MATKA W KLATCE

Minęło 6 tygodni. 6 długich tygodni, najdłuższych jakie pamiętam. 6 tygodni od kiedy nie mogę pójść do pracy, ponieważ nie mam z kim zostawić dzieci.

W dupie jej się poprzewracało, tyle kobiet siedzi w domu i nie ma pomocy i jakoś nie trąbią o tym wszem i wobec – powiesz. Nie dbam o to co powiesz, co pomyślisz.

Ja czuję się jak w klatce. Ja jestem w klatce. Matka w klatce.

Czuję się tak, jakbym żyła nieswoim życiem. Jakby ktoś przeprowadzał na mnie pieprzony eksperyment społeczny. Na żywym organizmie.

Codziennie dzień świra. Wstaję, sprzątam, robię śniadanie, sprzątam, pracuję, piszę, sprzątam, odbieram dziecko, sprzątam, pracuję, odbieram drugie dziecko, sprzątam, robię obiad, pracuję, sprzątam, piorę, prasuję, wieszam, nadzoruję odrabianie lekcji, sprzątam, czasem muszę jeszcze jechać po trzecie dziecko (zazwyczaj odbiera mąż), czasem zawieźć na trening, kładę dzieci spać, rozmawiamy. Potem znowu sprzątam. Myję, wycieram, przekładam, podnoszę, zbieram, wynoszę, zamiatam, wyrzucam, układam, segreguję…

Ja. Bałaganiara. Ja, której nigdy nie przeszkadzał bałagan. Ja, która nigdy nie czepiała się o porządek, zachowuję się jak wariatka. Zbieram paproszki z podłogi. Przecieram dłonią niewidzialny kurz. Przecież ja nienawidzę sprzątać!

Co robisz???!!! – krzyczę do syna. Dopiero tu posprzątałam!

Ale ja chciałbym się tylko pobawić – odpowiada moje dziecko patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.

Tak, pobawić. No przecież. Jesteśmy w domu, nie w muzeum.

Siadam i myślę nad tym co właśnie usłyszałam. Co ja robię? Kogo obchodzi ten cholerny porządek?

Jestem zmęczona. Bardziej niż kiedykolwiek. Zmęczona rutyną, siedzeniem w domu. Nie mam ochoty umalować się ani ubrać w cokolwiek innego niż dres.

Ja. Ta, która zawsze mówiła – zabierz ze sobą kosmetyczkę z zestawem do makijażu nawet do szpitala. Podstawą dobrego samopoczucia jest fajny ciuch i choć minimalny make up.

Moje samopoczucie nie jest dobre i nawet nie mam chęci, żeby je sobie poprawić. Czasem wyjdę na chwilę, ale zaraz muszę wracać. Trzeba odebrać dzieci. I posprzątać.

Chcę iść do pracy. Usiąść przy swoim biurku, popracować nie rozglądając się za brudną podłogą, nierozpakowaną zmywarką i stertą prania.

Moje dorosłe życie zawsze wyglądało tak samo. Ja pracowałam, a ktoś pomagał mi w domu i przy dzieciach. Były chwile, kiedy miałam dość pracy bez przerw. Pracowałam na urlopie, w szpitalu – po operacji i porodzie, pracowałam w niedzielę, czasem w nocy. Troszkę zazdrościłam innym mamom prawdziwego urlopu macierzyńskiego, prawdziwego zwolnienia, takiego, na którym naprawdę nic nie musisz, poza zajmowaniem się dzieckiem. Dziś wiem, że nie było czego zazdrościć. Nie chciałam swojego życia zmieniać.

Nigdy nie zaniedbywałam dzieci. Poświęcałam im czas i uwagę. One zawsze są na pierwszym miejscu. Teraz też są na pierwszym miejscu, dlatego od półtora miesiąca jestem w domu. Jestem przede wszystkim mamą.

Rodzice mi nie pomagają. Teściowie nie żyją. Całe szczęście, że mam męża, który mnie rozumie i pomaga jak może. Dobrze, że mogę liczyć na siostrę i ciocię choć czasami. Ważne, że pracuję i piszę bloga, bo chyba bym zwariowała do reszty.

Wiesz, dlaczego to piszę? Nie dlatego, że chcę się usprawiedliwić. Nie potrzebuję usprawiedliwienia ani od siebie, ani od nikogo innego. Nie wolno przepraszać za to, co się czuje. Piszę dlatego, że wiem, że takich kobiet są tysiące. Kobiet, które w domu czują się jak w klatce. Kobiet, którym nikt nie pomaga i nikt ich nie rozumie. I codziennie przeżywają dzień świra. Nie tygodniami. Nie miesiącami. Latami. I wierzę Wam, że jesteście nieludzko zmęczone. Tak bardzo chciałybyście czuć się szczęśliwe, że macie możliwość „siedzieć w domu”, ale nie potraficie. Bo to nie jest Wasze życie, to życie wbrew Wam. Jesteście sfrustrowane, marzycie o wyjściu gdziekolwiek w samotności. Może być Biedra, henna czy nawet wyjście ze śmieciami.

Ja Was rozumiem.

Chcę Wam powiedzieć, że nie musicie nikomu tłumaczyć się z tego co czujecie. Każdy ma prawo czuć dokładnie to, co czuje.

I nie ujmuje Wam to jako mamom!

Ja jestem lepszą matką, gdy wychodzę do pracy niż kiedy jestem w domu 24 godziny na dobę.

Nie ma podziału na dobre matki, które siedzą w domu i złe matki, które pracują.

Jest podział na szczęśliwe matki i nieszczęśliwe matki.

A dla każdego człowieka szczęście jest czym innym. To może banał, ale szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

Nieważne czy siedzisz w domu dlatego, że nie stać Cię na opiekunkę, czy dlatego, że Twoje dziecko nie dostało się do przedszkola. Nieważne czy nie możesz pójść do pracy dlatego, że nie możesz jej znaleźć czy dlatego, że Twój mąż uważa, że powinnaś być w domu. Bo jeśli Ty chciałabyś być w innym miejscu w tym momencie, to czujesz się nieszczęśliwa.

Podobnie jak nieszczęśliwa czuje się każda kobieta, która musi pracować, szczególnie jeśli nie lubi swojej pracy, a tak bardzo chciałaby być z dzieckiem w domu.

I to, że ktoś powie Ci, że w Twojej sytuacji jest szczęśliwy i nie narzeka, za cholerę Twoich uczuć nie zmienia. Może tylko sprawić, że poczujesz się jeszcze bardziej zdołowana tym, co Cię gnębi i unieszczęśliwia.

Dlatego apeluję, nie oceniajmy się nawzajem, nie dopieprzajmy sobie tylko dlatego, że mamy inny sposób na życie, na szczęście. To, że czujesz inaczej nie oznacza, że lepiej. Unikajmy stwierdzeń: „ja na Twoim miejscu”, bo nie jesteś na moim miejscu. I nie latasz na mojej miotle.

Mam nadzieję, że już niedługo moje życie wróci do normy.

Życzę Wam z całego serca, żebyście czuły się szczęśliwe w życiu. Bez względu na to jak i gdzie. I bez względu na to, co inni o tym myślą.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

34 komentarze

  1. Super.podoba mi się! Ja od 9 lat nie pracuje na stałe, najpierw dziecko później mąż w delegacjach ja sama z dzieckiem. Teściowa dziwi się dlaczego nie pracuję- kobieta nie umie zrozumieć że nawet 9letnie dziecko może zachorować, wymaga nadzoru rodzica po szkole itd do tego obowiązki domowe .Ja poświęciłam 9lat swojego życia na wychowanie dziecka w tym 4 lata sama , rodzina mieszka o 600km od nas. I jak ją mam iść do pracy będąc sama z dzieckiem w wielkim mieście??? Próbowałam ale było ciężko liczyć tylko na siebie- kończyło się to nerwami, frustracja a przecież nie taką matkę chce mieć dziecko. W chwili obecnej mogę pozwolić sobie na takie życie ale za każdym razem jak widzę się z teściowa to….szlag mnie trafia że dla niej to nie zrozumiałe.To moje życie moja miotla i nie powinna się wtrącać.Bo ona nigdy sama z dziećmi nie była, miała pomoc w formie dziadków pomimo że nigdy sama nie pracowała.

    1. Dla mnie też to niezrozumiałe. Twoje dziecko nie ma jakiegoś swojego życia po szkole? Dziewięcioletnie dziecko powinno być już dość samodzielne, a jak jest chore, zawsze można pójść na zwolnienie. Rozumiem jeszcze siedzenie w domu z powodu często chorującego przedszkolaka, ale dziewieciolatek chyba już sam powinien pilnować swoich lekcji i być w miarę ogarnięty? Nawet jeśli trzeba go wyprawic do szkoły, to przecież nie praca na cały etat. Skoro Tobie odpowiada takie życie to ok, ale uważaj, żebyś mu nie zrobiła krzywdy tym, że jesteś na każde zawołanie.

      1. kłania się cytat z artykułu „Dlatego apeluję, nie oceniajmy się nawzajem, nie dopieprzajmy sobie tylko dlatego, że mamy inny sposób na życie, na szczęście. To, że czujesz inaczej nie oznacza, że lepiej”

        1. Nie zapomnę mojego powrotu do pracy jak syn poszedl do przedszkola, po 8 dniach z placzem zwalniałam się bo przeciez jak wrocilam z mojego marketu o 22 to uslyszalam ze mam niani szukac. Nasze nianie. 9 godzin z czego 6 to bajki, one zmeczone i sfrustrowane bo siedz w domu tyle czasu jak pogoda brzydka na jesieni. Nie lubie siedziec w domu z dziecmi i nic tego nie zmieni, Irmina ma racje 9 latek sam? jasne. Mamy wlasnie ospę-3 tyg siedzimy w domu, a Irmina moglaby isc do pracy ewentualnie do godz 17 a i tak będą syki ze moze dzis dluzej/krócej/ trzeba zostac, na jutro projekt. Kazda z nas marzy o pracy 4 godz do 14, ale takie pracy nie ma. Nie kazda ma wyzsze ze pojdzie do biura, jak ktos jest sklepową to do 18-22 sklepy czynne. Dziecko to uwiązanie przynajmniej do 12 lat a potem jak jest pociechą dla rodziców to moze zostawac samo ale nie wiadomo czy to sie uda bo pilnowac trzeba.

  2. Jest powiedzenie: ” Najlepiej jest tam, gdzie nas nie ma”. Pasuje idealnie! Mama będąca w domu myśli, że pracująca ma odskocznie od domowych problemów, ma okazję porozmawiać z kimś dorosłym i o dorosłych sprawach. Mama pracująca myśli, że mama będąc w domu ma mnóstwo wolnego czasu, zwłaszcza jak dzieci są w wieku szkolnym, a jeśli są małe to i tak spokojnie może posprzątać, ugotować, wyprać. Siedzi w domu, więc musi mieć perfekcyjnie czysto, mama pracująca ma wymowke, prace. I każda z mam ma trochę racji. Najważniejsze to znalesc swój sposób na życie, by być spelnionym i szczęśliwym. A bycie matka to nie przeszkodą.
    Naszła mnie jeszcze jednak myśl. Po porodzie zostajemy rodzicami, oboje. Dlaczego tylko mama ma dylemat, czy ma prawo chcieć wrócić do pracy, czy jednak musi zostać z dzieckiem. A tata?!

    1. Chyba w naszym społeczeństwie tak się utarło,że to właśnie mam zostaje z dzieckiem.Kiedy rodzi się taki maluszek wszyscy biorą to niejako za pewnik.No przecież dziecko potrzebuje matki(jakby ojca już nie potrzebowało) no i oczywiście przecież „musi” karmić piersią,bo przecież innej opcji nie ma.
      Kiedy maluch budzi się w nocy to „oczywiste”,że wstaje do niego mama,tak samo kiedy jest chory i trzeba iść do szpitala.
      Są to dla większości takie oczywistości,że nikt nie myśli,że mogłoby być inaczej.Poprostu tak jest i już.

  3. Człowiek zewsząd słyszy słowa „ale wy to macie dobrze” itd a tymczasem nikt nie widzi naszego życia od środka, przy chorobach dzieci, zawalonym bałaganem domu, przypalonym obiedzie – nikogo przy nas nie ma. Straciłam jakieś trzy lata na nieustannych nerwach o to, że nikt nas nie rozumie, nie odwiedza a wszyscy mają wiele do powiedzenia. Dziś nauczyłam się już do tego podchodzić z ogromnym dystansem i patrząc na siebie sprzed tych trzech lat tak mi siebie żal bo widzę tylko kulkę nieustannych nerwów. Powoli jeszcze uczę się skupiania na tej mojej najmniejszej ale najcenniejszej rodzinie: mężu i dzieciach. My jesteśmy dla siebie najważniejsi, my ze sobą będziemy najdłużej. Rodzice, rodzeństwo – w końcu odejdą całkiem na bok. I najważniejsze jest to żebyśmy czerpali od życia jak najwięcej dobrego a nie złego. Dziś mimo to, że spędzam z dziećmi w domu 24h to jestem szczęśliwa bo nie muszę nikomu nic udowadniać. Wiem, że robię dobrze. I jestem jedną z tych szczęściar, które mają męża, który rozumie, że nie siedzę i odpoczywam w domu. Marzy mi się praca, którą mogłabym wykonywać zdalnie z domu, wiedzieć, że nie marnuję części czasu, jakoś choć minimalnie się rozwijam i mam wkład finansowy w budżet domowy. Tylko tego mi brakuje do stuprocentowego szczęścia.

    1. Popieram Cię, ja od prawie 5 lat siedziałam w domu z dziećmi, pierw z jednym później już z dwójką. Wszyscy sie dziwili że mi źle, bo przecież w domu siedzisz, bo masz teściową do pomocy, bo…. a mnie szlak trafiał dlatego że nie chciałam tego ,,bo”. Ja chciałam iść do pracy nawet na 2 godziny, ale iść miedzy ludzi, mieć to ,,coś” co napędza i nie tylko dzieci i obiadki, sprzątanie i cały ten kłębek domowy, a niestety fakt teściowej pod ,,nosem” nie oznaczał że mogę iść normalnie do pracy. Nawet zakupy z dziećmi stawały się małymi wyprawami na mount everest. Zaczęłam więc piec ciasta i torty. Na początek na próbę, później dla rodziny, znajomych a obecnie na sprzedaż dla każdego kto chcę coś słodkiego-domowego. I robię to w godzinach nocnych po wszystkich obrzadkach domowo- dziecięcych. Nieraz słyszę że na głowę upadłam bo po nocach piek, że będę niewyspana, zmęczona itd. Ale dla mnie to największe szczęście na całym świecie po za moją rodzinką. Bo mogę się na chwilę oderwać od rzeczywistości i dodatkowo zasilić domowy budżet.

  4. cześć, jestem jeszcze w ciąży, ale już niedługo 😉 czytam Twojego bloga i zdaje sobie coraz częściej sprawę z tego, że zapieprzam jak dziki wół i w sumie mi o ne przeszkadza, bo lubie jak jest czysto, ale nie czuje w tym co robię szczęścia. W sumie robie to zazwyczaj dla kogos a nie dla samej siebie. Kurde dajesz mi tyle siły że po przeczytaniu nabieram nowych sił (cholera wie skąd) i ide sprzątać, gotować itd. No szok 😀 aż mąż czasami nie dowierza i sie głupio pyta: Znowu wydałaś za duzo pieniędzy ? 😀 (oczywiście w żartach ;)) Pozdrówka dla Ciebie i chłopaków 😉 dzięki wielkie za natchnienie

  5. tez tak czułam, gdy z powodu L4/macierzyńskiego siedziałam w domu dluzej niz 3 dni…dodatkowo to wstrętne odczucie potęgował fakt ze mieszkam w miescie mojego męża i ani rodziny ani znajomych do których by mozna pojsc na chwile nie mam, tylko plac zabaw jesli jest pogoda!!!

  6. Ja pod koniec „urlopu macierzyńskiego” (kocham tą nazwę .. ) miałam ochotę się popłakać …. ze szczęścia. Że to już, że wyjdę z domu i użyje własnego mózgu. I będę mogła zjeść w spokoju kanapkę i pójść do toalety – sama. Nawet kawy się napić. A współpracownicy nie rzucają na ziemię resztek niedojedzonych wafelków, nie rozlewają soczków po ziemi i mówią ludzkim głosem..
    Teraz znowu ciąża, L4, 8 miesiąc i 2,5 latek w domu. Trzymam się dzielnie, nawet makijaż staram się zrobić i przebrać z piżamy żeby nie zwariować. Ale podziwiam kobiety który zawodowo zajmują się domem. Nie ma chyba bardziej niedocenianej, ciężkiej i niewdzięcznej pracy która nigdy nie jest zrobiona bo ciągle coś zrobić trzeba. Nie ma od tego urlopu, L4, i jeszcze slyszysz na około że „siedzisz w domu” – w domyśle pijesz kawę i oglądasz seriale.

    1. Asiaa, ja wlasnie wróciłam do pracy po drugim „urlopie” macierzynskim. Dokladnie te same uczucia, radosc, ze wypije kawe na raz i zjem obiad w spokoju, nie muszac lapac nadlatujacej łyżki 😉
      Ja i dzieci zadowolone, rozwijamy sie, poznajemy swiat, a po poludniu spędzamy czas razem. Dom ogarniam, jak dzieci śpia i jakos to sie toczy.

      1. Wciąż nieswojo-źle czuje się czytając lub słysząc słowa : „urlop macierzyński” i „siedzenie w domu”
        Adekwatną nazwą jest „czas wolny od pracy zawodowej przepełniony obowiązkami domowymi” a
        „siedzenie w domu” to nie picie kawy i relaks przy odprężających nutach z papieroskiem w dłoni tylko
        „ciężka całodobowa praca z bezpłatnymi nadgodzinami”.

        Szczególnie „siedzenie w domu” jest tak niesprawiedliwym i nie pasującym do rzeczywistości określeniem, że za każdym razem gdy to słyszę szczególnie z ust kobiet szeroko otwieram oczy ze zdumienia. Kobiety wiem, że padacie na twarz i takie głupoty są na ostatnim miejscu na liście priorytetów ale nikt tego nie zrozumie jak nie nazwiemy tego tak jak to wygląda. A jak Wasz partner życiowy – ojciec Waszych dzieci mówi, że siedzicie w domu to co czujecie? Gdy mi zdarzyło się usłyszeć z ust mojego Szanownego, że „siedzę w domu” uskuteczniłam kilkudniowy wykład na temat tego czym jest owo „siedzenie w domu”.
        Albo co czułybyście gdyby Wasz Szanowny na spotkaniu ze znajomymi został zapytany co robi Twoja Szanowna? a on odpowiedziałby ” A… SIEDZI W DOMU” :O

        Ciekawa jestem Waszej reakcji bo na jakimś matczynym forum po podobnym wpisie nie zauważyłam zrozumienia za to (wydaje mi się, że przemęczone) inne matki objechały moje pomysły nazywając je – łagodnie pisząc – „efektem chyba nudy”.

        P.S. Myślę sobie, że to też przez te durne nazwy dokładamy sobie obowiązków żeby tylko to nasze „urlopowanie się” i „siedzenie w domu” miało jakąś wartość.

        To wszystko. Dziękuję za uwagę. 🙂

  7. Piękny wpis, taki prawdziwy jak samo życie..bez idealizowania:) ja obecnie mam poltoraroczne dziecko, plany – posiedzieć z mała w domu jeszcze do wiosny..wtedy szukać pracy. Czasem się nie da, nie jest nam lekko mąż tylko pracuje, ja oficjalnie jestem bezrobotna.. Mam wyrzuty sumienia, bo chce szukać pracy, ale będąc aktywną przed ciążą trudno tak się zamknąć w tej przysłowiowej klatce..jak sie pozbyć tych wyrzutów, które pewnie będą większe jeśli zostawie swoje dziecko??

    1. Wyzbądź się tych wyrzutów!!! Dziecku naprawdę nic się nie stanie, jeśli znajdziesz do tego czasu dobrą opiekunkę/żłobek/babcię i pójdziesz do pracy nawet na pole etatu na początek. Lepiej będzie i Tobie i dziecku gdy wrócisz do domu z pracy szczęśliwa niż gdy będziesz siedzieć w domu nieszczęśliwa.

  8. Boże jak ja to dobrze rozumiem…Najśmieszniejsze jest to, że myślałam że będzie zupełnie inaczej. Pracuje od bardzo dawna, już na studiach a w zasadzie przed nimi pracowalam. Obiecałam sobie, że jak zajdę w ciążę, koniec biorę L4 i siedzę na tyłku od drugiego miesiąca, w koncu mam 35 lat odpocznę. Skończyło się na tym, że pracowałam do siódmego miesiąca…Oczywiście macierzyński od razu na rok tylko ja i moje wyczekane dziecko. Jest czwarty miesiąc życia mojego dziecka a ja codziennie myślę o tym, jak to by było, gdybym mogła wrócić wcześniej. Rzeczywistość wygląda tak, że jestem cały dzień z nią sama, mój narzeczony wraca wieczorem, wiec cała opieka spoczywa na mnie. Każdy dzień wygląda tak samo…kocham moje dziecko ponad życie ale czasami chciałabym za nią zatęsknić.

  9. Jestem w podobnej sytuacji i niestety nie mam wyjścia. Marzę o tym, żeby choć raz wyjść sama z domu, bez moich małych balastów. Niestety, i ubolewam nad tym, nie mamy z narzeczonym nikogo w naszym mieście oprócz siebie samych. Dodatkowo on często wyjeżdża służbowo i wtedy dosłownie wszystko zostaje na mojej głowie. Nie stać nas na wynajęcie kogoś do pomocy, zresztą kto by się podjął opieki nad nieuleczalnie chorym dzieckiem? I tak leci dzień – rano wyprawić starszego do szkoły, w drodze powrotnej szybkie zakupy w osiedlowym sklepie. Budzenie córeczki, leki, inhalacja, fizjoterapia, znowu inhalacja, śniadanie i już południe i trzeba lecieć po starszego. Znowu inhalacje, odrabianie lekcji, obiad, znowu lekcje, podwieczorek, spacer, znowu powtórka zabiegów córeczki z rana, kolacja (nie wspominając o takich prozaicznych czynnościach jak pranie czy sprzątanie) i wreszcie czas dla siebie…..ufff.
    Już nie pamiętam jak to było wcześniej, 5 rok już tak funkcjonuję.

  10. Dziękuję Tobie za ten wpis. Juz myślałam, że tylko ja tak mam. 4.miesiace temu urodziłam i nawet głupie wyjście do Biedry jest mega wydarzeniem! Zawsze byłam latawcem, nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, a teraz cały czas dom, sprzątanie, gotowanie etc…. uwielbiam spędzać czas z moim synkiem, każdą chwilę. Kiedy mąż zabiera Jego na spacer, a ja jestem w domu ( żeby dokładnie posprzątać o ironio ), już tęsknię, bo nie widzę Synka 2godziny …. ale cieszę się na myśl, że od Września wracam do pracy. A żeby było zabawniej mój Synek ze mną, bo pracuję w żłobku ?

  11. Boże,jakie to cudowne,że wreszcie ktoś otwarcie napisał o tym co dręczy niektóre z dzisiejszych matek.Ja osobiście poczułam się jakby wreszcie ktoś dał mi prawo głosu,że mogę powiedzieć głośno:Czuje się cholernie nieszczęśliwa!Nienawidzę tej mojej złotej klatki!.Bo do tej pory kiedy ktoś pytał mnie :no chyba jesteś szczęśliwa?!własny dom,dzieci,pracować tez nie musisz” – miałam ochotę wyć.A w rzeczywistości uśmiechałam się kanciasto półgębkiem i mówiłam,że jestem bardzo szczęśliwa.No bo co do cholery miałam niby powiedzieć.Nie chciałam usłyszeć tego co pani tu napisała,że cytuje „w dupie ci się poprzewracało”.Od męża też nigdy za wiele zrozumienia nie dostałam,co najwyżej usłyszałam:”nie przesadzaj,nie jest tak źle”.A skąd ty,do cholery,masz niby wiedzieć czy jest mi aż tak czy nie aż tak źle?Ty,który codziennie wychodzisz z domu do ludzi,jedziesz do miasta,nie siedzisz całymi tygodniami na zapyziałej wsi patrząc w 4 ściany naszego domu,gdzie jedyna rozrywką jest podcieranie tyłków,robienie kaszek,gotowanie obiadków i ogarnianie tego całego bałaganu,który niektórzy pieszczotliwie zwą pierdolnikiem.
    No to sobie chyba ulżyłam.
    Pozdrawiam.

  12. Czasem po prostu mam ochote to wszystko pier- dzielnąć i wyjsc. Najlepiej z siebie. SAMA i nie po zakupy czy do lekarza.
    Bo co to za czas wolny jeśli masz załatwic milion rzeczy?
    Mam plan- jechać nad morze.
    Tatuś niech sie wykaże. Przecież starsza córka bedzie w przedszkolu, a on zostanie z młodszą.
    Rano wyjazd, wieczorem powrót, obiad gdzies w knajpce otwartej o tej porze roku.
    Nie jestem fanką morza. Ale jak mi szwgier powiedział „trzeba pracować, żeby pojechać” no to mnie coś trafiło. Jeszcze sie zdziwi.
    Trzymajcie kciuki;)

  13. Prawdziwe, w pewnym momencie chce się po prostu wyjść i iść przed siebie, bez znaczenia gdzie. Najgorsze, że jako mamy jesteśmy dla siebie wzajemnie najgorsze jędze i sobie nie pomagamy. Uczymy się z mężem, jak innym „podrzucać” nasze Skarby, no i przyznam że krew się we mnie gotuje jak słyszę, że dzieci powinny być ciągle przy matce/rodzicach. Mnie przed totalnym wypaleniem, depresją i zwyczajnie zwariowaniem ratował zawsze mąż, bo z pracą było różnie, czasami pomagali rodzice czy przyjaciele. Prawda jest taka, że musimy mieć swoją odskocznię, miejsce, czy czynność, która pozwoli nam naładować nasze akumulatory. Tego nam wszystkim życzę, szczególnie teraz gdy dzieci częściej chorują!!

  14. Ja mam dwójkę:córkę lat 5 i syna 15 miesięcy,oboje są dla mnie najważniejsi na świecie, jednak nie wyobrażam sobie siedzenia z nimi 24 godziny na dobę, pracuję i czas spędzony w pracy jest dla mnie odpoczynkiem od nich i od obowiązków domowych, to taki mój własny złoty środek,nawet urlopem rodzicielskim podzieliliśmy się z mężem na pół ponieważ nie wyobrażałam sobie,że przez12 miesięcy będę siedzieć w domu.

  15. Ehh jestem chyba w tych komentarzach jedną z niewielu mam która pracowała do końca ciąży i zaczęła pracę po parę godzin praktycznie od pierwszych tygodni a na 8 h od 3 miesiąca synka… własna działalność zobowiązuje.. tak miałam wewnętrzne wyrzuty że może za mało jestem przy synku, ale wiedziałam że powierzam go pod dobra opiekę.. a ja będąc przy nim i patrząc jak jak rosną problemy firmowe beze mnie, byłam sfrustrowana i nerwowa. Nie miałam innego wyjścia, tylko gdy mnie przy nim nie było cała czas mogłam to jakoś wszytsko poukładać. „Zazdroszczę” niekiedy mamom na pełen etat tego że mogą z dziećmi na prawdę być a nie łapać chwile. Ale z drugiej strony przypominam sobie, swoje znudzenie gdy już faktycznie parę dni posiedzę w domu. I wiem że tak jest dobrze jak jest. Ja jestem szczęśliwa i moje dziecko też.

    1. ZA każdym razem zaczynałam pracę jak tylko mogłam podnieść głowę po cc. Nigdy nie miałam zadnego urlopu ani urlopu macierzyńskiego. Własna firma zobowiązuje – tak jak napisałaś. Ale ja naprawdę kocham swoje życie

  16. Kiedy urodzilam dziecko mialam 20 letni staz pracy. Przez te dwadziescia lat raz, przez3 dni, bylam na L4. Jestem w domu 3 lata i jestem szczesliwa. Lubie zajmowac sie mala, spedzac z nia czas, patrzec jak rosnie. Uwielbiam jak ze mna pierze, sprzata i gotuje. Jak sieje ze mna marchewke i podlewa krzaczki truskawek. Jest cudna jak jeszcze w pizamce biegnie utulic psy i kota sasiadow. Jak dosypuje ziarenek ptakom do karmnika i czeka pozniej z nosem przyklejonym do szyby by sprawdzic czy jedza. Moze za rok, poltora pojdzie do przedszkola i wtedy wroce czesciowo do pracy. Na razie mi sie nie spieszy

  17. Hej, super wpis. Ja osobiście też się tak czuję. Przy pierwszym dziecku już nie mogłam wytrzymać i poszłam do pracy gdy córka miała 9 miesięcy zostawiając ja z teściową na zmianę z mężem. Trochę to bolało i miałam wyrzuty ale czułam się jak lew w klatce. Teraz widzę że trochę tego nie ogarnęłam i córka miała braki w zdrowym odżywianiu bo jak to babcia ciastka i słodycze. A teraz przy drugim dziecku minął już rok i żeby powrócić do siebie poszłam na studia zaoczne. Ale moja potrzeba niezależności i takiej wolności od domu jest duża. Kocham swoje dzieci najbardziej na świecie i wiem że nie jestem zła matka bo myślę też o sobie. Chcę być po prostu szczęśliwa jako matka i spełniona kobieta

  18. Ile tu goryczy…aż ciężko się to czyta.
    Przykro mi, że tak masz.
    Ja przed ciążą pracowałam tak ciężko, za marne pieniądze, dla złego szefa, że teraz mój macierzyński jest najpiękniejsza pracą jaką mogłam sobie wymarzyc.
    Za żadne pieniądze nie wrócę do tamtej pracy. A to praca w niestypowym, specyficznym zawodzie. Ale w życiu ! Nigdy! Za żadne skarby…bo prawdziwy skarb to Ona i mój Mąż – przy nich rozkwitam.

  19. Polecam wszystkim ktore czasem czuja sie jak w klatce ksiazke „Szkola macierzyństwa”. Mi pomogła w trudnych chwilach

  20. To tak jakbym czytała o sobie.Tyle,że ja mam dwójke maluchów, różniących się 19 miesiącami. Miesiać po ukończeniu macierzyńskiego znalazłam nową pracę ( nie przedłużyli mi umowy w poprzedniej ).Pracowałam rok na pełnym etacie, mój partner na 1/4, bo praca w magazynie i prócz kurierów nie zatrudniali nikogo na pełen. Praca w domu dla firmy z warszawy, myślałam,że sobie poradzę. Nie wiem jak przetrwałam ten rok…nie wiele z niegonich pamiętam.Mój ojciec nie żyję od 22 lat a mama nie chcę się zająć maluchami. Rodzicę partnera mieszkają zza granicą ( nie jest polakiem oni również ). Mam jeszcze najstarszą córkę,15 lat,cieżki wiek dla nastolatki która próbuję się odnaleźć w tym pojebanym świecie. Partner niedawno zmienił pracę,nie ma go w domu czasem po 10-12 a nawet 20 godzin. Mój dzień wygląda podobnie : śniadanie,przebieranie dzieci z piżam,przebieranie pampersów ,w miedzyczasie szybka kawa,siadam do pracy w drugim pokoju,gdzieś pomiedzy latanirm do dzieci a wstawianiem prania i pracowaniem zmienię na szybkiego tampona bo zaczyna cieknąć po nogach,oczy wokół głowy bo córeczka znowu wzieła coś niebezpiecznego z naszego pokoju ( dodam że mieszkamy na 38 m2 i wszystkiego nie da się schować ),po pracy szybko gary obiad i spacer, i w międzyczasie małe zakupy,powrót do domu i ogarnianie chałupy.Sprzątanie pokoju dzieci, posłanie łóżek,kąpiel,spać. Godzina 20 a ja nie wiem jak się nazywam. Ledwo co doczołgam się do łazienki,nie mam siły by umyć włosów…a dobra umyję bo i tak już śmierdzę jak spocony wioślarz. Łóżko…poduszka…ale nie,trzeba przecież jeszcze ułożyć pranie.. no dobra,kończę i spać. Następny dzień, powtórka z rozrywki…..źle się czułam ostatnie pół roku.Problemy z oddychaniem, z przełykaniem.Wykryto mi kilka dużych guzków na tarczycy.Na szczęście nie są złośliwe,ale i tak mnie czeka operacja…czy warto się w ten sposób zabijać każdego dnia? Nie wiem,dla dzieci warto,ale my sobie ich przecież same nie zrobiłyśmy…matka polka,pracująca na trzy etaty,jak z obrazka. Ale pomimo wszystkiego dam radę, zacisnę zęby i dam!

  21. Hm…nocniki u nas nie działają. On nigdy nie siedzi więc siedzenie na nocniku nigdy nie zdawało egzaminu. Ani pokazywanie ani gadanie ani mówienie , że będzie przedszkole i dzieci , a tam nie ma pieluch.
    Nie mówi i nie pokazuje kiedy chce kupę czy siku. Przylatuje po fakcie.
    No i tak to trwa. W lato będzie chodził w majtkach to może zakuma 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.