JAK SPRAWIĆ, BY NASZE DZIECKO CHĘTNIE SIĘ UCZYŁO

Ostatnio na jednej z grup trafiłam na dyskusję mam na temat ich kłopotów z dorastającymi dziećmi. Dokładniej chodziło o to, że nie chcą się uczyć, odrabiać lekcji, najchętniej leżałyby i nic nie robiły.

Porady innych mam były bardzo różne. Od szukania pomocy na grupach wsparcia poprzez rozmowy, do kar i bicia włącznie.

Nie lubię udzielać się w takich dyskusjach, ponieważ nie ma złotego środka na wychowanie dzieci. Każde jest inne i od jakiegoś czasu niepytana staram się unikać udzielania porad wychowawczych.

Jestem absolutną przeciwniczką bicia, nigdy nie uderzyłam żadnego z chłopców. Kary też ograniczam od dłuższego czasu wyłącznie do odesłania delikwenta do innego pokoju, żeby miał szansę się uspokoić i przemyśleć. I to wystarczy i działa.

Zaczęłam się jednak nad tym zastanawiać. Konkretnie nad tym, jak to się dzieje, że moim dzieciom się chce. Oczywiście nie zawsze, ale zazwyczaj. Chce im się trenować, startować w zawodach, chce im się uczyć, grać w piłkę, chętnie odrabiają lekcje, Igor lubi chodzić do szkoły, sam wybrał wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe. Biorą udział w konkursach, o czym dowiaduję się zawsze od nich samych. Nie muszę ich specjalnie namawiać do niczego. Jeśli jest opcja, żeby gdzieś pojechać, coś zrobić, czegoś się nauczyć, to oni są zawsze pierwsi.

Igor sam odrabia lekcje, zawsze po powrocie ze szkoły, bo potem w większość dni tygodnia ma trening do wieczora. Każdy z chłopców to taki mały „ochotnik”.

Nie chcę ich idealizować, maja swoje za uszami, jak to dzieci, aczkolwiek wszystkie problemy staramy się rozwiązywać na bieżąco, jeśli trzeba to z pomocą psychologa, bo chciałabym, żeby wystartowali w życie bez żadnych obciążeń. Mają rzecz jasna dni, kiedy czegoś im się nie chce, jak każdy normalny człowiek i czasem pozwalam im na to kontrolowane lenistwo. Mają dni, kiedy strasznie się kłócą i ciągle czegoś chcą i mam wtedy ochotę na małą wyprawę na księżyc, ale to fajne chłopaki.

Wracając do moich przemyśleń, dlaczego w takim razie moim dzieciom się chce? Dlaczego nie marudzą, nie buntują się, nie mają problemu z nauką i odrabianiem lekcji?

Wydaje mi się, że tak jak we wszystkim, dzieci naśladują nas – rodziców. Jak dziecku ma się chcieć, jeśli rodzicom nic się nie chce. Ja nikogo w tym momencie nie oceniam. Sama jestem czasem zbyt zmęczona, żeby zrealizować swoje plany. Po prostu stwierdzam fakt.

Jakiś czas temu mój mąż złapał lenia i nie chciało mu się pójść na trening, ale poszedł. Poszedł, bo stwierdził, że jeśli wymaga od synów, żeby szli na trening nawet, jeśli tego dnia im się nie chce, to sam musi dawać im przykład.

Przykład idzie z góry i dotyczy to nie tylko nauki i sportu. Podobnie jest z jedzeniem – jeśli w domu menu jest ograniczone, a rodzice niechętnie jedzą nowości, to dziecko też nie będzie chciało próbować nowych smaków (szczególnie, jeśli mama zawsze powtarza: „On tego nie lubi” albo „Ona tego nie zje”.)

Tak więc sekret tego, że nie muszę gonić chłopaków do lekcji i do nauki nowych rzeczy tkwi w tym, że my – rodzice – sami chętnie uczymy się, szkolimy, podejmujemy w życiu coraz to nowe wyzwania, które staramy się godzić ze sobą organizacyjnie.

Tajemnicą tego, że chłopcy trenują i prawie nigdy nie ma sytuacji, w których marudzą, że nie chcą iść na trening (wyjątkiem są tylko dni, w których źle się czują lub są zmęczeni po zawodach) jest to, że i my nie odpuszczamy sobie. Po każdej operacji, kontuzji, chorobie wracamy na salę treningową i tym samym dajemy dzieciom przykład.

Dzieci patrzą na nas jak w obrazki i naśladują nas we wszystkim. Biorą to co dobre i to złe niestety też.

Przełamujmy zatem nasze ograniczenia, pokonujmy nasze lenistwo, starajmy się pokazywać dzieciom, że świat jest ciekawy, że warto się uczyć, warto podejmować wyzwania, poznawać to, co nowe. Skorzystamy na tym wszyscy.

Bardzo się cieszę, że chłopcy są tacy głodni życia, zdobywają medale w sporcie i dyplomy w konkursach, chcą czytać książki, jeździć na obozy, uczyć się gry w szachy, języków obcych, grać w piłkę i jeść oliwki i szparagi. Nie zmuszam ich do tego, jedynie inspiruję.

Życie może być tak wspaniałe i ciekawe, jeśli tylko damy mu szansę, żeby takie było.

Wiem, że jesteś zmęczona, że czasem nie masz siły na nic. Nie mówię tego wszystkiego, żeby wpędzić Cię w poczucie winy, żeby Cię pouczać czy dogryźć Ci.

Ja naprawdę też mam takie dni, że marzę tylko o tym, żeby w spokoju obejrzeć serial.

Bardzo często jednak słyszę pytanie: Anka, jak Ty to wszystko ogarniasz? Jak Wy ogarniacie? Trójka dzieci, firma, szkolenia, blog, treningi, gotowanie jak w restauracji, wyjazdy, dbanie o zdrowie i urodę. A nam się naprawdę chce. A kiedy się nie chce, to wtedy odpuszczamy z czystym sumieniem.

I chcę, żeby moim dzieciom się chciało, żeby czerpały z życia to co najlepsze. Żeby przeżyły je najlepiej jak się da.

Ty też tego chcesz. Wiem to na pewno.

 

 

 

 

11 komentarzy

  1. Bzdety. Jak się ma gimnazjalistę/stkę, to już nie jest ważne, jak bardzo się starasz, co robisz, jakie stwrzasz możliwości…… nie jesteś autorytetem. Tak dla zasady. Nie, bo nie.

    1. Nie będę się spierać, ponieważ nie mam własnego doświadczenia, jeśli chodzi o moje dzieci. Najstarszy jest jeszcze w podstawówce. Rozmowa, o której mówię dotyczyła dzieci 8-9 lat. Wypowiem się jednak jako pedagog. Nawet jeśli tymczasowo autorytet rodzica jest podkopany, to jeśli jest – to wróci. Naturalnym etapem rozwoju dziecka jest szukanie autorytetu w grupie rówieśniczej. to natomiast nie trwa długo, a jeśli wpływ rówieśników jest bardzo niekorzystny warto zasiegnąc porady psychologa. Pozdrawiam

      1. Potwierdzam, z doświadczenia. Mój licealista (po okresie buntu w gimnazjum), aktualnie jest najwspanialszym facetem na świecie. A wydawało mi się, że nie przetrwam trudnego czasu jego dojrzewania.

  2. Moje dziecko w podstawówce jeszcze coś chciało,dzisiaj kończy trzecią klasę gimnazjum . Muszę przyznać że dwie pierwsze klasy gimnazjum były trudne,nawet bardzo trudne.Moja relacja z synem była żadna. Nie byliśmy z mężem żadnym autorytetem,nic nie robił w domu ani w szkole.Prośby ,groźby ,kary nagrody nic nie działało, aż do trezeciej klasy.Dzisiaj mam młodego ,mądrego i przystojnego syna ,na którego mogę zawsze liczyć i uwiezcie ze nagle znowu zaczęło mu się chcieć. To jest tak jak Ania Jaworska napisała, że przyjdzie taki czas kiedy znowu będziemy my rodzice autorytetem dla naszych dzieci.Kochani rodzice cierpliwości w wychowaniu dzieci życzę i dajmy im możliwość jednak mieć własne zdanie czasami.

  3. Uffff, a już się zaczęłam martwić…aż doczytałam ze chodzi o chłopaków 8-9 letnich… Jestem ciekawa co Pani powie za jakieś 8 lat

  4. Niewiele niestety pani artykuł jest pomocny, w zachęcaniu dzieci do nauki, nawet jako pedagog ma pani tylko jedną radę- psychologa. Ja swoje dzieci jak były w wieku pani dzieci zachęcałam, motywowałam, dopingowałam, chwaliłam, nagradzałam i nie negowałam żadnego pomysłu aktywności pozaszkolnej, jednym słowem miałam dla dzieci czas. Teraz są gimnazjalistami i „przestało im się chcieć”. Przeczytałam pani artykuł z nadzieją że znajdę radę jak zachęcić dzieci do nauki zgodnie z tytułem a tu tylko samouwielbienie nad tym że siedząc w domu od ośmiu lat z dziećmi chodzi pani na siłownię a nie z pilotem w bamboszkach, a dzieci to mali skauci z kompletem odznaczeń, nawet gotować pani nie musi bo mąż jest w tym świetny (tego akurat zazdroszczę) 🙂 U mnie też były treningi judo, karate, piłka, konkursy recytatorskie, plastyczne, szkoła muzyczna i chór dziecięcy tak tylko się pochwalę, a samo czekanie że to co mówię do moich dzieci znowu będzie autorytetem jest może i pocieszające ale żadna z tego rada. Pozdrawiam.

    1. Witam, Jesli szukała Pani recepty to rzeczywiście nie pomogę. Nie wiem z jakiego powodu ocenia mnie Pani i to w sposób niekoniecznie przyjemny, poniewaz nic Pani o mnie nie wie. Nie zamierzam się tłumaczyć, ale przez 10 lat, bo tyle ma moj najstarszy syn za kilka miesiecy nigdy nie siedziałam w domu. Prowadzę całkiem sporą firmę, zatrudniam dziesiątki ludzi i pracuję w każdym dniu w roku. Nawet w szpitalu, chora czy na urlopie. Mąż owszem, gotuje swietnie, ale niestety ponad 200 dni w roku nie ma go w domu. Następnym razem polecam powstrzymać się od gorzkich i sarkastycznych wypowiedzi, które nikomu i niczemu nie służą. Życzę powodzenia.

  5. …hm?duùuuuzo racji,że przykład bierze latoros od rodziców….ale każdy dzieciak inny jest!!!wiem to,14latka w domu….totalny leń!!!jak nie zmusisz to nic nie pomoze?w pokoju totalny balagan (chyba,że sama sprzatne)a ja zasuwam jak mroweczka….praca-dom-praca,w pokoju porzadeczek,reszta na swoim miejscu,a moja dziewczynka jak na odwrót i na złość mamusi….luziczek I lenistwo…..i gdzie tu nauka?poszła w las….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.