CZEGO TY CHCESZ KOBIETO?! SPOWIEDŹ JĘDZY

Muszę Wam powiedzieć, że straszna ze mnie czepialska.  Mam świadomość tej fatalnej cechy mojego charakterku, ale naprawdę ciężko z tym walczyć. Czepiam się bez przerwy wszystkich moich chłopaków bez wyjątku. Ciągle coś mi nie pasuje. Taka wredota.

Czepiam się, że gadają za dużo albo że za mało. O to, że nie pomagają, a jak pomagają to źle pomagają. O to, że wyszli albo o to, że zostali w domu. I tak dalej i tym podobne.

Zrzędzę, upominam, przypominam, narzekam, strofuję, gderam, burczę, krzyczę, gadam pod nosem, nakręcam się, typowa jędza.

Jedyne co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie to to, że naprawdę mam mnóstwo na głowie. No, ale kto nie ma?

Bywam tego świadoma (bo jestem byłoby tu nadużyciem) i pracuję nad sobą. Czasami.

Ostatnio jednak miała miejsce sytuacja, w której przyszło mi pochylić się nad tematem nieco niżej.

Znajoma Pani psycholog powiedziała mi coś, co kazało mi przemyśleć sprawę raz jeszcze. Głęboko.

Nasze małżeństwo trwa już prawie 14 lat. Mój mąż jest człowiekiem ogromnie zapracowanym. Jego praca wymaga od niego ciągłych podróży, czasem nie ma go w domu więcej niż połowę dni w roku. W tym czasie jestem z dziećmi sama. Kiedyś pomagał mi brat, ale to już nieaktualne.

Od trzech lat, gdy mój mąż wyjedzie, muszę radzić sobie sama lub prosić o pomoc obcych ludzi.

Siłą rzeczy nauczyłam się tak organizować nasze życie i czas tak, żeby wszystko w domu chodziło jak w zegarku, nawet gdy go nie ma. Pracuję, troje dzieci chodzi do szkoły, przedszkola, trenują, staram się mieć również czas na fryzjera czy kosmetyczkę.

Od stycznia doszedł jeszcze blog, przy którym pracy jest ogrom.

W ostatnich latach skończyłam drugi kierunek studiów, parę szkoleń i kursów (na przykład kurs ochrony przeciwpożarowej na statkach czy kurs na audytora wewnętrznego ISO). Wymaga to perfekcyjnej organizacji dnia, ale jest wykonalne. Niestety często kosztem wielkiego zmęczenia i stresu.

Dla czepialskiej to czasem naprawdę za dużo.

Ostatnio jednak przyszedł czas pewnej stabilizacji. Mąż zaczął mniej wyjeżdżać (być może tymczasowo, ale póki co jest więcej w domu) i dużo bardziej zaangażował się w życie rodzinne. Pomaga mi bardzo, odwozi dzieci do szkoły i przedszkola, czasem odbiera, chodzi na wywiadówki, od czasu do czasu robi zakupy, jeździ z chłopcami na treningi. Kiedyś wszystkie te obowiązki spadały na mnie.

Opowiadałam właśnie o tym tłumacząc Pani psycholog, że wszystko fajnie, ale wkurza mnie, że jak jadą na trening i mówią, że będą za pół godziny, to wracają za godzinę albo półtorej.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Jej wzrok mówił: O CO CI CHODZI KOBIETO?
Pani Aniu, powiedziała, ale to chyba dobrze, że jadą i ma Pani chwilę spokoju dla siebie. Przecież marzyła Pani o tym, żeby ktoś Pani pomógł i zdjął z Pani część obowiązków.

Zaczęłam coś tłumaczyć, że małemu się wtedy nudzi i marudzi chodząc za mną jak nie ma braci, ale sama chyba nie wierzyłam w to, co gadam.

Wspomniałam, że mąż zawsze się spóźniał, mówił, że już jedzie, po czym przyjeżdżał za 3 godziny i w sumie już do tego przywykłam, ale czepiam się, bo dezorganizuje mi to plan.

No cóż, powiedziała Pani psycholog, skoro przez kilkanaście lat nic się zmienia, to należałoby to raczej zaakceptować. Proszę zrobić sobie obiad i zjeść go z najmłodszym synem, a chłopaki sobie odgrzeją, nawet jeśli wrócą późno.

Pani Aniu sprawy w życiu dzielą się na te, na które mamy wpływ i te, na które wpływu nie mamy. Najważniejsze to zajmować się tymi, na które mamy wpływ. Te, na które nie mamy wpływu należy przyjąć i zaakceptować.

No tak. Racja.

Myślę o tej rozmowie już od kilku dni. Dziś rano znowu wstałam i zaczęłam się czepiać, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Niedziela. To dzień, w którym następuje u mnie kumulacja jadu.

Nie chcę taka być. I będę nad sobą pracować.

Dlatego jeśli masz fajną rodzinę, która ma swoje wady, może też przestań z nimi walczyć.

Doceńmy to co mamy. Nie każdy ma tyle szczęścia. Nie każdy jest otoczony w życiu miłością, wsparciem i szacunkiem.

Kochać to znaczy akceptować drugiego człowieka, jego zalety i wady, jego mądrość i głupotę, dobre i złe strony, wszystkie perfekcyjne niedoskonałości.

Wiem, że takie czepialstwo może być dla związku gwoździem do trumny, jeśli istnieją jeszcze inne czynniki, które niszczą związek, ale to temat na oddzielny wpis.

Zostawmy więc te brudne skarpetki koło łózka, te spóźnienia, zasyfioną umywalkę, nieumyte naczynia, nogi na stole, grę komputerową, gazetę, chwilowy brak kontaktu z bazą, roztargnienie i wiele innych pierdół, o które czepiamy się każdego dnia.

Pomyślmy, ile mamy powodów do wdzięczności za to co mamy. Ile powodów, żeby po prostu kochać.

A jeśli uważasz, że sprawy, o które czepiasz się mają prawdziwe znaczenie dla Waszego życia, może czas na zmiany.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę klikając „udostępnij” (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

 

3 komentarze

  1. Również byłam jędzą i czepiałam się wszystkich i wszystkiego,ale to się zmieniło .Choroba syna uświadomiła mi,że są rzeczy ważne i ważniejsze.Zamiast się czepiać i marnować na to siły wolę ten czas poświęcić na ćwiczenia i terapie .Trzeba cieszyć się życiem i brać je garściami.Pozdrawiam wszystkie zołzy :)) i Ciebie Aniu

  2. najwięcej uroku mają kobiety tradycyjne takie obsypywał bym kwiatami zawsze i taka jest moja żona i dziękuję za nią codziennie Bogu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.