FERIE Z DZIEĆMI CZĘŚĆ 3

Ferie z dziećmi cz.3
Juz wieczorem pierwszego dnia Oliemu gile wiszą do pasa. W całej szufladzie leków, która zabrałam jak zwykle brakuje tych potrzebnych. Nie ma kropli do nosa ani Actifedu. Z czterech butelek wina, które kupiliśmy tylko jedna była zdatna do spożycia, idziemy wiec spać o 21. O 24 budzi mnie Igor. Gorąco mu. Uchylam okno na chwilę, słyszę jego szczekający suchy kaszel. Na szczęście zabrałam Levopront – syrop – gdy nie mam go w apteczce robię się nerwowa. Po pół godziny Igor zasypia. 3:00 – Oski zaczyna kaszleć. O losie! Przyjechaliśmy tu tylko na tydzień!! Pół godziny po podaniu syropu zasypia spokojnie. Wstajemy rano, śniadanie, sprzątanie. Rodzina z trójką dzieci nie ma do dyspozycji oferty hotelowej. Pozostają apartamenty, które niestety trzeba ogarniać. Dzięki temu można na wakacjach poczuć się jak w domu. I wszystko to przy akompaniamencie muzyki z Psiego Patrolu (jak milo, ze pomyśleli o DVD w pokoju). Qfa co za idiota wymyślił tu ten system wifi. Wpisuje im hasła co 15 minut!!!
Opracowujemy plan dnia. Oczywiście pod spanie Oskiego. Jacek jedzie z Igorem na lekcję na stok, my dojeżdżamy po spaniu, idziemy na lunch (mamy czas do 14). 12 nie śpi. 12.30 nie śpi. 13 nadal śpiewa The finger family. Aaaa! Trzymajcie mnie. Spania nie będzie. Będzie za to miłe popołudnie. Wiadomo. Jedziemy na lunch. Oczywiście mam podejrzenie, ze wszystko będzie już zamknięte. Wsiadamy do autobusu, wszystkie miejsca zajęte. Nikt nie wstanie. Mały i Bebito latają po autobusie mimo, ze usilnie staram się ich trzymać. Oski zasypia na stojąco. Nasz przystanek. Wciskam guzik, żeby wysiąść. Kierowca nie otwiera drzwi. Odjeżdża. Wysiadamy na następnym przystanku 500 m dalej i idziemy do chłopaków. Wszystkie restauracje zamknięte. Idę do apteki. Chcę kupić zapomniane krople do nosa i Actifed. Niespodzianka. Są na receptę. Francuzi u dzieci stosują głównie homeopatię. Znajdujemy jakiś czynny bar, jemy co nieco.Jacek z Igorem wracają na stok, my do pensjonatu. Oski zasypia w autobusie. Przez brudne na maxa szyby autobusu nie widzę gdzie jesteśmy. Ooo przejechaliśmy nasz przystanek! Cudownie! Wysiadamy na następnym. Niosę te śpiące bezwładne 14,5 kg słodkiego ciężaru, za rękę prowadzę Oliviera. Skoro już jesteśmy koło sklepu – idziemy po zakupy. Mały budzi się na dobre przy półce ze słodyczami. Objuczona jak wielbłąd – wiadomo, wino waży, idę z nimi do pensjonatu starając się nie wywinąć orła na drodze. Plus jest taki, ze Oski dziś odpadnie przed świętą godziną. Zdrówko. Wypijmy za to, by nie powstała część 4

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.