JAK RADZIĆ SOBIE Z WYCHOWANIEM DZIECI, GDY PARTNER CZĘSTO WYJEŻDŻA? – 10 PRAKTYCZNYCH WSKAZÓWEK

Bycie mamą, gdy jednocześnie jest się żoną czy partnerką mężczyzny, który często wyjeżdża nie jest proste. Nie ma co porównywać tego do bycia całkowicie samodzielną mamą, która nie ma partnera w ogóle, chociażby ze względu na to, że partner wyjeżdża zazwyczaj po to, by zarabiać pieniądze, co stawia kobietę w związku w dużo lepszej sytuacji, ale również dlatego, że bądź co bądź życie w normalnym związku zakłada wsparcie różnego rodzaju ze strony drugiej połówki. Zaznaczam tu w NORMALNYM związku.

Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy my – słomiane wdowy – zostajemy same, to logistycznie musimy to udźwignąć, a do tego zmierzyć się z tęsknotą dzieci za pojawiającym się i znikającym tatą oraz ciągłymi zmianami organizacyjnymi w domu.

Jeśli czytacie mój blog już jakiś czas, to na pewno wiecie, że ja jestem właśnie w takiej sytuacji, że mój mąż nawet 6 miesięcy w roku spędza poza domem, najczęściej w zupełnie innej części świata i innej strefie czasowej. Taką ma pracę.

Zostaję więc sama z trójką dzieci – chłopcami w wieku 11, 8 i 4 lata i muszę sobie poradzić. Przyznam, że radzę sobie całkiem nieźle, więc postaram się podzielić z Wami moimi sposobami na przetrwanie w roli mamy, gdy mąż rusza w świat.

 

Jak sobie radzić? Oto 10 najważniejszych kwestii:

 

  1. Pogodzić się z sytuacją. Wiem, że to trudne. Nie raz i nie dwa buntowałam się przeciwko naszej sytuacji życiowej. Bywało naprawdę ciężko. Najtrudniej chyba, gdy zostawałam sama z trójką, kiedy najmłodszy się urodził. Bo jak tu jechać po zakupy z noworodkiem, trzylatkiem i siedmiolatkiem? Jak pójść na wywiadówkę, gdy nie ma z kim ich zostawić? Jak przetrwać dni po bezsennych nocach? Wstawać do trzech chorych brzdąców w pojedynkę? Jak sprostać potrzebom trójki dzieci w różnym wieku? Bardzo trudno jest też wtedy, gdy sama jestem chora lub po operacji. Wymaga to siły wewnętrznej. Trudniej zaakceptować rzeczywistość, jeśli decyzja zapadła wbrew naszej woli. Łatwiej oczywiście, gdy wiadomo było od początku, że praca partnera wymaga wyjazdów – tak jak w naszym przypadku. Warto rozmawiać o trudnościach i nie pielęgnować w sobie żalu i rozgoryczenia, ponieważ dzieci wyczuwają to i atmosfera w domu robi się nieprzyjemna. A jeśli myślisz, że jemu w to graj i dobrze się bawi, podczas gdy Ty walczysz z życiem, to myślę, że jesteś w dużym błędzie. On też wolałby być z Wami w domu. W NORMALNYM związku oczywiście.

 

  1. Nie mieć tajemnic przed wyjeżdżającym tatą. W naszym domu panuje taka prosta zasada, że nie mamy przed sobą tajemnic. Chłopcy, jeśli coś zmalują, zachowają się niewłaściwie wiedzą, że powinni sami o tym powiedzieć tacie. Wtedy jedyną konsekwencją jest rozmowa. Nie zdarza się, żeby prosili mnie, abym czegoś mężowi nie mówiła. Wiedzą, że po pierwsze nie byłoby to możliwe, po drugie korzystniej jest zawsze przyznać się do błędu. Tajemnice i układy z dziećmi to naprawdę kiepski wychowawczo pomysł. Uważam, że rodzice powinni trzymać wspólny front w kwestiach wychowania.

 

  1. Utrzymywać ze sobą stały kontakt. Technologia umożliwia nam dziś swobodny kontakt – Skype, Whatsapp, Face Time, telefon, Messenger – sposobów jest mnóstwo. Dzięki codziennym rozmowom tata uczestniczy w życiu rodziny, mimo że ciałem jest gdzieś indziej, a dzieci wiedzą, że w każdej chwili mogą się z nim skontaktować. Może im pomóc w odrobieniu matmy, popatrzeć, jak trenują, czy przeczytać książkę na dobranoc. Może wesprzeć mamę dobrym słowem i wirtualnie ją przytulić.

 

  1. Nie używać taty jako straszaka. Ja wiem, że tak jest łatwiej i przyznaję, że sama czasem używam argumentu w stylu „zaraz zadzwonię do taty”, ale ta droga na skróty bardzo osłabia nasz autorytet jako mam. Dajemy dziecku sygnał, że skończyły nam się pomysły na poradzenie sobie z sytuacją, więc do gry musi wkroczyć tata, choćby tylko głosem. A przecież tata nie jest tym złym porucznikiem, nie chcemy go tak rysować. Dzieci nie mają się go bać, tylko szanować i kochać. Nas oczywiście również, dlatego…

 

  1. Być konsekwentną. Wiem, że wiele z Was ma z tym problem. Jest to niestety jedyna droga do osiągnięcia celu, jakim jest przestrzeganie obowiązujących norm w domu i poza nim. Jeśli dzieci wiedzą, jak Cię podejść, żebyś im odpuściła, pozwoliła na rzeczy, których nie wolno im robić na przykład, gdy w domu jest tata, jesteś na najlepszej drodze do katastrofy. Im więcej dzieci tym trudniej. I wbrew pozorom wcale nie wiąże się to z rodzicielską oziębłością czy tresurą. Po prostu są granice, które wyznaczasz Ty, jako dorosła, doświadczona osoba i te zasady są od tego, żeby je respektować.

 

  1. Mieć zaplanowany rytm dnia. Planowanie jest bardzo istotnym elementem w tym przypadku. Im lepiej jesteś zorganizowana, tym mniej jesteś sfrustrowana. Rytm dnia, jeśli chodzi o naszą rodzinę nie odbiega raczej od tego, którym żyjemy, gdy rodzina jest w komplecie. Jedyną różnicą jest to, że nie dzielimy się obowiązkami, tak jak wtedy, gdy Jacek jest na miejscu, tylko wszystkim muszę zająć się sama. Dlatego ważne jest, by…

 

  1. Mieć świadomość, że cały misterny plan może runąć w jednej chwili. I z tą świadomością starać się ogarnąć rzeczywistość jak najlepiej, ale bez zbędnych lamentów, jak wszystko się spierdzieli. Bo dziecko może się rozchorować, auto może się zepsuć, kręgosłup może odmówić współpracy, w pracy może wypaść coś nieoczekiwanego i wtedy zamiast załamywać ręce po prostu poprawiamy koronę i do przodu. Nie ma tragedii. Nawet jeśli dzieci nie pójdą z tego powodu do szkoły czy na trening, nie dojedziemy gdzieś, gdzie byłyśmy umówione, to świat się z tego powodu nie wali.

 

  1. Odpuścić. I to tak naprawdę. Nie posprzątałaś? Trudno. Niech dzieci ogarną, ile potrafią i tyle. Nie ma obiadu? Kup kurczaka z rożna albo jedźcie do McDonalda. Mogą być też płatki z mlekiem. Nie zadręczaj się tym, że znowu z czymś się nie wyrobiłaś, bo nie jest możliwe samej codziennie i ze wszystkim się wyrabiać. Ja odpuszczam bardzo często, kiedy jestem sama z dzieciakami. I wszyscy żyją i mają się dobrze.

 

  1. Nauczyć się prosić o pomoc korzystać z niej. Dla własnego zdrowia psychicznego przestań zgrywać Zosię Samosię. Ja nie mam do pomocy żadnej babci ani dziadka, ale płacę za pomoc w pracach domowych, proszę, by szwagierka zaopiekowała się dziećmi, kiedy ja mam w weekend szkołę czy ciocię lub siostrę cioteczną, żeby zabrały chłopców do siebie na kilka dni albo przyjechały do mnie. Proszę również tatę kolegi, żeby zabrał ich po drodze na trening. Przyjaciółka, sąsiedzi, rodzice kolegów, dalsza rodzina. Ludzie chętnie nam pomogą, tylko muszą wiedzieć, że my tej pomocy potrzebujemy. Nikt nie będzie do nas codziennie dzwonił i pytał: hej, pomóc Ci może?

 

  1. Rozmawiać z dziećmi szczerze. My często z nimi rozmawiamy – wspólnie i każde z nas z osobna. O tym, że jest to sytuacja trudna, wymagająca, bardzo męcząca i że ich współpraca jest niezbędna, żebyśmy wszyscy nie zwariowali. Dzieci są bardzo mądre, często dużo mądrzejsze niż nam się wydaje. Nie ma potrzeby zgrywać przed nimi bohaterki, udawać, że sama poradzę sobie ze wszystkim, bo nawet trzylatek jest już w stanie zrozumieć, że mamie trzeba pomóc.

 

Takie jest życie i trzeba się do niego dostosować. Bez obwiniania siebie, męża i wszystkich Świętych.  Nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Wychowanie dzieci to bardzo trudne zadanie i najlepiej, jeśli w procesie tym uczestniczy dwoje rodziców w pełni zaangażowanych. I ja wiem, że to absolutnie jest możliwe, nawet jeśli taty nie ma w domu.

Twoje nastawienie jest kluczowe dla rodziny – dla Ciebie, Twoich dzieci i Twojego partnera.

A jak Ty radzisz sobie, kiedy Twój partner często wyjeżdża? Czy dodałabyś coś do mojej listy wskazówek?