CHYBA POWINNIŚMY SIĘ ROZSTAĆ…

Chyba powinniśmy się rozstać…

Nigdy nie przeszło mi to przez myśl. Nigdy, przez ponad 14 lat nie zadźwięczało mi w głowie to pytanie.

Nie myśl, że jestem w idealnym związku. Albo co gorsza, że ja czy mój mąż jesteśmy idealni. Dalecy od ideałów raczej.

Ostatnio zastanawiałam się nad tym, że tak często słyszę – mój mąż (moja żona, narzeczony, partnerka, chłoapk) jest trudny. Trudny? Wszyscy jesteśmy trudni. Sam siebie nie możemy czasami zrozumieć i znieść, a oczekujemy tego od innych.

Właśnie. Oczekiwania. W związku ludzie ciągle czegoś od siebie oczekują. Oczekują, że druga połowa będzie spełniać jakieś role (gospodyni domowej, żywiciela rodziny, posłusznej żony, zaangażowanego ojca). Oczekują, że ktoś schudnie, przytyje, zacznie pracować, rzuci pracę, będzie więcej sprzątać, będzie mniej pedantyczny… i tak w kółko.

Zmień się.

Czy na tym polega wspólne życie? Nad ciągłym zmienianiem ludzi na siłę? Realista pragmatyk nie stanie się nagle romantyczny. Podobnie jak dramatyczna histeryczka nie zacznie nagle twardo stąpać po ziemi i panować nad emocjami.

Problem z akceptacją drugiego człowieka zaczyna się od braku samoakceptacji. I dlatego ciągle chcemy poprawiać innych, a wobec siebie nie jesteśmy do końca uczciwi…

Uczciwość. Czy naprawdę jesteś uczciwy? Mówisz wszystko to, co myślisz, czujesz, pragniesz, nienawidzisz? To jest trudne. Wymaga odwagi, szczerości i konsekwencji. Twój partner powinien być Twoim największym przyjacielem. Nie mama, przyjaciółka czy kumpel. A Ty powinnaś być najlepszą przyjaciółką swojego partnera. Najlepszym przyjacielem swojej żony.

Mama. Temat rzeka. Ingerencja osób trzecich w związek grozi jego rozkładem. Teściowe i mamy potrafią być zabójcami małżeństw. W udany związek nie można zaangażować się na 50%. A drugie 50% zostawić w domu rodzinnym. Udany związek to ogromna praca. To nie jest dane raz na zawsze. I ta praca zakłada ciągłe stawianie na wspólne szczęście. Granie do jednej bramki. My razem przeciwko światu. W przeciwnym wypadku wzajemne obwinianie się również zabije miłość.

Codziennie słucham ludzi. Rozmawiam z nimi. I co słyszę? Zarzuty. I koło się zamyka. Sprowadza się znowu do oczekiwań, braku akceptacji i zaangażowania. Do przedkładaniu innych ludzi nad Waszą relację.

Myślisz, że brak seksu czy pieniędzy jest powodem rozpadu związku? Nie, to zawsze czyjeś niespełnione oczekiwania. To oczekiwania rujnują miłość.

A gdyby tak nie oczekiwać i nie nastawiać się na spełnianie oczekiwań. Brać co dają. Dawać z siebie. Akceptować z dobrodziejstwem inwentarza. Być akceptowanym. Gdyby szczerze rozmawiać, ale naprawdę szczerze, o wszystkim. I o seksie, jego braku, i o pieniądzach, o wychowaniu dzieci, o marzeniach, rozterkach, przykrościach. O teściowej i o nowej pracy. Gdyby zaangażować się na 100%. Nie na pół gwizdka. Postawić wszystko na jedną kartę.

Po prostu być razem…

Kochać…

Ja kocham. Po prostu. Daję z siebie wszystko. Nie oczekuję. Jestem w 100% szczera. I w 100% zaangażowana. I nasz związek jest dla mnie najważniejszy. Każdego dnia. W każdej godzinie, minucie, sekundzie.

Bez wahania zawsze wybieram nas. Naszą rodzinę.

A Ty co wybierasz?

 Ania Jaworska- MumMe

 

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

8 komentarzy

  1. Aniu, wczoraj napisałaś co nas denerwuje w partnerze. W pierwszej chwili pomyślałam, że jak mąż wychodzi do pracy, bo siedzę sama z niemowlakiem, nie mam do kogo gęby otworzyć i muszę wszystko sama ogarniać. Ale najpierw przelecialam komentarze i się przerazilam, że tak dużo ludzi pisze o swoich oczekiwaniach publicznie!! Pewnie niejeden partner czy ktoś z rodziny zobaczył, co ta osoba napisala. I przerazilam się, że tak dużo ludzi ma łatwość zapominania o braku anonimowości w internecie (to raz), ma łatwość narzekania na drugą osobę, ale czy rozmawia z nią o tym? Ja bym była urazona, gdybym dowiedziała się od męża czego ode mnie oczekuje z Internetu! To jest zmora, klepanie w klawiaturę, a nie rozmowa w cztery oczy. To zabija związki. Pozdrawiam znad snietego bobasa ? decupug

  2. Nie do końca zgodze się, z : „brać co dają”. Co jeśli np. partner jest tak chorobliwie zazdrosny ze ciężko wyjść do sklepu na zakupy żeby nie było za dlugo, lub wyzywa od…różnych etc.? Tak nie da się żyć i ciężko wtedy nie przyznać racji rodzinie, że tak nie powinno być.
    Nie da się przekreślić rodziny, chyba, że relacje rodzinne nie sa zbyt dobre.

  3. Hej. Temat teściowej..temat rzeka. Czasem grząski i trudny do „pokonania”. Tym bardziej, jak się mieszka niedaleko od siebie i jest się zaleznym. No i kwestie syna swojej mamy. Czasem mam wrażenie, ze kobiety mają dzieci dla siebie (wyłącznie) na całe życie -w końcu one urodziły! Nie akceptują tego (albo na pozór), że mężczyzna (czyli syn) może kogoś poznać i mieć swoją rodzinę. Nie sypiać u mamusi w jej łóżeczku, do niej przytulonym (to przezylam i po naszym ślubie). No niestety. Dzieci wychowuje się tak na prawdę nie dla siebie ale dla innych. Kocha się miłością pełna, piękna i wszystko można zrobić, ale następuje moment przecięcia pępowiny..a widzę, ze to jest dla tych żywcem wyjetych z żartów teściowych trudne. Takie madki uczas swoje dziecko niezaradności życiowej. A ja ślepa i zakochana tego nie widziałam.
    Chcąc mieć dobre relacje z mama męża (i babcia), to widzę że zatracam siebie. A jak chce mieć swoje życie to patrzą i traktują mnie jak dziwna. Bo mam swoje zdanie. Swoje życie. Nie codzienna spowiedź..która mój mąż i tak ma. Nie mogę tego pojąć.
    Chciałam mieć fajna rodzinę. Mam (choć są minusy, jak widać).Ale nie czuć się osaczajna i oceniana na każdym kroku (a przecież wg nich tak nie jest).

    I to rzeczywiście prowadzi do rozłamu w związku. Bo albo żona (oczywiście osoba obca) albo mama (która wiadomo, zrobi wszystko dla ratowania syna; zwłaszcza przed zła synowa).

    I może to moje oczekiwania są niespoelnione. Może.
    Ale widzę też, ze brakowało mi takiego spojrzenia trzeźwym okiem przed ślubem. Bo to co było kiedyś mała drobinką, czasem staje się duzym kamieniem na drodze.
    Chodzi tutaj o kwestie teściowej (+babci), których nigdy nie miałam zamiaru zabierać z życia mężowi, ale które ingerować chcą we wszystko (nawet w kwestie prywatne, typu kiedy ma się tę dni – jestem dziwna, bo chce mieć swoją niezależność i prywatność, a one chcą na sile wnuka, żeby jesteście bardziej moc wtrącać się w nasze życie, pod przykrywka „pomocy”). I to jest moja morą. Pragnę dzieci. I dorosłego mężczyzny z odcięta pępowina. To moje jak widać oczekiwanie, które ni jak nie mogę przeskoczyć. Próba akceptacji odbija się na mnie źle. Rozmowy trochę dają. Ignorancja na razie daje rezultaty i przede wszystkim bycie lojalnym wg swoich zasad. Ach no i teściowa i babcia wiedzą, co myślę na tematy prywatne. To nie tak, ze ja sobie myślę i narzekam teraz, a tak na prawdę nic nie mowie i nie robię.
    Teraz jestem na etapie bycia sobą, niezależnie od opinii innych (tak było na początku, zachwiało się w środku, ale teraz powróciło).
    Trzymajcie kciuki. Może coś doradzicie.

    Ale wiem jedno,ze nie da się, mieć ciastko i zjeść ciastko.
    I bądź tutaj człowieku mądry.

  4. a ja uważam, że mam idealny związek. Ty też. i masa innych ludzi też. bo dla mnie idealny związek to taki, w którym dwie osoby chcą pracować nad tym, żeby ich relacja z każdym dniem była trwalsza i piękniejsza. uważam też, że największym zabójcą związków jest brak komunikacji. kiedy zamiast ze sobą rozmawiać swoje myśli, problemy zamiata się pod dywan, albo rzuca tym durnym „domyśl się”. i zaczyna się żyć obok siebie, a nie ze sobą. jak mnie mąż wkurzy to ja nie umiem, no po prostu nie umiem mu nie powiedzieć dlaczego, bo mnie coś gryzie od środka. czasem przyzna mi rację i postara się poprawić, czasem wyjdzie z tego kłótnia (krótko, bo my nie umiemy się na siebie gniewać, kłótnia mija jak wszystko z siebie wykrzyczymy i zaczniemy się śmiać – tak reagujemy na stres), a czasem dowiem się, że to jakieś moje zachowanie spowodowało to jego zachowanie, które mnie wkurzyło. moje zachowanie, którego nawet nie byłam świadoma. wtedy najdobitniej przekonuję się o tym, że warto rozmawiać i że gdybym siedziała cicho, to niszczyłabym związek z absolutnie najlepszym facetem, na jakiego mogłam trafić. a o tym, że to co wypracowaliśmy mogłoby się skończyć przez naszą głupotę, nawet nie chcę myśleć. i zgadzam się w 100% z Decupug, mnie też przeraża to, że ludzie piszą takie osobiste rzeczy publicznie nie zważając na to, kto to przeczyta

  5. Ja jestem raczej po drugiej stronie. Czuję się nieakceptowana i nie kochana przez męża. Bardzo często mnie krytykuje i praktycznie nic mu nie pasuje. Do tego jeszcze jego problemy z alkoholem….
    Jestem blisko podjęcia decyzji o rozstaniu bo nie widzę w tym momencie możliwości żyć tak, jak żyję. Chciałabym mieć szansę ułożyć sobie życie inaczej i podążyć drogą, zgodną z moimi oczekiwaniami.
    To trudna decyzja. Chcę mu dać ostatnią szansę żeby pokazał mi czy zależy mu na naszej rodzinie, ale jeśli jej nie wykorzysta, będę musiała odejść dla dobra własnego i moich dzieci

  6. Każda relacja ludzka to „potrzebowanie czegoś od kogoś”, gdyby tak nie było każdy z nas żyłby sam, samowystarczalnie.
    Milość, przyjaźń – to są raczej słowa, które opisują wynik, widoczny efekt – jak oni się kochają, najlepsi przyjaciele.
    Takie osoby zazwyczaj w nieświadomy i naturalny sposób zaspojają swoje potrzeby nawzajem bez poczucia kosztów emocjonalnych (czy to się w ogóle faktycznie zdarza?), jak to mówią „uzupełniają się/dopełniają itp.”.
    Pozostała większość związków „funkcjonuje” lepiej lub gorzej, jak firma – to ciągły bilans dawania i brania/oczekiwani-zaspokajania. Póki jest równowaga, to jakoś to idzie, ale gdy jedna strona zbyt dużo wymaga, a za mało daje – niestety – koszty emecjonalne stają się zbyt duże, pociąg sie wykoleja.
    Nikt z nas nie jest tak miłosierny, bezinteresowny ani wolny od oczekiwań, żeby żyć całkowicie „pod drugą osobę” i wszystko akceptować – to wręcz sprzeczne z logiką i samobójcze podejście.

    Jedni sa zwyczajnie bardziej wymagający, inni mniej. Jedni potrafią cieszyć sie drobiazgami, i olewają błahostki, inni wszystko punktują. To ciekawe poznawać siebie i innego człowieka, to zupełnie niezbadana ścieżka – raz wspaniała, a czasem wyboista.

  7. Kazdy chce czuc spelniony wiec brak oczekiwan nie jest rozwiazaniem.Bo bedziemy gdzieś tam z tylu glowy sfrustrowani i tak.Zawsze sa kompromisy ale trzeba sluchac partnera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.