WIESZ JAKA JESTEŚ? JA WIEM I MOGĘ CI POWIEDZIEĆ

Nowy rok, nowe wyzwania. Wszystko krzyczy „WYZWANIE 90 DNI”, „WYZWANIE PORZĄDKOWE”, „FIGHTER CHALLENGE”, WYZWANIE MORSOWANIE” ALBO „100 DNI BEZ CUKRU”.

Nie mam nic przeciwko, jeśli ktoś potrzebuje. Naprawdę.

Ale ja, cytując klasyka,

„NIE ZROBIĘ CZELENDŻU, W DUPIE MAM CZELENDŻU”.

Serio. Nie potrzebuję żadnych wyzwań, bo… całe moje życie jest dla mnie jednym wielkim wyzwaniem.

I to od wielu, wielu lat.

Wyzwaniem było otwarcie szkoły językowej w wieku 24 lat tuż po ukończeniu studiów pedagogicznych.

Wyzwaniem było wejście nauczycielki angielskiego w pracę w branży okrętowej.

Wyzwaniem było wyremontowanie ponad 100-letniego, drewnianego domu.

Wyzwaniem było skończenie studiów podyplomowych z niespełna trzylatkiem przy nodze, a drugim dzieckiem pod sercem.

Wyzwaniem było urodzenie trzech synów i odchowanie ich do momentu, w którym dziś się znajdujemy – czyli dają się wyspać, sami zrobią sobie śniadanie, podcierają sobie tyłki i zapinają pasy w samochodzie.

Wyzwaniem jest wychowywanie trzech chłopaków.

Wyzwaniem było założenie bloga i zgromadzenie takiej rzeszy fanów.

Wyzwaniem było otwarcie wymarzonego sklepu z winem.

Wyzwaniem było wydanie trzech e-booków kulinarnych i 5 plansz edukacyjnych w tym roku.

Wyzwaniem jest robienie tego wszystkiego, gdy mąż kilka miesięcy w roku spędza za granicą.

Macierzyństwo, praca, dom, blog, nieustanne dokształcanie się, ciągłe próby utrzymania ciała w jako takim dobrostanie, a do tego masa codziennych spraw i problemów.

TO SĄ MOJE WYZWANIA.

I nie nadam im terminu zakończenia, nie określę ilości dni trwania, bo moje wyzwanie jest raczej długoterminowe. Aż po grób.

Zamiast wyzwań i czelendżów chciałabym po prostu być dla siebie dobra. Ogarniać życie jak potrafię, ale nie zapominać o sobie.

Nie dam sobie wmówić, że jako matka nie mam prawa mówić, że źle się czuję (pisałam o tym niedawno TUTAJ).

Nie chcę już być lepszą wersją siebie. Jestem całkiem spoko. Jestem dość dobra. I muszę się o to troszczyć po prostu. Odpoczywać, gdy jestem bardzo zmęczona, ćwiczyć, żeby nic mnie nie bolało i po to, bym była sprawna jak najdłużej, jeść zdrowo, by dobrze się czuć, dbać o wygląd, by podobać się sobie, gdy patrzę w lustro.

Tyle się dzieje. Każdego dnia ścigam się z czasem, z kłopotami, ze zmęczeniem i za nic na świecie nie chcę sobie dokładać.

Nie chcę się rozliczać ze sobą, łajać się za potknięcia, dokładać sobie stresu i presji, bo mam jej w życiu wystarczająco dużo.

MOGĘ, jeśli chcę. Ale NIE MUSZĘ.

Nie chcę, by krzywdziły mnie oczekiwania. Ani innych wobec mnie, ani tym bardziej moje własne wobec siebie.

Chciałam Ci tylko powiedzieć, że Ty też nie musisz. Możesz, jeśli chcesz, ale nie musisz.

Nie musisz podejmować żadnych wyzwań, jeśli na ten moment nie czujesz takiej potrzeby, nie masz na to sił i chęci. Nie musisz pędzić za modą, czuć się bezproduktywna, jeśli akurat nie zaczynasz, nie jesteś w trakcie lub nie kończysz żadnego wyzwania.

Nie wylewaj na siebie kubła pomyj za lenistwo, brak ambicji, prokrastynację, jeśli życie jest dla Ciebie wyzwaniem, a Ty slalomem ledwo dajesz radę omijać przeszkody jadąc z prędkością dźwięku.

Po prostu bądź dla siebie dobra. Zamiast zaczynać znowu wyzwanie bikini na lato, zmień nawyki żywieniowe choć odrobinę, żeby poczuć się pełna energii i zdrowsza. Zamiast zmuszać się do biegania, pójdź na dłuższy spacer w fajne miejsce. Zamiast robić rewolucję w szafach, sprzątaj sobie po jednej półce.

Nie musisz z nikim się ścigać. Swojemu wewnętrznemu generałowi możesz się odmeldować.

Wysypiaj się, zrób zaległe badania, zatańcz do ulubionej muzyki, zadzwoń do przyjaciółki.

Wierz mi, że musisz rzucać sobie wyzwań, żeby mieć z życia satysfakcję.

Nie porównuj się, bo Ty to Ty. Nie Zośka, Anka, Małgośka, tylko Ty.

I wiesz jaka jesteś? Wystarczająco dobra. W sam raz wersja siebie. Byłaś dość, jesteś dość i będziesz dość dobra.

Powtórz. Zapamiętaj.

Ściskam.

Ania

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *