CZY MAŁŻEŃSTWO POWINNO MIEĆ WSPÓLNĄ KASĘ?

Ostatnio w mojej grupie Mamy Wysokie Standardy Mumme Team na Facebooku padło pytanie na temat domowego budżetu, a dokładniej o to, czy w małżeństwie kasa powinna być wspólna czy też każdy powinien mieć swoją. Zostałam pod tym postem wywołana do tablicy, ale ponieważ mój komentarz zatonąłby w otchłani dziesiątek innych komentarzy, a temat jest ważny, bo dotyczy większości z nas, postanowiłam wypowiedzieć się we wpisie.

Oczywiście każdy żyje tak jak chce, tak jak mu wygodnie i nikomu nic do tego. Jeśli chcesz mieć z mężem lub żoną wspólne konto – załóż je i ciesz się wspólną kasą. Chcesz mieć dwa oddzielne albo nawet trzy – Twoje, moje i nasze – feel free and enjoy. Niemniej warto ustalić to przed ślubem, bo pieniądze są jednym ze źródeł konfliktów między małżonkami i mogą prowadzić do rozwodów.

To, co za chwilę napiszę jest jedynie moją opinią – moją, czyli żony z prawie 16-letnim stażem (ani to dużo, ani mało).

Kasa w małżeństwie powinna być wspólna. Skoro łóżko jest wspólne, życie jest wspólne, bywa, że dzieci są wspólne, to dlaczego pieniądze miałyby nie być?

Nie do przyjęcia byłoby dla mnie ukrywanie dochodów, zatajanie, ile się naprawdę zarabia, potajemne odkładanie pieniędzy, wydzielanie pieniędzy, wypominanie tego, kto mniej zarabia, pożyczanie sobie wzajemnie pieniędzy (WTF???). Tak jak nie do zaakceptowania jest dla mnie nieinformowanie o problemach finansowych, wziętych po kryjomu kredytach, pożyczanie pieniędzy innym osobom bez porozumienia, wydawanie dużych kwot bez wcześniejszego uzgodnienia, niedopilnowanie spraw formalnych w celu zabezpieczenia męża lub żony przy prowadzeniu działalności gospodarczej.

Życie w małżeństwie to zobowiązanie do dzielenia się – dzielenia, a nie wydzielania. Jak słyszę, że mąż daje żonie określoną kwotę na życie, a resztę zabiera, a co gorsza ona nawet nie wie, ile on ma, to aż mnie nosi. Wkurwia mnie też podkreślanie kto w małżeństwo wniósł więcej, kto zarabia lepiej i poniżanie drugiej osoby z tego tytułu. Nie komentuję, ale swoje myślę zawsze. Jest do dla mnie brak szacunku, brak zaufania – a to według mnie uniemożliwia zbudowanie związku w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Taka wydmuszka, imitacja. Jeśli ktoś kombinuje na boku, odkłada cichaczem pieniądze – po prostu nie jest uczciwy. Lojalność to jeden z fundamentów udanej relacji. Podobnie jak wzajemny szacunek i szczerość.

Nie twierdzę oczywiście, że dwa konta w małżeństwie to problem!

Jeśli małżonkowie mają oddzielne konta, ale mają do nich oboje swobodny dostęp, wiedzą, ile pieniędzy zarabia każe z nich, dowolnie i w porozumieniu korzystają ze wspólnych pieniędzy, to są to względy czysto techniczne. Mówię o sytuacjach, w których oddzielne konta = oddzielne pieniądze. To nie jest dla mnie partnerstwo.

W udanym małżeństwie nie ma czegoś takiego jak „moje” i „twoje”. Jest „nasze”.

Bez względu na to kto ile zarabia i kto ile wniósł. Razem się gromadzi, razem planuje, razem wydaje, razem korzysta i razem oszczędza. Razem również przechodzi się przez problemy finansowe.

Rozwód jest 50-50. A małżeństwo zawsze powinno być 100-100. Miłość w małżeństwie polega na dawaniu drugiej osobie wszystkiego, co jest się w stanie dać, a nie na wydzielaniu jej ochłapów. I dotyczy zarówno emocji, jak i pieniędzy.

Anna Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

6 komentarzy

  1. Mamy 2 konta, ale polaczone ze soba. Mamy wspolne finanse nie tylko odkąd jestesmy małżeństwem ale tez odkad zaczelismy mieszkac ze sobą. Nie ma problemow, klotni, niedomówień. 🙂

  2. A ja właśnie podzieliłam wspólne konto. Jest ciężko bo doszło do tego że każdy mój wydatek był zauważalny na koncie i często komentowany. Zresztą wspólne zakupy też sprowadzaly się do tego czy aby wszystko to co chce kupić jest potrzebne. Ciężko jest jak człowiek musi rozliczać się z kupionej bluzki. Doszło do tego że zaczęłam odkładać na boku gotówkę na własne wydatki mimo że w swoim związku zarabiam więcej. Ale u mnie to chyba chodzi właśnie o partnerstwo a raczej jego brak.

  3. Trafiłam na ten post, bo jestem w związku od 6 lat (nie jesteśmy małżonkami) i nie mam pojęcia, ile mój partner zarabia… Wiem, że coś około konkretnej kwoty, ale ile dokładnie nie. Wiem, ile ma oszczędzone, ale wiem to tylko dlatego, że zrobiłam mu o to awanturę stulecia, inaczej by mi nie powiedział. No i wiem, że ma na drugim koncie jakąś dużą kwotę od rodziców, bo sprzedali ziemię i mu dali pieniądze. Wszystko płacimy na pół, wszystko robimy na pół… I on też mi „pożycza” pieniądze… Jak obcej osobie… Taka sytuacja oczywiscie nie ma miejsca często, ale jak powiedzmy wyjdziemy gdzieś razem i tak się złoży, że wylądujemy w restauracji, a ja nie mam komórki i karty, to płaci, a potem w domu się upomina „30 zł masz do oddania”. Ech, aż mi smutno. Dodam, że taka sytuacja nie ma miejsca, bo ja jestem jakąś rozrzutną roszczeniową babą. Prawdopodobnie (mówię prawdopodobnie, bo nigdy jego konta nie widziałam) zarabiam dwa razy tyle co on, nigdy się o nic nie upominałam, nigdy nie wydawałam jego kasy. A on pilnuje tych swoich pieniędzy i wiedzy o nich jak skarbu. Nie wiem, ile tam pociągnę.

  4. Każdy człowiek potrzebuje mieć coś tylko swojego i tylko dla siebie. Udane małżeństwa mają ludzie, którzy to rozumieją i szanują. Też jestem z żoną 16 lat. Było różnie, raz biedniej, raz bogaciej. Raz jedno więcej zarabiało, raz drugie. Obecnie nic nam nie brakuje, dzieci zadbane, żyjemy dostatnio. Wydatki pokrywamy 50/50, zakupy robi ten, kto akurat ma po drodze (to mały procent naszych dochodów). Większe zakupy typu samochód (każde z nas ma swój, ale korzystamy zamiennie, jak komu pasuje) czy ostatnio motocykl (żona boi sie jeździć, to zabawka tylko dla mnie i syna) oczywiście omawiamy, ale nie na zasadzie pytania kogoś o pozwolenie. Nie wyobrażam sobie nie mieć swoich pieniędzy i prosić się żony „o drobne na piwo”.

  5. A ja właśnie jestem w takim małżeństwie. Osobne konta, rozdzielność, ja pomimo, że zarabiam mniej to utrzymuje w większej części rodzinę, pokątnie chowam czasami „zbędne” rzeczy typu nowa bluzka, buty, żeby nie było dramy, że wydaje niepotrzebnie kasę. Do tej pory nie wiem ile mój mąż zarabia, teraz ma gorszy okres w firmie (ma swoją działalność, ja jestem na etacie), więc również pieniądze mu pożyczałam. No i pożyczamy sobie pieniądze od zawsze, czasami wypominamy, że ktoś coś kupił, popełnił jakiś błąd bo pożyczył komuś kase albo, że „ja płacę za prąd i wode, to wiecej od ciebie, bo ty tylko za śmieci.” Coraz bardziej dostrzegam, że coś poszło nie tak w tym związku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.