CURACAO – RAJSKA WYSPA CZY TURYSTYCZNA PUŁAPKA?

To był jeden z najbardziej spontanicznych wyjazdów w moim życiu. A na pewno najbardziej spontaniczny wyjazd tak daleko od domu.

Owszem planowaliśmy, że może polecę zobaczyć się z Jackiem w Curacao, ale nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń.

W poniedziałek po południu Jacek zadzwonił do mnie i powiedział: kupuj bilety na środę.

Ale co? Jak? Co z dziećmi? – pomyślałam w pierwszej chwili.

Opiekę nad chłopcami ogarnęłam w miarę szybko. A potem usiadłam i zaczęłam coś oglądać, zamiast zacząć się pakować. Było to tak niewiarygodne, a ja w tak kiepskiej formie psychicznej, że wyczekiwałam kolejnego telefonu z informacją, że to jednak pomyłka. Zonk. W końcu kupiłam ten bilet – z Gdańska przez Amsterdam lata KLM, poszłam spakować rzeczy, we wtorek załatwiłam wszystko co miałam do zrobienia przed wylotem i w środę o 4 rano wyjechałam na lotnisko. O 6.30 wyleciałam. Ku słońcu.

Jacek czekał na mnie w Amsterdamie, gdzie oboje mieliśmy przesiadkę – on lecąc z Dubaju, ja z Gdańska.

Lot do Curacao odbyliśmy już wspólnie.

Było naprawdę fajnie. Tydzień po brzegi wypełniony słońcem, luzem, muzyką i Coco Mojito.

Czy warto wybrać się na wakacje na Curacao?

Odpowiem tak: to zależy.

Zależy czego oczekujecie od takich wakacji. Jeśli interesujących miejsc, dobrego jedzenia, pięknych plaż i tanich drinków, to zdecydowanie nie.

Jeśli krótkiego wypadu na słoneczne Karaiby, bez wychodzenia z hotelu, z możliwością nurkowania i dysponujecie wolną gotówką, to jak najbardziej tak.

 

CURACAO

 

Curacao jest niedużą wyspą, położoną w południowej części Morza Karaibskiego, należącą do archipelagu Małych Antyli. Na wyspie mieszka około 150 tysięcy ludzi, głównie czarnoskórych. Curacao jest autonomicznym krajem – terytorium zależnym Holandii. W XVII wieku stanowiło centrum handlu niewolnikami.

I powiem Wam, że to się czuje. Mieszkańcy wyspy – potomkowie niewolników – nie są specjalnie przyjaźni i otwarci w stosunku do turystów. Sprawiają wrażenie, jakby wciąż udowadniali, że nie są gorsi od białych. Na Kubie, dla porównania, ludzie mimo strasznej biedy są niezwykle mili i gościnni, wyluzowani i radośni.

 

Wyspa, szczególnie jej stolica Willemstad, jest raczej przemysłowa – port, rafinerie, statki do odwiertów – wszystko to wpisuje się w krajobraz. Próżno tu szukać pięknych, rozłożystych plaż z białym piaseczkiem. Plaże są raczej małe, wąskie i strasznie zatłoczone – szczególnie te, które mają zaplecze gastronomiczno – handlowe, jak Mambo Beach czy Jan Thiel. Te plaże są również płatne – za wstęp trzeba zapłacić kilkanaście dolarów plus parking.

Pogoda jest piękna. Jeśli pada, to tylko przelotnie. Tropikalny, suchy klimat sprawia jednak, że na wyspie roślinność stanowią kaktusy i inne sukulenty, palmy rosną głównie w resortach hotelowych na wybrzeżu.

Na Curacao nie rośnie więc nic co nadawałoby się do jedzenia. Wszystko, łącznie z owocami jest importowane, a co za tym idzie, bardzo drogie.

 

Walutą Curacao jest Gulden antylski ( 1 gulden = 2,28 zł), ale wszędzie można tez płacić w dolarach amerykańskich. Nie ma problemu z płatnościami kartą czy wypłatami z bankomatów.

 

Zabudowa Curacao jest brzydka. Cała wyspa upstrzona jest kolorowymi (czasem wściekle) domkami, otoczonymi betonowymi ogrodzeniami, jeden na drugim, bez ładu składu.

Gdyby nie to, że trafiliśmy do naprawdę fajnego hotelu – Santa Barbara Beach & Golf Resort Curacao, powiedziałabym, że to naprawdę nie jest wymarzone miejsce na urlop. My co prawda urlop mieliśmy przy okazji, bo Jacek przyleciał tam do pracy i po prostu został tam kilka dni dłużej, zanim wyruszył w dalszą podróż. Gdybyśmy mieli oboje kupić bilety z Polski i polecieć tam na wakacje, wolałabym wybrać inną wyspę – na przykład Kubę po raz drugi.

Jedzenie lokalne na Karaibach to ryż z fasolą. Jeśli wyobrażasz sobie smakowite owoce morza i kurczaka z mlekiem kokosowym podane w ananasie, to jedynie mit i zdjęcia z folderów.

Nic takiego tam nie zjesz. Za to wszędzie zjesz burgera i frytki.

Jak już wspomniałam, jedzenie jest bardzo drogie. Za kolację z winem w hotelu w formie bufetu zapłaciliśmy 150 $. Masakra. Do tego była niesmaczna.

Pizza na terenie resortu niejadalna.

Dwa dni przed wyjazdem odkryliśmy przyjemną knajpkę z całkiem niezłym jedzeniem blisko hotelu, ale zdążyliśmy tam zjeść tylko raz. Nazywała się Boca19.

Serwowali tam też pyszne koktajle na bazie lokalnego Blue Curacao – niebieskiego likieru pomarańczowego wytwarzanego na wyspie oraz kokosowego rumu. Odlot. Niedługo na blogu przepis na karaibskie Blue Coco Mojito.

 

Szczerze mówiąc moje wyobrażenia o Curacao (nazwa tak pięknie brzmi) zderzyły się dość mocno z rzeczywistością. Więcej będziecie mogli zobaczyć na filmie Jacka, który już niebawem wjedzie na jego kanał na Youtube MistersoperfectTV.

 

Bardzo się cieszę, że mogłam choć na kilka dni oderwać się od szarej, listopadowej, polskiej harówy i pobyć kilka dni z mężem w bardzo przyjemnym hotelu. Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że jestem zachwycona Curacao. Jestem przekonana, że jest na świecie wiele piękniejszych i ciekawszych miejsc do odwiedzenia.

Także bye, bye Curacao! Było miło. Raczej się już nie zobaczymy.

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

1 Comment

  1. No popatrz,a Jacek zachwalał, że tak jest zajebiście. Jak to jednak każdemu co innego się podoba i pasuje. Przydatny post. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *