ILE ZAROBIŁAM NA BLOGU PRZEZ DWA LATA? CZY TO SIĘ W OGÓLE OPŁACA?

Kiedy w 2017 roku zaczynałam przygodę z blogowaniem, nie sądziłam, że można zyskać na tym aż tak dużo.

Decyzja o założeniu bloga była całkowicie spontaniczna. Nie planowałam tego, nie przygotowywałam się, nie zrobiłam rozeznania rynku, biznesplanu, kalkulacji. Po prostu pod wpływem impulsu założyłam fanpage na Facebooku, wykupiłam domenę i zaczęłam pisać.

Śmieszne te moje początki były, jak wracam pamięcią do tamtych postów.

Od momentu, kiedy się dokonało i założyłam blog, miałam jednak jasną koncepcję tego, co chciałabym osiągnąć. Ustanowiłam cele, założenia i zabrałam się za robotę.

Tak, za robotę. Prowadzenie bloga to mnóstwo pracy. Jeśli tak jak ja, jest się aktywnym na FB i Instagramie codziennie, kilka razy w tygodniu publikuje się na stronie, czyta się komentarze i odpowiada na nie, to zajmuje to minimum kilka godzin dziennie. Do tego tworzenie grafik, zdjęcia, nagrywanie, korespondencja na mailu i FB. Generalnie jest bardzo czasochłonne zajęcie.

Nie mam pojęcia, czy inni blogerzy tyle samo czasu poświęcają na pracę przy blogach, ale u mnie tak właśnie to wygląda.

Do tej pory nie było ani jednego dnia przez dwa lata, w którym byłabym offline.

Przejdźmy zatem do zysków, które płyną z tego zajęcia.

Ile zyskałam dzięki prowadzeniu bloga?

Zyskałam ogromną rzeszę cudownych fanów, którzy każdego dnia są ze mną na moich fanpage’ach, trzymają kciuki, cieszą się razem z nami, poświęcają chwilę, aby kliknąć like lub zostawić kilka słów. Dzięki nim wiem, że to co robię ma sens. Stoją za mną murem, gdy ktokolwiek próbuje naruszać moje dobre imię albo moje prawa autorskie.

Zyskałam dziesiątki tysięcy wiernych czytelników bloga, którzy czekają na nowe wpisy, udostępniają je, komentują, inspirują mnie codziennie.

Zyskałam wielu nowych znajomych, których poznałam osobiście, a także wielu, których znam tylko online, ale zawsze mogę liczyć na ich pomoc i wsparcie.

Zyskałam wdzięczność wielu kobiet, które dzięki moim akcjom na rzecz profilaktyki nowotworowej poszły się przebadać i śpią spokojnie lub są już w trakcie leczenia, z dużymi szansami na zdrowe i długie życie.

Zyskałam więcej pewności siebie, ugruntowałam poczucie własnej wartości, spełniłam się.

Zyskałam grubszą skórę na dupie. Dzięki wszystkim hejterom, trollom i nieżyczliwym ludziom wzmocniłam się i zahartowałam.

Zyskałam mnóstwo nowych doświadczeń i umiejętności, zarówno typowo technicznych, jak i interpersonalnych.

Zyskałam mnóstwo pieniędzy, które dzięki blogowi udało się zebrać na leczenie lub pomoc dla kilku osób. To przyćmiewa cały hejt, który na mnie spływa.

Zyskałam niewielkie grono znajomych wśród blogerów, którzy są wsparciem w trudniejszych momentach, służą radą i doświadczeniem, kibicują i razem ze mną cieszą się każdym sukcesem.

Zyskałam tysiące fajnych zdjęć i setki napisanych tekstów, które będą kiedyś cudowną pamiątką, zapisem naszego codziennego życia.

Zyskałam nową wiedzę, dzięki szkoleniom, konferencjom, przeczytanym książkom, dzięki przeprowadzonym wywiadom. Cały czas staram się uczyć, aby iść do przodu i nie stać w miejscu.

Zyskałam nowy zawód – tak, bloger to dziś zawód. I choć nie porzuciłam całkowicie poprzedniej pracy i nie jest to moje wyłączne zajęcie, to dziś dumnie mówię o sobie – jestem blogerką.

Zyskałam zaufanie tysięcy kobiet, które każdego dnia dzielą się ze mną swoimi kłopotami, troskami, dylematami i potrzebują paru słów otuchy, wsparcia lub konkretnej pomocy.

Zyskałam wśród tych kobiet również autorytet – zarówno jako matka jak i kobieta.

A jeśli chodzi o finanse… cóż. Póki co bilans wciąż na minusie. Stworzenie dużego bloga to przy dzisiejszej polityce mediów społecznościowych spory wydatek. Po dwóch latach nadal jestem pod kreską w sumie przynajmniej pięciocyfrowej.

Poniekąd dlatego, że dbam o to, by mój blog nie stał się słupem reklamowym i bardzo starannie dobieram produkty, które chciałabym Wam zarekomendować. Nie przyjmuję wszystkich propozycji płatnej współpracy.

Jak widzicie, po stronie zysków znajduje się tyle dobra, że póki mąż nie kazał mi spakować walizek z powodu strat, to nic się tu nie zmieni. Nadal będę tu dla Was codziennie. Żeby Was rozbawić, rozgrzeszyć, zainspirować, zmotywować, wesprzeć, czasem czegoś nauczyć. Żeby pokazać Wam moje życie bez filtra i podzielić się nim z Wami. Żeby się spotkać przy kawie, przy kuchennym stole, pośmiać się z Wami i popłakać.

Dziękuję Wam za to wszystko, co zyskałam.

Ania

Dzięki Twoim udostępnieniom za pomocą przycisku UDOSTĘPNIJ, polubieniom na Facebooku i komentarzom moje teksty  może przeczytać więcej osób. Dziękuję, że pomagasz mi zdobywać nowych czytelników (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem ).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme.pl/

3 komentarze

  1. Super tekst, pozdrawiamy i trzymamy kciuki. Fajnie jest robić w życiu coś, co sprawia nam radość 🙂 Nie wszystko da się policzyć.

  2. Świetny tekst!!!! Nie wszystko w życiu powinniśmy przeliczać na pieniądze!!!! Ja też tak mam! Robię to co lubię i nie zastanawiam się w sklepie gdy widzę ciekawą pomoc, książkę, pisaki czy klocki, tylko kupuję, bo wiem, że dzięki tym rzeczom uatrakcyjnię moje zajęcia z dziećmi! Dla mnie też liczą się ludzie (czytaj – dzieci).

  3. Jesteś dla mnie inspiracją, stawiam dopiero pierwsze kroki na swoim blogu a twój post tylko mnie utwierdził w przekonaniu że warto. Uwielbiam czytać twojego bloga! Serdecznie cię pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.