CZEGO SYN, OPRÓCZ MIŁOŚCI, NAJBARDZIEJ POTRZEBUJE OD MATKI

Synuś mamusi, a córeczka tatusia – ten stereotypowy podział w relacjach ma dosyć często odzwierciedlenie w życiu rodzinnym. Tak to jakoś jest, że mamusie chronią i rozpieszczają synków, a tatusiowie córeczki. Oczywiście bywa zupełnie odwrotnie i absolutnie nie oznacza, że mamy zaniedbują córki, a ojcowie synów. Chodzi o pewną wyjątkowość więzi łączącej matkę z synem, a ojca z córką, która niekontrolowana może prowadzić do… wychowawczej katastrofy.

Nie mam córki, więc trudno mi wypowiadać się na temat wychowania dziewczynki, ale mam za to trzech synów i tu już mogę co nieco od siebie powiedzieć.

Bywam nadopiekuńcza (mój mąż powiedziałby, że jestem permanentnie). Instynktownie chronię moich chłopców przed wszystkim co wydaje mi się potencjalnie niebezpieczne, złe czy nawet niekomfortowe. Chciałabym im przychylić przysłowiowego nieba. Często spełniam zachcianki i marzenia. Lubię, gdy są szczęśliwi i czują się bezpiecznie.

Wiem, że do prawidłowego rozwoju jest im potrzebna moja bezwarunkowa matczyna miłość, akceptacja, czułość i obecność.

Jest jednak coś, czego synowie potrzebują od swoich mam, a wiele z nas nie potrafi im tego dać. I ja też mam z tym czasem kłopot.

Otóż najważniejsza rzecz, jaką my – matki musimy dać swoim synom oprócz miłości to

 

SAMODZIELNOŚĆ

 

Wiem, że to niełatwe. Dla mnie również.

Zdarza się, że gdy z miłości odbieramy im samodzielność, możemy zrobić im po prostu życiową krzywdę.

Jak?

Przede wszystkim wyręczając ich we wszystkim – głównie w tym, co spokojnie mogliby zrobić sami. Wkładając im do buzi jedzenie, ubierając ich, ścieląc im łóżka, sprzątając po nich, wożąc im tyłki.

Usuwając im spod nóg wszystkie przeszkody, ułatwiając co się da.

Ucząc, że nie muszą ponosić konsekwencji swojego lenistwa, niedbalstwa i zapominalstwa.

I nie mówcie mi, że tak nie jest, bo wszystkie wiemy jak to w praktyce wygląda.

Niby żadna z nas nie chce wychować roszczeniowego lenia patentowanego, ale tak często nie zastanawiamy się nad tym, kiedy rzucamy się na pomoc synalkom, że wychodzi inaczej.

Sprzątamy za nich, przygotowujemy jedzenie, pilnujemy odrabiania lekcji, czytania lektur, wozimy do szkoły zapomniane przez nich z domu rzeczy (piórnik, zeszyt czy strój na w-f), pierzemy, prasujemy, podajemy pod nos, pamiętamy za nich i robimy tysiące innych rzeczy, które mogliby zrobić sami.

Boimy się ich samodzielnych wyjść i wyjazdów, przeżywamy począwszy od pierwszego dnia w przedszkolu, potem szkoły, pierwszej wycieczki, wyjazdu na obóz.

A oni muszą sami!

Potrzebują samodzielności!

I to jest najważniejsza rzecz poza miłością, którą musimy im dać. Pozwolić żyć, ponosić konsekwencje swoich wyborów. Pozwolić iść do szkoły w niepasujących do siebie ubraniach, z krzywą kanapką, bez piórnika, pozwolić zarobić jedynkę za brak przygotowania do klasówki czy nieprzeczytaną lekturę, pozwolić mieszkać w pokoju, przez który nie da się przejść. Pozwolić pójść na piechotę lub pojechać rowerem, wybrać zajęcia dodatkowe samodzielnie. Pozwolić na wyjazd z rówieśnikami, choć umieramy ze strachu o to, jak ten mały człowiek poradzi sobie bez nas, że będzie tęsknił, płakał, że nie znajdzie czystych ubrań i będzie chodził głodny. I na pewno się rozchoruje, a nas wtedy tam nie będzie.

Pamiętam, kiedy nasz najstarszy syn po raz pierwszy pakował się sam na wyjazd sportowy i nie zabrał ze sobą ręcznika. Musiał wycierać się koszulką. Następnym razem ręcznik pakował jako pierwszy. I o to właśnie chodzi. To dla mnie symboliczne.

Myślę, że każda z nas – mam chłopaków – ma na sumieniu nadopiekuńczość w tej czy innej formie i ma nad czym popracować.

Ja zamierzam.

Chcę przygotować synów do życia, a oni większość życia muszą przeżyć bez mamusi u boku.

Zawsze będzie łączyć nas więź nierozerwalna, ale więź nie może być uwięzią.

Nikt nie mówił, że będzie lekko, ale trzeba próbować. Każdego dnia.

 Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme.pl/

 

1 Comment

  1. A ja trochę Wam mamą ” nadopiekunczym” zazdroszczę Zawsze bylam realistka mocno stąpającom po ziemi,zawsze coś musi byc białe albo czarne. Często słyszę od męża czy babć ze on jest jeszcze mały, że jeszcze nie rozumie,że jestem za ostra itp
    Pewnie często mają rację bo sporo wymagam od syna Rzadko odpuszczam w rzeczach które ustaliliśmy. Wieczorem myślę sobie ze mogłam odpuścić, przecież to dziecko 4- latek … wiem ze przez to ze jestem wymagająca mój syn woli spędzać czas z tatą, babcia- mama jest na ostatni miejscu.
    Wiem ze to dla jego dobra,w przyszłości …..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.