JESTEŚ SZEFEM? PRZEŁOŻONYM? A CZŁOWIEKIEM JESTEŚ?

Pracodawcą jestem od 15 lat. Kiedy zostałam „szeffini” (jak pieszczotliwie nazywały mnie dziewczyny) miałam niecałe 24 lata. W wyniku pewnych decyzji z dnia na dzień z koleżanki z pracy stałam się szefową dla kilkudziesięciu osób. Było trudno. Moim jedynym nauczycielem był Jacek – mój mąż, który od wielu lat zarządzał ludźmi w dużych firmach. Najważniejsza rzecz, której się nauczyłam, jeśli chodzi o bycie czyimś szefem to

 

SZANOWAĆ LUDZI

 

Poszłam dzisiaj na obiad do niewielkiej knajpki w Gdańsku. Bywam tam od lat. Zamówiłam jedzenie i nagle usłyszałam syk właścicielki. Przy wszystkich klientach zaczęła besztać kelnerkę i utyskiwać na nią. Popatrzyłam na dziewczynę, jej wzrok wbity był w podłogę, policzki spłonęły wstydem, a ja poczułam się jak intruz. Nie powinnam być świadkiem jej upokorzenia.

Tak, ruganie pracowników przy innych pracownikach lub klientach postrzegam jako upokorzenie.

Było mi przykro, że szefowa w ten sposób potraktowała swoją pracownicę. Nawet jeśli miała rację, nawet jeżeli ta druga rzeczywiście popełniła błąd, nie zastosowała się do zasad to powinna zwrócić jej uwagę NA OSOBNOŚCI.

Zawsze starałam się być dobrą szefową. Elastyczną, wyrozumiałą, pomocną. Nie było dla mnie nigdy problemem, żeby zrobić wcześniej wypłatę lub dać zaliczkę, jeśli miałam z czego, a była taka potrzeba. Nadal nie robię halo z wcześniejszych wyjść, późniejszych przyjść, nigdy nie kontrolowałam tego, co ludzie robią na komputerze w czasie pracy, jakie strony odwiedzają, rozumiem, że mają życie poza pracą, wizytę u lekarza, przedstawienie dziecka w przedszkolu. Nie bałam się pójść na wojnę z ZUS-em w obronie współpracownika. Nie wahałam się pomagać kobietom w ciąży, na macierzyńskim, stażystom czy osobom w trudnej sytuacji życiowej. Szanuję decyzje o odejściu, nie utrudniam.

Nie raz zostałam wykorzystana.

Mimo to, nie potrafię się zmienić. Nadal obdarzam ludzi kredytem zaufania i oczekuję dobrych relacji. Nie umiem pracować w złej atmosferze, w oparach pretensji i niezadowolenia.

Bo uważam, że pracowników należy szanować. Trzeba z nimi rozmawiać, słuchać ich i starać się rozumieć ich problemy.

Nie myl strachu z szacunkiem. Ludzie nie będą Cię szanować dlatego, że nimi pomiatasz, dlatego, że boją się konsekwencji – kary, zwolnienia, Twojego gniewu.

Nie tędy droga.

Przez te 15 lat przyszło mi się rozstać dziesiątki razy z ludźmi, którzy ze mną współpracowali. To już nie te czasy, że pracowało się w jednym miejscu do emerytury.

Mam jednak nadzieję, że jest wiele osób, które dobrze wspominają współpracę ze mną.

Osobiście uważam, że:

  • Firmę budują ludzie.
  • Nagrody działają bardziej motywująco niż kary i nagany.
  • Słowo współpracownicy jest dużo lepsze niż pracownicy.
  • Niektórzy ludzie nigdy nie powinni zarządzać innymi ludźmi. Nie może być liderem osoba zakompleksiona, która czuje się lepiej pomiatając ludźmi, poniżając ich i. Taki człowiek nie jest liderem tylko frajerem.
  • Obsesyjna kontrola jest dowodem braku zaufania. Bez zaufania nie buduje się biznesu
  • Współpracownik powinien być godziwie wynagradzany
  • Mobbing w każdej postaci powinien być piętnowany i eliminowany
  • Jeśli nie odpowiada nam wspólna praca, zawsze można się rozstać Z KLASĄ
  • Pracownicy nie muszą być kozłami ofiarnymi, na których wylewane są frustracje osobiste i zawodowe szefa.
  • Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Każdy ma gorsze dni, nie zawsze da się zostawić problem czy złe samopoczucie przed drzwiami. Empatia to słowo klucz we wzajemnych relacjach.
  • Oczywiście wszystko to powinno działać w obie strony. Trudno być w porządku wobec kogoś, kto Cię oszukuje, wykorzystuje lub nie szanuje Cię.

Aby nie być gołosłowną, poprosiłam kilkoro moich byłych i obecnych współpracowników o napisanie paru słów na temat tego jakim jestem lub byłam szefem.

Nie chodzi tu o laurki i narcyzm, tylko o to, że warto być dla ludzi kimś więcej. Człowiekiem po prostu.

„Konkretny rzeczowy pracodawca. Jasno określający wymagania, nie stwarzając przy tym atmosfery strachu czy stresu. Pracodawca, z którym można „rozmawiać”.

„Anię, jako mojego pracodawcę ceniłam i dalej cenię za wiarę w to co robi, jak coś robić to na 100%
To, że jedna osoba (w sumie dwie) była w stanie zaszczepić „miłość” we mnie do wymagającej branży (mimo, że za każdym razem mówię never-ever)
Jedyne co mi przeszkadzało, ale zaraz przemijało był PMS.
Z łatwością można było odgadnąć jaka panowała „burzliwa” okresosfera, którą mimo to jednak dobrze wspominam
Jak to zwykło się mawiać u nas w firmie „był czas się przyzwyczaić” było idealna odpowiedzią na każda bolączkę.”

„Z Anią pracowałyśmy razem jako lektorki w szkole językowej. Gdy została moją szefową zawsze czułam, że była również moja koleżanką. Wspólnie uzgadniałyśmy moje godziny pracy i wynagrodzenie. Uczciwie i bez owijania w bawełnę informowała mnie o możliwościach finansowych szkoły i ilości godzin, które mogę otrzymać. Najbardziej zapadł mi w pamięć moment, gdy informowałam ją o odejściu ze szkoły i zmiany pracodawcy. Była wyrozumiała, wysłuchała z uwagą i szacunkiem, dopytała o szczegóły i na koniec życzyła powodzenia…i dorzuciła, że zawsze mogę wrócić.”

„Pracowałam dla Ani jako nauczyciel języka angielskiego w jej szkole językowej. Nie pamiętam nic wyjątkowego z naszych zawodowych kontaktów, przebiegały zawsze bezproblemowo i przyjaźnie. Ale bardzo wyraźnie pamiętam, że Ania zrobiła dla mnie znacznie więcej niż się kiedykolwiek mogłam spodziewać od pracodawcy.
W czasie mojego zatrudnienia zaszłam w ciążę. Ojciec mojego dziecka zerwał ze mną kontakt, gdy byłam w czwartym miesiącu ciąży. Zostawił mnie i zmienił numer telefonu. Zostałam sama z brzuchem, studiami i wynajętym mieszkaniem, w którym mieliśmy zamieszkać we troje. I bez pieniędzy na wyprawkę dla dziecka.
Ania nie dość, że mnie nie zwolniła, jak niektórzy pracodawcy próbują robić z ciężarnymi, ale zaczęła pomagać.
Zabrała mnie do swojego banku, żeby załatwić pożyczkę studencką. Kiedy mój syn się urodził, a ZUS odmówił wypłaty zasiłku macierzyńskiego, Ania załatwiła kontakt z dziennikarzem Gazety Wyborczej. Artykuł, który opublikował sprawił, że ZUS zmienił zdanie i wypłacił mi zasiłek.
Po porodzie wielokrotnie nas odwiedzała, za każdym razem przywożąc ze sobą prezenty. Do dziś pamiętam śliczne śpioszki, które mój syn od niej dostał.
Robiła wszystko to, mimo że byłam tylko jej pracownicą. Biedną i ciężarną.
Ze względu na to mam do Ani ogromny dług wdzięczności. Jest osobą, od której doświadczyłam tylko dobra. Świat byłby piękniejszy, gdyby wszyscy ludzie traktowali innych z tą samą dozą szacunku, empatii i solidarności jakiej ja doświadczyłam od Ani. Ja też się staram tak postępować, mając Anię za wzór.
Dziękuję ci Aniu za wszystko!”

 

I dlatego warto być przyzwoitym.

ANNA JAWORSKA – MUMME

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme.pl/

Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *