowieści, trochę media, a trochę nasze głowy – niepewność rodzi strach, perspektywa bólu rodzi strach – to oczywiste. Czasem z tego strachu przyszłe mamy podejmują może nie do końca racjonalne decyzje. Kto z nas ich nie popełnia. Nikt nie kwestionuje tego, że naturalnym sposobem przyjścia na świat ssaków jest poród siłami natury.

Podobnie jak naturalnie umierało się kiedyś w wieku 30 lat. Naturalnie siwieją nam włosy, wypadają zęby, naturalnie się pocimy i śmierdzimy i naturalnie ślepniemy z powodu zaćmy w pewnym wieku, czy przestajemy chodzić z powodu dyskopatii.

Na szczęście mamy XXI wiek i nie musimy żyć w zgodzie z naturą. Szkoda, że niektórym życie w zgodzie z naturą odpowiada tylko wybiórczo. Tam, gdzie im pasuje.

 Anna Jaworska – MumMe

 

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/