ZAJMUJESZ SIĘ DOMEM I DZIEĆMI? TO NIE PRZEMĘCZASZ SIĘ KOBIETO!

Siedzą w domu, kawkę piją, seriale oglądają i wiecznie narzekają, że zmęczone, że czasu dla siebie nie mają. Poszłaby do pracy jedna z drugą, to zobaczyłyby co to znaczy. Ale one są po prostu leniwe. Przecież my – kobiety pracujące zawodowo też musimy wszystko w domu zrobić! Posprzątać, ugotować, dzieci dopilnować, uprać, uprasować, zakupy zrobić. A one tylko to mają do roboty. I jeszcze im źle!

SERIO?!?!

To ja mam propozycję. Znajdź kobietę, która nie jest babcią Twoich dzieci i która „posiedzi” w Twoim domku z tą kawką i dzieciakami i która powie, że nie będzie brała za to kasy, bo to przecież nie praca. Plażówka w sumie.

Albo się mylę, albo za opiekę nad dziećmi trzeba obcej osobie słono zapłacić. Na tyle dużo, że masa kobiet nie może sobie pozwolić na powrót do pracy, bo nie stać je na to, żeby zabulić niani za to „siedzenie z dziećmi w domku”. A niania rzadko kiedy ma chęć zrobić cokolwiek poza opieką nad dziećmi. Zazwyczaj ani nie posprząta, ani nie ugotuje, ani nie upierze, ani nie poprasuje – do tego trzeba jeszcze zatrudnić pomoc domową. To już dwa etaty. Ale przecież kobiety siedzące w domu nic nie robią.

Wyjaśnijmy coś sobie. Nigdy nie byłam tą „siedzącą w domu”, zawsze pracowałam. Uważam też, że każda kobieta z wielu względów powinna zawodowo pracować, być finansowo niezależna i tak dalej – pisałam o tym TUTAJ – różnie to w życiu bywa.

ALE…

Całodobowa opieka nad dziećmi – szczególnie małymi – jest ogromnie wymagającym i męczącym zajęciem. To się oczywiście zmienia, kiedy dzieci dorastają i niekoniecznie rozumiem, kiedy matki całkiem odchowanych już dzieci nie chcą podjąć pracy, ale to jest wyłącznie ich sprawa. I nie dotyczy ich ten wpis.

Ja piszę o matkach dzieci do lat powiedzmy sześciu, a przynajmniej do trzech, których nie można zostawić samych, które wymagają ciągłego nadzoru, pomocy we wszystkich czynnościach. A szczególnie o matkach tych młodszych, nad którymi to opieka potrafi człowieka położyć na glebę.

Jako matka trójki dzieci jeszcze kilka lat temu po każdym weekendzie byłam zmęczona jak koń po westernie. Ileż to rzeczy człowiek musi zrobić przy trójce!

A w pracy… no różnie bywa w pracy. Wiadomo, są zajęcia takie, w których cały dzień człowiek zasuwa, ale wiele kobiet ma pracę raczej komfortową i tam sobie spokojnie kawkę pije.

Irytują mnie strasznie komentarze typu: a co ja mam powiedzieć! Ja pracuję i zajmuję się domem i dziećmi. Bo ta druga kobieta też pracuje – zajmuje się domem i dziećmi. Po cholerę się licytować? O tych babskich licytacjach tez już kiedyś pisałam TUTAJ #jatomamgorzej

Najlepiej po prostu nie oceniać. Robić swoje. Starać się znaleźć trochę czasu dla siebie, sposobu na relaks. Matka „siedząca w domu” też potrzebuje czasu bez dzieci, czasu poza domem, na hobby, pasje, odpoczynku… i kawy o smaku świętego spokoju. Jest zmęczona. Bardzo często jest też strasznie przytłoczona i samotna. I to jest taki trudny rodzaj samotności, bo jest się samotną nigdy tak naprawdę nie będąc samą. Nawet w toalecie. Całe jej życie kręci się wokół dzieci. One – mamy małych dzieci, które nie pracują zawodowo – jako kobiety często po prostu nie istnieją.

Odezwą się zaraz te, które stwierdzą: „jak jej tak źle, to po co się na dzieci decydowała.”

To proste.

Nie wiedziała. Żadna z nas tak naprawdę nie wiedziała decydując się urodzić dzieci, ile pracy, wysiłku, wyrzeczeń trzeba włożyć, ile poświęcić, żeby wychować dziecko. Jasne, że warto. Nie ma nic piękniejszego niż miłość macierzyńska, ale nie udawajmy, że to bułka z masłem.

Tak, są dni, kiedy jest zajebiście, a są takie, kiedy ma się ochotę gryźć ścianę. Nie oceniaj drugiej kobiety, jeśli nie przeszłaś się w jej butach (albo nie przeleciałaś się na jej miotle).

Nie zawsze możemy w życiu robić to, co byśmy chciały. Czasem po prostu musimy się dostosować. Nie znaczy to, że nie pragniemy zmiany, że jesteśmy w tym szczęśliwe.

Dajmy sobie wzajemnie prawo do ponarzekania. To też bywa oczyszczające.

Pracujące zawodowo mamy mają problemy – dojazdy, zwolnienia lekarskie, wszystko w biegu, urlopy w określonym wymiarze, problemy z szefem, współpracownikami i wiele innych. W czasie, kiedy one są w pracy ich dziećmi zajmują się inni, dla których jest to praca.

Te mamy, które zajmują się na co dzień domem i dziećmi też mają swoje problemy i nie mamy prawa ich umniejszać, lekceważyć i oceniać.

Byłoby idealnie, gdyby każdy mógł żyć tak jak chce i robić to, co najbardziej lubi. Niestety nie zawsze jest to w życiu możliwe.

Byłoby też idealnie, gdyby kobiety były dla siebie lepsze, bardziej wspierające i wyrozumiałe. I to jest możliwe! Zależy wyłącznie od nas.

Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

 

1 Comment

  1. Witaj Aniu!
    Zaobserwowałam u siebie w ostatnim czasie wyraźny spadek nastroju.
    Mam 35 lat i nigdy nigdy nie pracowałam. Ot „pasożyt” I leń, mógłby mi ktoś zarzucić i z pewnością nie jeden zarzuca.
    Od 11 lat wychowuję niepełnosprawnego syna.
    Pracuje i utrzymuje nas mąż.
    Zaliczyłam nawet depresję jeszcze zanim padła diagnoza. Nie mogłam się pogodzić z tym, że jestem od męża zależna, było mi wstyd, że nie pracuję, ale mąż nie chciał abym podjęła się pracy, bo jak twierdził, wypłatę wydałabym na żłobek dla dziecka. Gdy byłam zdetetminowana i zaczęłam szukać pracy i żłobka dla wówczas półtorarocznego syna, okazało się, że jestem w drugiej ciąży.
    Depresja się pogłębiła. Nikt mnie nie rozumiał. No bo co ona jeszcze chce. Siedzi w domu i nic nie robi, jeszcze narzeka i jej źle. Od męża słyszałam, że jestem niewdzięczna. Gdy syn miał 3 lata padła diagnoza- autyzm i upośledzenie. Syn wciąż nie mówił, tylko ciągle wrzeszczał i biegał, był nadpobudliwy i agresywny. Byłam skonana. Wykończona i skończona dosłownie.
    Podjęłam się walki o syna. Poczułam że mam dla kogo żyć. Zaczęłam się podnosić.
    Nie miałam pomocy i wsparcia, ani że strony męża, ani rodziny. Mężowi się wydawało że jak przyniesie pieniądze do domu to już wszystko. Stracił pierwsze lata życia swoich dzieci. Dzisiaj żałuje.
    Dostałam na syna świadczenie pielęgnacyjne w wysokości najniszczej krajowej, do tego za chwilę 500+. Zaczęłam myśleć o rozwodzie. Miałam nadzieję że jakoś sobie poradzę. Gdy oznajmiłam mężowi o moich planach, skutecznie mnie zgasił. Nie układało nam się. Dopiero gdy odcięliśmy się od jego rodziny i mąż wyszedł spod jej wpływu, zaczęliśmy wychodzić na prostą. Od prawie 5 lat jest dobrze i powiedziałabym nawet, że coraz lepiej.
    Jednak jestem zaniepokojona gdyż będę musiała w końcu pójść do pracy, bez doświadczenia w wieku prawie 40 lat. Komisie orzekające niepełnosprawność uzdrawiają na siłę autystów. Nawet jeśli jakimś cudem stwierdzà że syn wymaga mojej opieki do 16go roku życia (to Maks co mogą przyznać), co potem?
    Społecznie jestem wrakiem człowieka. Nie wiem jak się odnajdę w społeczeństwie. I co zrobie z synem? Przecież nie zostawiè w domu na 8 godzin dziennie chłopaka z upośledzeniem umysłowym. Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego.
    Jestem załamana.
    A ktoś powie, że życia nie znam bo nigdy nie pracowałam.
    W domu przecież leżę I pachnę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *