CZY WIDZISZ STRACH W ICH OCZACH?

Waga i rozmiar problemu przemocy domowej nie pozwala mi na zamknięcie tematu.

Dostałam kilkadziesiąt listów od kobiet, nad którymi ktoś się znęca. To są potworne historie, które mają jeden wspólny mianownik. Wszystkie te kobiety nadal tkwią w tych pułapkach i nie wiedzą jak albo nie mają odwagi się z nich wyrwać.

Przeczytajcie opowieść Marzeny:

„Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem…”

Przemoc… nie kocham, choć staram się zrozumieć. Tak, to już jest ten etap, kiedy jestem pogodzona z tym, co mnie całe życie spotykało. W jakimś stopniu zrozumienie motywów ludzi przemocowych, którzy w moim życiu byli od zawsze na każdym kroku, pozwoliło mi pogodzić się z tym, że było jak było. Ale teraz jest inaczej. Teraz żyję.

Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Ojciec trzymający matkę za szyję pod ścianą, drugą ręką okładając ją po twarzy. Całe dzieciństwo tak wyglądało. Ciągle w strachu, ciągle płacz, krzyki. W nocy zamykał wszystkie drzwi w pokojach oddzielających kuchnię od mojego pokoju. Chyba wierzył, że mogę nie słyszeć tych wrzasków, obelg, kopnięć i ciosów pięściami, tego rzucania po ścianach i walenia garnkami po głowie. Słyszałam. Za każdym razem słyszałam. Stałam pod drzwiami zamkniętego dziecięcego pokoju, sparaliżowana strachem i z przerażenia ledwo trzymająca mocz. Czasem tylko podchodziłam do łóżka młodszej siostry, żeby ją utulić, zaśpiewać kołysankę, nie dać jej tego przeżywać… W połowie podstawówki zaczęłam reagować. Najpierw krzyczałam, żeby ją zostawił. Płakałam, wyłam wręcz. Przychodził, wrzucał z powrotem do łóżka, groził pobiciem. Później już stanowczo temperował moje buntownicze zapędy. Albo mnie lał, albo straszył, że pobije młodszą siostrę. Lubił też, bez względu na porę dnia czy nocy, wyrzucać nam z mebli ubrania a z biurek książki, z półek zabawki. I kazał sprzątać a on szedł ją katować dalej.

A mama? Nad ranem wstawała do pracy, pudrowała poobijaną twarz a w ekstremalnych sytuacjach brała wolne na telefon tłumacząc się chorobą. Swoją lub naszą.

Lata leciały. Ja prosiłam, błagałam mamę, żebyśmy uciekały od niego. Gdziekolwiek. Kiedyś poprosiłam ją, żeby nas oddała do domu dziecka. Naprawdę wierzyłam, że tam będzie nam lepiej. A że ciągle słyszałam (zarówno od ojca, jak i od matki), że to przez nas te awantury, że to my jesteśmy temu winne, bo ciągle chodzimy niezadowolone, to naprawdę wierzyłam, że jak nas nie będzie, to przestaną się kłócić.

Stawanie w obronie mamy było dla mnie oczywiste. Ale zawsze kończyło się tak samo. On mnie bił (bo byłam już starsza), często wychodził się schlać, żeby odreagować, a ona robiła awanturę mi. Że się wtrącam, że jeszcze go bardziej denerwuję swoim buntem, że prowokuję. Że jestem taka sama jak on (to bolało chyba najbardziej).

Wyprowadziłam się z domu w trakcie studiów. Usłyszałam, że jestem niepoważna, że niewdzięczna… Pytali, czy mi tak źle u nich. Ha! No jak mogłam w ogóle podjąć taką decyzję?! Ale stało się, zaparłam się w sobie i przeprowadziłam się do innego miasta. W międzyczasie zerwałam zaręczyny z chłopakiem, który po 6 latach związku, po pijanemu, pobił mnie. Szok wszystkich dookoła. Jak to tak? Jedno pobicie i koniec? No koniec, drodzy państwo. Nie ma mojej zgody na przemoc.

Na studiach poznałam jego. Był o rok młodszy, ale wesoły, beztroski, zakochany we mnie bardzo. Weszłam w ten związek, mimo że nie było we mnie uczucia. No ale jak mogłam nie docenić, że ktoś mnie w końcu pokochał? Po roku związku ja byłam już zaangażowana emocjonalnie, pojawiło się uczucie z mojej strony. On zaś zaczął się odsuwać. Próbowałam więc walczyć o tę miłość. Nie udało się, zostawił mnie. Rozpacz. Odbijałam sobie imprezami, więc pojawiła się u niego zazdrość. Po miesiącu prosił, żebyśmy spróbowali od nowa. Miesiąc później już się rozstawaliśmy… ale ja byłam już w ciąży.

Zdecydowałam, że będę sama, że poradzę sobie z dzieckiem. W końcu całe studia pracowałam w zawodzie wiedziałam, że jakoś sobie poradzę. „Najwyżej wrócę do rodziców na jakiś czas”. Ale on chciał stworzyć rodzinę. Poprosił, żebym wyjechała w jego strony, zamieszkała w domu z jego rodzicami, całe piętro do naszej dyspozycji. Tuż przed porodem podjęłam decyzję. Zamieszkałam z nim. Utrzymywałam nas z moich oszczędności, już po urodzeniu syna. Potem poszłam do pracy a on pomału kończył studia. Po roku mieszkania u teściów, pod ich naciskiem, wzięliśmy ślub. Nie było najgorzej, dopóki nie poszedł do pracy. Zaczęły się wyjazdy służbowe, imprezy. Syn dużo chorował. Teściowie okazali się być alkoholikami, potrafili okradać nas z pieniędzy, jedzenia, nawet skarbonkę syna opróżniali. Mąż lubił chodzić po górach, ja nie dawałam rady z racji problemów ortopedycznych, syn chorował, więc on jeździł sam. Potem odkryłam, że mnie zdradza. Nie krył tego jakoś specjalnie, śmiał się mi w twarz. Kiedy straciłam pracę na 4 miesiące, dopiero pokazał, na co go stać. Nie miałam żadnych pieniędzy. Stwierdził, że są jego, więc nie mogłam nawet synowi bułki na spacerze kupić, bo wszystko mi wyliczał. Kazał robić listy zakupów, że po pracy będzie kupował. Ale wielu rzeczy, typowych do obiadu itp. nie kupował, bo mówił, że mam sobie zarobić pod latarnią, do tego się tylko nadaję. Kiedy nie wytrzymywałam i robiłam awanturę, nagrywał mnie. Prowokował wręcz do awantur a potem nagrywał śmiejąc mi się w twarz. W końcu zaczęłam się leczyć na depresję dobrze, że w porę poprosiłam o pomoc… Ale dla niego od tego czasu byłam już tylko wariatką, idiotką itd.

W końcu znalazłam dobrą pracę i postanowiłam się wyprowadzić do miasta. Zaproponował wspaniałomyślnie, że wyprowadzi się z nami, będzie nam łatwiej opłacać mieszkanie itd. Zgodziłam się (dlaczego, nie wiem…). Ale po kilku miesiącach kłótni, nerwów i awantur, postanowił się jednak wyprowadzić i zostawił mnie z dużym, za drogim dla mnie mieszkaniem, wszelkimi opłatami i dzieckiem.

Zmieniłam mieszkanie na mniejsze, wcześniej wzięłam kredyt, żeby te kilka miesięcy okresu wypowiedzenia najmu jakoś z synem przetrwać. Nie dawał mi jednak spokoju. Przyjeżdżał do syna (nie wyobrażałam sobie ograniczać im kontaktu), ubliżał mi, awanturował się. Rozwód wzięliśmy chyba 2 lata później, kiedy był już w drugim czy trzecim po mnie związku. Nie interesowało go, że 2 razy byłam z synem w szpitalu (bez rodziny czy jakichkolwiek znajomych, bo przecież mieszkałam w obcym mieście). Było ciężko. Depresję leczyłam lekami a potem już alkoholem… Tak, popadłam w alkoholizm. Syna nigdy nie zaniedbywałam, piłam w nocy. Nie umiałam żyć. Potem była próba samobójcza i psychiatryk. Potem walka o syna w sądzie. Przeszłam terapię, nie dałam sobie odebrać syna. Walczyłam i walkę wygrałam.

Teraz jestem w cudownym, pełnym ciepła i miłości związku. Razem z partnerem i synem tworzymy rodzinę. Kocham i jestem kochana. Były mąż jest obecny w naszym życiu, bo kontaktów z synem nigdy mu nie ograniczałam. Ale już nie ubliża, już się nie awanturuje, chyba pogodził się z tym, że żyję normalnie i szczęśliwie. Bez niego i bez przemocy.

Kochane dziewczyny, kobiety cudowne! Da się! Z każdego gówna i syfu da się wyjść! Nie jest ważne, że wszyscy naokoło mówią, że nie można rozbijać rodziny! Ja też to słyszałam! Zarówno od znajomych, jak i rodziny – mojej i męża! Że jestem zła, bo nie walczę o męża! Bo chcę żyć normalnie. Tak, jak zawsze chciałam. Jako dziecko i jako dorosłe dziecko z dysfunkcyjnej rodziny. Po przejściach. Ale wiecie co? Jestem z siebie dumna. Teraz wiem, co to znaczy miłość, co znaczy oddanie, co znaczy zaufanie i dobroć. Ściskam Was wszystkie.”

Maltretowana kobieto! Czy chcesz, żeby to była opowieść Twojego dziecka? Jeśli nie znajdziesz w sobie siły, żeby odejść, odwagi, by przerwać ten koszmar Twoje dziecko nie dość, że zachowa takie wspomnienia z dzieciństwa, to jeszcze zwiąże się z oprawcą, bo taki model rodziny będzie znało!

 

Czy takiego życia chcesz dla swojego dziecka?

 

Jeśli nie potrafisz tego zrobić dla siebie, zrób to dla dziecka! Nie pozwól, by ktoś niszczył jego życie!

 

APELUJĘ!!! TYLE Z WAS W KOMENTARZACH I WIADOMOŚCIACH POKAZAŁO, ŻE MOŻNA! WEŹCIE ŻYCIE W SWOJE RĘCE. WIEM, ŻE NIE BĘDZIE ŁATWO, ALE WIEM TEŻ, ŻE NA PEWNO WARTO!

 

W Polsce są instytucje, które pomagają ofiarom przemocy. Naprawdę pomagają. Jeśli zdecydujecie się na ten krok, możecie zwrócić się do mnie w wiadomości prywatnej, postaram się wskazać Wam właściwą placówkę w Waszym miejscu zamieszkania.

 

*Imię zostało zmienione

 Anna Jaworska – MumMe

Jeśli uważasz, że mój wpis porusza ważny temat udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *