MACIERZYŃSKI PIERWIASTEK SZALEŃSTWA

Ostatnio jedna z czytelniczek zasugerowała w komentarzu, że kiedy kobiety zostają matkami to im odbija, nic nie można im powiedzieć na żaden temat, bo wszystko i na każdy temat wiedzą najlepiej. Taki macierzyński pierwiastek szaleństwa.

Im głębiej się nad tym zastanawiam, tym bardziej widzę, że coś w tym jest.

Być może część z Was oburzy się na to, co napiszę, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że w całym tym macierzyństwie jest element szaleństwa.

Ja na przykład zaraz po porodzie stałam się ekspertem w sprawie ciąży, położną niemalże w swoim mniemaniu, a potem z każdym miesiącem życia mojego pierwszego syna byłam coraz bardziej przemądrzała.

Moje idealne dziecko było przecież rzecz jasna moją zasługą. Gdyby tylko każda matka była taka mądra jak ja… same idealne dzieci chodziłyby po tym świecie. Jako trzydziestoletnia matka trzylatka czułam się jak ryba w wodzie pouczając wszystkich wszechwiedzącym tonem. Czytałam przecież, sprawdziłam, działa.

Ups, zonk.

Urodziły się kolejne dzieci i dostałam prztyczka w nos. Właściwie, to nie prztyczka, tylko gong. Dziś się śmieję z tej mojej „profesury” z wychowania dzieci. Dziś wiem, że nic nie wiem. Częściej improwizuję i udaję, że wiem.

Jednak mimo wszystko, czuje się czasem jak lekko nawiedzona. Kiedy przypomnę sobie siebie sprzed okresu macierzyństwa i ktoś by mi wtedy powiedział, że jako matka będę:

 

  1. W stanie spać dwie godziny na dobę i od rana ćwierkać jak skowronek.
  2. Zrywać się w nocy i sprawdzać, czy oddycha.
  3. Upajać się zapachem czyichś stóp.
  4. Robić te wszystkie rzeczy, które robiłam, żeby uśpić dziecię (począwszy od bujania w wózku w środku nocy, skończywszy na ubieraniu w kombinezon i wkładaniu do fotelika samochodowego, żeby symulować podróż autem).
  5. Rozmawiać ze wszystkimi o kupie i cieszyć się z jej istnienia.
  6. Siedzieć i patrzeć, jak śpią.
  7. Robić 4 różne śniadania.
  8. Wyciągać komuś babole z nosa.
  9. Nosić w torebce to, co noszę.
  10. Traktować wyjście do sklepu czy samotną podróż samochodem jako niezwykłą atrakcję.
  11. Wiecznie gadać do siebie.
  12. Z każdych zakupów wracać z rzeczami nie dla siebie.
  13. Powtarzać na okrągło to samo jak zacięta płyta.
  14. Spać wciśnięta w róg łóżka z piętą w oku.
  15. I wiele, wiele innych rzeczy, które codziennie robię, a które w tym momencie nie przychodzą mi do głowy. Ale może Wam przychodzą?

Popukałabym się w głowę. I rzeczywiście kobiecie, która matką nie jest, ciężko ten macierzyński obłęd ogarnąć.

Im więcej dystansu łapię do mojego macierzyństwa, im więcej odpuszczam i zdaję się na intuicję i moment, tym jestem szczęśliwsza, a tym samym moje dzieci również.

Nie da się wychowywać dzieci według instrukcji. One te instrukcje piszą dla nas każdego dnia i to, co wczoraj wydawało się jedynym słusznym rozwiązaniem dziś czy jutro może już być absolutnie nieaktualne.

Tego dystansu życzę sobie i Wam wszystkim. Czasem warto nie spinać się i popatrzeć na siebie z boku, pośmiać się i robić dalej to co trzeba, żeby do reszty nie zwariować.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *