OKAZUJE SIĘ, ŻE SĄ TYLKO DWA RODZAJE RODZICÓW. KTÓRYM TYPEM JESTEŚ?

Nadziwić się nie mogę. Okazuje się bowiem, że są tylko dwa rodzaje rodziców. Rodzice wychowujący dzieci w nurcie Rodzicielstwa Bliskości i źli rodzice.

Kropka.

Taki podział wprowadzili Ci pierwsi. Według nich teoria Rodzicielstwa Bliskości jest jedyną słuszną, a oni – rodzice – jedynymi dobrymi. Reszta to dno i dwa metry mułu. I to nie są wnioski, które wysnułam po ostatnim wpisie na temat wychowania. To wielomiesięczne obserwacje.

Każda teoria wychowawcza w literaturze pedagogicznej ma swoją definicję wychowania.  Nie będę Was tu teraz zanudzać owymi definicjami, bo nie o tym jest ten wpis.

W trakcie 5-letnich studiów pedagogicznych zapoznałam się dokładnie ze wszystkimi funkcjonującymi w pedagogice teoriami i definicjami. Nie wkuwałam ich na blachę. Zawsze interesowało mnie wychowanie i kierunek studiów wybrałam z powołania i zamiłowania, a nie z braku laku.

Czy uważam, że jakaś teoria, jakiś model wychowania jest jedynym słusznym? Nie!

Ponieważ w praktyce rodzicielskiej teorie nie do końca się sprawdzają. Mamy do czynienia z dzieckiem – żywym człowiekiem – dlatego sprowadzanie rodzicielstwa do stosowania jednej, określonej teorii na dziecku uważam za błąd. Każde dziecko jest inne i każde potrzebuje innego traktowania, indywidualnego podejścia i doboru odpowiednich metod. Czy którakolwiek teoria ich dostarcza? Niestety nie.

Byłoby cudownie, gdyby ktoś spisał jedną, uniwersalną receptę na wychowanie szczęśliwego, dorosłego człowieka. Niestety nikomu się to nie udało. Jesperowi Juulowi też nie, podpowiadam.

Większość z nas obiera jakiś kierunek i sprawdza czy idzie w dobrą stronę. Po drodze popełnia masę błędów, czasem się na nich uczy. A czasem je powiela.

Mam troje dzieci. Trzech synów. Każdy jest zupełnie inny, mimo, że wychowujemy ich bardzo podobnie. Jeden model – różne dzieci – różny rezultat.

Łączy ich jednak to, co dla mnie najważniejsze. Są szczęśliwi. Skąd to wiem? Jestem matką. Rozmawiam z nimi, wspólnie rozwiązujemy ich problemy, uczestniczę w ich życiu, spędzam z nimi dużo czasu, słyszę od innych jak wypowiadają się na temat domu, rodziny, swojego życia. Są głodni życia i wiedzy, otwarci, nie mają kompleksów, są wrażliwi, koleżeńscy i bardzo związani z rodzicami i ze sobą nawzajem.

I to nie jest wynik zaaplikowania im jednej wychowawczej teorii w pigułce. To jest masa pracy, metod dobieranych w zależności od potrzeb i okoliczności.

Podobno jestem najbardziej znienawidzoną przez zwolenników Rodzicielstwa Bliskości blogerką. Bez przerwy czytam: polecam Ci przeczytać Juula. A kim jest Juul???!! Ja się pytam. Autorytetem? Moim niestety nie! Nie jest pedagogiem ani psychologiem – jest historykiem. Ma jednego syna. Pisze książki, które nie znajdują się na pedagogicznej liście lektur. Można przeczytać, owszem, czytałam wszystkie. Z niektórymi kwestiami się zgadzam, z innymi nie. Przecież nie muszę!

Dlaczego zatem ktokolwiek czuje się przymuszony do krytykowania moich metod, skoro nie zna efektów – czyli moich dzieci.

Rodzice, którzy intuicyjnie wychowują dzieci, a tych jest najwięcej, też kochają swoje dzieci? Dacie wiarę?? Rodzice RB? My nie płyniemy jednym nurtem bezkrytycznie, tylko traktujemy teorię wybiórczo! Nasze dzieci nie są tresowane, nie mają w domu musztry.

Nie znęcamy się nad nimi, nie bijemy ich, nie jesteśmy patologiczni, pozwalamy dzieciom wyrażać uczucia i emocje, przytulamy je, nosimy, całujemy.

Ba, mało tego! Śpimy z dziećmi, używamy chust, towarzyszymy im, rozmawiamy z nimi, bawimy się, czytamy im, pocieszamy i mówimy „nie” z miłości. Traktujemy z szacunkiem i liczymy się z ich zdaniem, a słowa takie jak „delikwent” czy wyrażenia „rozpuszczony jak dziadowski bicz” traktujemy z przymrużeniem oka i uśmiechem, jak większość ludzi. Nie ma w nich nic obraźliwego. Szacunek do dziecka przejawia się trochę inaczej.

Ale jeśli trzeba to opieprzamy, nie pozwalamy na wszystko to, na co mają ochotę, bywamy konsekwentni, dajemy szlaban na gry lub słodycze, przydzielamy obowiązki, nie pozwalamy się ignorować i źle traktować, nie przekupujemy, oczekujemy od nich kulturalnego zachowania w stosunku do innych i w obecności innych ludzi, uczymy zasad i norm społecznych, nie zgadzamy się na agresję i napady złości. I to nie jest tłumienie emocji!! My również uczymy dzieci jak je z siebie wyrzucać, ale do cholery nie testujemy tego na obcych ludziach! Dlaczego oni mieliby to znosić???

Co ciekawe, bardzo rzadko w tonie prześmiewczym, szyderczym, krytycznym i autorytarnym wypowiadają się fachowcy i osoby wykształcone w kierunkach pedagogicznych lub psychologicznych, które obrały narzędzia RB i płyną z tym nurtem. Najczęściej skaczą mi do gardła mamy z maleńkimi jeszcze dziećmi, które przeczytały parę książek albo i nawet nie i włożą dziecko w chustę. Wybaczcie, ale chętniej posłucham rad doświadczonej mamy nastolatka niż mamy niemowlaka, która po przeczytaniu literatury RB chce mnie wychowywać. No ludzie!

To my – rodzice mamy doświadczenie, przewidujemy konsekwencje i to nasze zadanie, by pokazać dziecku jak funkcjonuje ten świat!

A świat jest brutalny!

Naszym zadaniem jest przygotować dziecko do życia bez nas, a nie do życia z nami. Wmawianie dziecku, że może robić co chce i gdzie chce, bo w ten sposób wyraża emocje, jest skazaniem go na społeczne wykluczenie, antypatię ze strony zarówno rówieśników, jak i wychowawców. Nawet jeśli znajdziecie przedszkole i szkołę, która podąża nurtem RB, to nie uchronicie dziecka przed życiem. Życiem, w którym będzie musiało podporządkować się normom i zasadom, zająć miejsce w hierarchii, w którym mało kogo będzie interesowało co czuje i nikt nie będzie chciał ponosić konsekwencji tego, że nie pokazano mu tego w dzieciństwie.

Nigdy nie skrytykuję Rodzicielstwa Bliskości. Jest w nim mnóstwo dobrego. Krytykuję rodziców, którzy nie do końca rozumieją teorie, które głoszą, którzy bezkrytycznie przyjmują to, co ktoś napisał za pewnik, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś może mieć inny pogląd na wychowanie i jednocześnie nie robić krzywdy swojemu dziecku.

A to, kto z nas miał rację ocenią już inni. Być może nie za naszej kadencji.

Kochajmy dzieci, tak szybko rosną.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/