PEWIEN POPORODOWY ZWYCZAJ, KTÓREGO SZCZERZE NIE ZNOSZĘ

Dokładnie 5 lat temu wracaliśmy do domu z naszym najmłodszym synkiem. Powrót do domu ze szpitala to naprawdę cudowny moment. To znaczy nadal się cierpi po porodzie, szczególnie po cesarskim cięciu, ale własne łóżko, łazienka i święty spokój przynoszą nieopisaną ulgę każdej mamie. No dobra, trochę większą, gdy wraca się do domu z pierwszym dzieckiem, a trochę mniejszą, gdy w domu czeka dwoje starszych stęsknionych za mamą, głośnych i absorbujących dzieciaków.

I wyobraźcie sobie, że ten święty spokój po powrocie do domu przerywają nagle…

Odwiedziny gości.

Odwiedzanie mamy z noworodkiem to dla mnie jeden z najbardziej irytujących zwyczajów. Nie ma nic gorszego niż pielgrzymki rodziny bliższej i dalszej tuż po przyjeździe ze szpitala.

Wujek Tadek, ciocia Stefania, dawno niewidziana kuzynka z narzeczonym, sąsiedzi i koleżanki z pracy. Wszyscy chcą „zobaczyć maleństwo”.

Niektórzy doskonale rozumieją niestosowność tych praktyk, spokojnie czekają na szczere (i szczere jest tu słowem kluczowym, podpowiadam) zaproszenie i wystarcza im oglądanie zdjęć i krótkich filmów nagranych przez domowników.

Innym wystarczy hasło „wpadnijcie” rzucone z grzeczności przez świeżo upieczoną mamę albo o zgrozo ojca dzieciątka i napierają w odwiedziny często z flaszką i zakąską.

Jest jeszcze grupa gości, którzy zaproszenia nie potrzebują i przychodzą „bo mogą”.

Nie patrzą na to, że mogą przynieść w prezencie bakterie i wirusy, które dla noworodka są niebezpieczne.

Nie zwracają uwagi na to, że matka w połogu czuje się po prostu słabo i goście nie poprawiają jej samopoczucia (niektórzy potrafią nawet skomentować w przykry sposób jej wygląd czy podważać macierzyńskie kompetencje. Brrrr.)

Nie obchodzi ich, że kobieta nie ma czasu wtedy na przygotowywanie posiłków, sprzątanie i może się z tym czuć niekomfortowo.

Nie potrafią uszanować tego czasu, w którym mama i dziecko uczą się siebie nawzajem, potrzebują spokoju, obecności wyłącznie najbliższych (i mam tu na myśli osoby, które pomagają swoją obecnością młodej matce, a nie te, które wpadają na inspekcję, zobaczyć dzidziusia albo przekonać się, ile schudła po porodzie).

Jeśli zatem jakaś kobieta w Twoim otoczeniu spodziewa się dziecka, to daruj sobie odwiedziny u niej przynajmniej w pierwszych 2-3 tygodniach po porodzie, chyba że jesteś absolutnie pewien, że sobie tego życzy.

Jeśli naprawdę wiesz, że byłoby jej miło Cię gościć nie zapomnij o niej. Często goście przynoszą prezenty tylko dziecku i tylko o nie pytają, tak jakby matka robiła za inkubator w czasie ciąży, a po porodzie jej przydatność wygasła. Zapytaj, jak się czuje i czy możesz w czymś jej pomóc. Drobiazgi takie jak ugotowanie obiadu, zajęcie się starszym dzieckiem przez parę chwil lub zabranie maluszka na spacer tak, by mogła na przykład spokojnie wykąpać się w tym czasie to prezenty na wagę złota.

Wesprzyj dobrym słowem, ale nie myl z nieproszonymi, złotymi radami. Jeśli nie prosi o nie, to znaczy, że nie trzeba jej ich udzielać, tym bardziej na siłę i w formie pouczania.

Ot, taki mój poporodowy savoir vivre.

 Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme.pl/

Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

11 komentarzy

  1. A ja mam dokładnie przeciwne odczucia 🙂 Może wynika to z tego, że w szpitalu po porodzie leżałam dwa tygodnie i byłam wytęskniona ludzi, którzy mówią o czymś innym niż ich noworodki, a może z tego, że mam wokół siebie normalnych ludzi. Nie pamiętam, czy zapraszałam, czy nie, nie pamiętam, czy ktoś mnie chwalił, czy tylko dzieckiem się zachwycali, ale nic nie przygotowywałam, nikt nic ode mnie nie wymagał, prezenty dostaliśmy przydatne, a ja mogłam zamiast zajmować się tylko dzieckiem pobyć wśród ludzi, pogadać, pośmiać się i poczuć, że nadal jestem tą samą fajną dziewczyną, przyjaciółką, a nie tylko mamą tego rozdarciucha 😉

    1. Miałam tak samo. Wszyscy którzy przyszli upewnili się telefonicznie czy już czas. Dobrze, że nie mieszkacie we Włoszech, tam dopiero pielgrzymki od pierwszego dnia, nawet w szpitalu.

  2. Bliska mi osoba urodziła dziecko miesiąc temu, a ja jeszcze jej nie odwiedziłam, bo… jestem mamą dwuletniego brzdąca i w tym czasie zaliczyliśmy przeziębienie, pobyt w szpitalu, a teraz moją chorobę i kurację antybiotykiem. Nie wyobrażam sobie, by pójść do noworodka i przytargać z domu jakieś wirusy/bakterie. I tylko co jakiś czas wysyłam smsy „Jak się czujesz? Bo u mnie znów choróbsko, przyjdę innym razem”. Tak myślę, że latem się w końcu zbiorę 😀

  3. Mieszkam teraz w Ukrainie i bardzo podoba mi się zwyczaj nie pokazywania dzieci przez pierwsze trzy miesiące. Nikt. nie przyłazi i nawet do wózka nie zaglądają.

    1. W domu to jeszcze. Najlepiej jak w szpitalu do Pani obok pielgrzymki nie mają końca, jednym gościom musieliśmy zwrócić uwagę żeby japy nie piłowali jak dzieci śpią a ja próbuję choć trochę się zdrzemnac po bezsennej nocy.
      Zero empatii.

  4. Zgadzam się! Sama jestem mamą 3-miesiecznego maleństwa i jak uslyszalam, że moi teść i teściowa się wprosili byłam naprawdę wściekła. Zmęczona po szpitalu zamiast odpocząć w miarę możliwości, musiałam udawać, że cieszę się z ich wizyty. Nikt nawet nie zapytał jak się czuję. Nawet nie przyszlo im do głowy, żeby chociaż ręce umyć, nie wspominając, że tesciowa wylała na siebie pół litra perfum i „wisiała” nad małym. Przykre to, że ludzie widzą tylko swoje widzimisię. Tydzień później stwierdzili, że koniecznie MUSIMY do nich przyjechać. Jakież było ich zdziwienie, gdy się na to nie zgodziłam…

  5. Zgadzam się, mam bardzo podobne odczucia u nas zaczęło się już w szpitalu, przychodzili, siedzieli pół dnia, mając w nosie to, że ja chce odpocząć, że może nie jestem na tyle wyluzowana, żeby 1 dnia po porodzie karmić piersią przy tesciu, najbardziej zaś wkurzyla mnie teściowa, która przyszła do szpitala chora-przeziębiona i powiedziała, że nie będzie brała małej na ręce, ale przed wyjściem 1-dniowe dziecko poglaskala po ręce, od tamtej pory sobie obiecałam, że przy 2 dziecku nikogo nie chce widzieć w szpitalu i kilku dniach po powrocie, tylko męża i córkę, a dalszą rodzina, no cóż jak nie są w stanie tego zrozumieć to ich problem, ja nie zamierzam się kllejny raz stresowac

  6. Ja osobiście na całe szczęście nie miałam gości ? tylko domownicy. Za to miałam nakaz podróżowania, z dzieckiem do… Teściów! Oraz i tu uwaga. Z pierwszym dzieckiem wylądowałampod koniec ciąży na obserwacje. Okazało sie że muszę być cięta na już. Nie wiedziałam co mnie czeka i w ogóle co się dzieje. Zadzwoniłam do siostry że idę na cięcie i ogólnie no do całej najbliższej rodziny (mama, siostry, mąż dzwonił do swoich). I tadam! Po wszystkim leżę w tym odzieniu co chwilę przychodzą położne odkrywają mnie podnoszą wszytko w górę itp. Dziecko na oitn że mną też tak średnio. Poprosiłam siostrę żeby do mnie przyszła zaraz po pracy. Siostra to siostra nie jedno widziała (jest pielęgniarka) a tu w rogu szwgierka… I siedzi obok mnie. Siostra stoi nieco dalej, a olozne znowu latają i mnie „przewracaja”. Czułam się tak skrępowana i wypruta że wszelkiej godności. Jednak nie miałam odwagi powiedzieć nic. To zeszło na drugi plan bo przecież moje dziecko jest pod tlenem i niewiadomo co dalej. Potem przyjechali teściowie. Powiedziałam do męża że nie pójdę bo się źle czuje i fizycznie i psychicznie i sama ze soba. Ale po jakimś czasie mimo wszystko mnie wyciągnęli że sali… Nie będę pisać co przechodziłam. Jednak w drugiej ciąży powiedziałam do męża wyraźnie że nie życzę sobie odwiedzin żadnych. Nikogo tam nie chce mieć oprócz jego i syna. Potem jednak zaprosiłam swoich bliskich w dniu porodu. Oni są mi z nami całe moje życie i jakoś nie przeszkadzało mi nawet ze był mój brat, bo poprostu odwracal się albo wychodził. Teście byli oburzeni ale trudno. Chyba mam prawo decydować kto i kiedy jest obok mnie.

  7. Pewien przedporodowy zwyczaj którego nie znoszę… 39,…42 tydzień ciąży. Jesteś tykająca bombą zegarową. Zdajesz sobie sprawę, że zamiast człapać krokiem pingwina mogłabyś już od miesiąca pomykać z wózkiem po mieście. I zaczynają się telefony oraz SMSy pt.: Rodzisz już? Urodziłaś? Zrób coś! Zamierzasz w ogóle urodzić? A wiecie/powiecie w końcu co będzie? Są na to sposoby…
    Do jasnej ciasnej! Jestem w szóstej ciąży w sumie 245 tydzień w ciąż. Wypróbowałam wszelkie metody książkowe, plotkarskie, babcine, domowe i szpitalne sposoby wywoływania porodu. Gdybym rodziła to bym raczej nie odbierała telefonu. Jeśli wyszłam z domu to na prawdę przyczyna może być inna niż poród. Jeśli przyszłam na basen to nie dlatego, że postanowiłam kolejnemu dziecku zapewnić darmowy karnet na pływalnię do końca życia.
    Gdybym kilkanaście lat temu udusiła lub przegryzła tętnicę szyjną zadawaczom głupich pytań to dziś mogłabym się tak nie wkurzać.
    Mała podpowiedź. Kobieta w 9/10 miesiącu ciąży to ciągle człowiek, który potrzebuje żyć: jeść, ruszać się itd. Można z nią rozmawiać o filmie na którym była wczoraj w kinie bez komentarza: „I nie urodziałaś?”. Zapytać czy nie wybierzemy się może na kawę- bez dodawania „ale to już chyba jak urodzisz…”

  8. A do mnie rodzina ma pretensje, że w 3 tygodnie po porodzie nie poszłam na wesele, bo przecież mogłam i to z dzieckiem. Dodam tylko, że rodziłam w styczniu, kiedy szalała grypa i nawet odwiedziny w szpitalu były wstrzymane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *