Urodziliśmy się w Gdańsku – ja i mój mąż. Oboje dorastaliśmy w mieście, tam kończyliśmy szkoły podstawowe, średnie i studia. Po ślubie, w 2003 roku, kupiliśmy na kredyt małe mieszkanie, również w Gdańsku. Po dwóch latach pojawił się pomysł kupna działki pod Gdańskiem i budowy domu lub postawienia domu z bali. Długo szukaliśmy odpowiedniego miejsca.
Pewnego dnia mój maż przyniósł do domu Anonse, wtedy jeszcze w formie papierowej i pokazał mi front domu. Starej, sypiącej się chałupy.
Pojechał obejrzeć to „cudo” i przepadł. Tam i nigdzie indziej. Byłam tym pomysłem przerażona. Widziałam to miejsce w barwach ciemniejszych niż czarne.
Wiedziałam, że będziemy musieli dojeżdżać do pracy, że trzeba będzie w remont władować kupę pieniędzy i że ten remont nigdy się nie skończy. Dom miał już wtedy ponad 100 lat i był zbudowany z drewna. Jego stan można by określić jako tragiczny. Od wielu lat niezamieszkały, bez podłóg, z dziurawymi ścianami. Dramat.
Do tego 9 ha ziemi, park i zdziczały sad.
Upór męża zwyciężył i kupiliśmy to siedlisko.
Mieszkamy tu już ponad 10 lat.
Kiedy się wprowadzaliśmy, byłam w 7 miesiącu ciąży i nie mieliśmy w tym domu nic. W kuchni położyliśmy deski na styropianie, robiły za blat, w łazience zamontowany był brodzik bez kabiny i bateria prysznicowa, spaliśmy na najtańszych łóżkach z Ikei. Pozostała część 400m2 domu była przed remontem albo w remoncie.
Nie wspominam źle tego czasu. Było mało komfortowo, ale byliśmy bardzo szczęśliwi.
Teraz, z perspektywy 10 lat mieszkania na wsi, nie na przedmieściach, tylko na prawdziwej wsi, mogę znaleźć zarówno plusy jak i minusy życia tutaj.
Wady życia na wsi to na pewno:
- Odległość do pracy, szpitala, przedszkola czy większego sklepu. Do pracy jedziemy 50km, do szpitala jest 12 km, do przedszkola 30 km, do najbliższego większego sklepu 10 km.
- Stan drogi dojazdowej. Do naszego domu prowadzi droga gruntowa. Jej stan pozostawia wiele do życzenia. Bywały zimy, kiedy przez trzy dni nie mogliśmy wyjechać z domu, bo wiatr nawiał z pól taką ilość śniegu, że nie można było usunąć go pługiem. Teraz po wywozie buraków droga jest tak rozjeżdżona, że ledwo można nią przejechać.
- Robactwo. Począwszy od wiosny, kiedy pojawiają się mrówki, przez lato z osami, szerszeniami, pszczołami, trzmielami, muchami i bąkami. Czasami w sierpniu mam wrażenie, że cały dom, pod deskami, to jedno wielkie gniazdo. Co roku likwidujemy gniazda os i szerszeni. To ogromnie uciążliwe.
- Zwierzęta. W domu grasują myszy, gościliśmy już ptaki i jenota. Wokół biegają sarny, lisy i zające. Wiele razy hamowałam awaryjnie, żeby nie zderzyć się z jednym z nich.
- Praca w polach. Smród w czasie nawożenia, całonocne hałasy w czasie żniw.
- Napowietrzne linie energetyczne. W czasie prawie każdej wichury jesteśmy bez prądu.
- Brak gazu ziemnego, ciepłej wody z wodociągu, kanalizacji, linii telefonicznej/internetowej (bardzo słaby zasięg internetu).
Uff, sporo tych wad.
Jakie są w takim razie zalety mieszkania na wsi?
- Cisza. Szczególnie jeśli tak jak my, mieszka się z dala od zabudowań. Nie ma odgłosów ulicy, uciążliwych sąsiadów.
- Świeże powietrze. To jest miejsce, gdzie czujnik smogu pewnie by zwariował z radości.
- Ogród i sad. Od wiosny mamy własne, nienawożone niczym warzywa i owoce. Niektóre aż do zimy.
- Tarasy/grill zewnętrzny. Kiedy tylko wieczory robią się cieplejsze każdego dnia spędzamy je na tarasie. Na wygodnych poduchach, otoczeni zapachem surfinii.
- Szkoła. Niewielka wiejska szkoła zapewnia dzieciom naukę w małych klasach, w nieco innej atmosferze niż w dużej szkole miejskiej.
- Po powrocie z pracy człowiek codziennie czuje się jak na wakacjach.
- Takie miejsca jak nasz dom są często przeznaczane na gospodarstwa agroturystyczne czy pensjonaty (kiedyś nawet mieliśmy taki pomysł). Nasi goście – rodzina i przyjaciele, zawsze podkreślają jakość snu i głęboki relaks w naszym domu.
Kiedyś bałam się zostawać tu sama. To bardzo stary dom – gazety przyklejone na ścianach pochodzą z 1895 roku.
Teraz kocham to miejsce. Stworzyliśmy je sami. To prawdziwy dom rodzinny. Miejsce, za którym tęsknimy, kiedy wyjeżdżamy. Każdy czuje się tu komfortowo, z uwagi na przestrzeń i wygodę. Mieszka tu dobry duch.
Dlaczego w takim razie myślimy o powrocie do miasta? Oczywiście ze względu na dzieci, ich naukę, przyszłość i możliwości. Mamy jeszcze chwilę, żeby zdecydować w którym kraju będziemy żyć. Chyba nie będzie to Polska…
Ania Jaworska – MumMe
Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).
Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/
Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/
U mnie odwrotnie- wychowałam się na wsi a raczej „dziurze zabitej dechami”. Zaledwie 4 domy w lesie i polach i to wszystko nasza dalsza rodzina, 3km polnej drogi dojazdowej gdzie wiosną cysterna potrafiła się zawiesić na koleinach, 7km do najbliższego spożywczaka i szkoły wiejskiej a do miasta 20km. Mieszkaliśmy na studiach w dużym mieście, potem z jednym dzieckiem w mniejszym mieście. Teraz z dwójką dzieciaków wróciliśmy na naszą dziurę w lesie. Po 10 latach w blokach powiedziałam KONIEC. Nie wytrzymałabym ani miesiąca dłużej. Nie znoszę słuchać sąsiadów przez ścianę, muszę mieć ogród i podwórko, muszę mieć las, muszę mieć sąsiadów dalej niż 50m.
Super byłoby zobaczyć fotki przed i po remoncie. A dom cudowny❤ marzę o takim