Jestem przerażona. Nie, nie koronawirusem, choć oczywiście nie bagatelizuję problemu i robię wszystko co mogę, by uniknąć zakażenia. Jestem przerażona skalą nienawiści wokół.
Nienawiści, która wyziera zewsząd i oblepia nas jak cuchnący mazut.
Bardzo rzadko wychodzę teraz z domu. Dosłownie raz w tygodniu. Ale za każdym razem, gdy wyjdę, spotykam się z chamstwem, złośliwością, agresją i hejtem.
Podobnie jest z internetem. Co wejdę na Facebooka, Instagram czy stronę internetową wszędzie widzę hejt, pretensje i obrażanie.
Zastanawiam się, dlaczego? Dlaczego ludzie są tak pełni złości, frustracji, a przede wszystkim, dlaczego częstują nią innych, najczęściej przypadkowych, nieznajomych i niczemu niewinnych ludzi?
Dlaczego klient marketu rzuca pieniędzmi kasjerkę, bo musi stanąć za linią? Przecież to dla bezpieczeństwa jego, jej i innych kupujących?
Dlaczego kupujący pluje na ekspedientkę, która sprzedaje w rękawiczkach jednorazowych? Ona chroni się przed zakażeniem siebie i klientów.
Dlaczego kobieta trzaska drzwiami i psioczy pod nosem, gdy proszona jest o wyjście na zewnątrz, bo w aptece nie może być jednocześnie więcej niż 2 osoby? To chyba dobrze, że zwiększa się dystans w trosce o bezpieczeństwo.
Dlaczego internauta hejtuje samotną matkę, która próbuje zarobić na życie szyjąc maseczki ochronne? Ma stałą pracę, zasiłek? Świetnie! A ona nie będzie miała za co kupić dzieciom chleba. Nie każdy ma ten komfort, że może pracować charytatywnie.
Dlaczego człowiek obraża lekarza, który w swoich mediach społecznościowych robi kawał dobrej roboty dzieląc się wiedzą i rzetelną informacją?
Mogłabym wymieniać w nieskończoność.
I gdybym nie była blogerką, to pewnie stwierdziłabym, że to stres związany z sytuacją, wszyscy jesteśmy bardziej nerwowi, niecierpliwi, boimy się i te złe emocje trudno czasem powstrzymać.
Niestety to co widzę nie jest zjawiskiem nowym, a jedynie nasiliło się w ostatnich tygodniach.
Nie lubię stereotypów, ale coraz częściej mam wrażenie, że jesteśmy narodem zadrośników, frustratów, krytykantów i hejterów.
To nie jest dla mnie nic nowego. Nie ma i nie było tygodnia od kiedy prowadzę blog, żeby nie spotkał mnie atak, szpila, przykrość. Dokładnie to samo widzę u koleżanek i kolegów tworzących w sieci.
Od lat odlubiam strony, które mnie nie interesują, usuwam ze znajomych ludzi, którzy nie są mi życzliwi, izoluję się w życiu realnym od osób, które są toksyczne.
Nie chodzę do sklepów z niemiłą obsługą, nie oglądam programów, które mnie irytują, przerywam czytanie książki, która mnie nie wciąga.
Nie mam potrzeby „chodzić po ludziach” i podsikiwać im murków swoimi komentarzami.
Nie potrafię natomiast przejść obojętnie, gdy widzę, jak frustrat atakuje niewinną osobę – czy to w sieci, czy w realu. Odpalam się za każdym razem, gdy słyszę chamskie odzywki, widzę pogardliwe gesty. Zwracam uwagę, zawsze z nadzieją, że zawstydzę chama.
Skala tego zjawiska jest w Polsce ogromna. I gdy rozmawiam z ludźmi mieszkającymi za granicą utwierdzam się w przekonaniu, że hejt jest jednak w jakiś sposób wpisany w naszą mentalność. Że ta roszczeniowość, brak kultury, satysfakcja z tego, że się komuś dojebie jest w naszym kraju jakoś szczególnie popularna.
I ubolewam nad tym szczerze.
Ludzie spełnieni, zadowoleni z życia, znający swoją wartość, ludzie, którzy zrobili coś w życiu dla siebie, dla innych nie mają potrzeby hejtowania W ŻADNYCH CZASACH. Ani w tych dobrych, ani złych.
Jeśli miałabym podać jeden z głównych powodów, dla którego myślimy o wyprowadzce z Polski na stałe to jest to właśnie nastawienie ludzi do siebie. Nieprzyjazne, pogardliwe, niewytłumaczalnie protekcjonalne.
Zbyt mało myślimy o innych dobrze. Bo za mało myślimy dobrze o sobie.
Mamy lekcję do odrobienia. Lekcję życzliwości.
Anna Jaworska – MumMe
Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).
Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/
Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/
Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.
Czytam i czytam… Ma Pani rację. Ja jestem w 22 tc. Wdalo mi sie zapalenie z którym sobie nie poradzilam pomimo konsultacji telefonicznej z moim lekarzem prowadzacym..Dzis gdy starsze dziecko spało to ja siedzialam i płakałam z bezradnosci. Po prostu. Jutro będę dzwonic i prosic żeby mnie jakoś przyjął prywatnie. Bo na przychodnie nie mam co liczyć. Jestem zmęczona cala ta sytuacja ale nie mam pretensji do nikogo o to w jakiej jestesmy sytuacji. Staram sie rozumieć wszystkich i wszsytko. Mam nadzieje ze wszystko wróci do normy. Pozdrawiam i zycze wszystkim zdrówka?
A może by tak zacząć promować dobre zachowanie. Podziękować pani w sklepie, podnieść z uśmiechem panu rzucone pieniądze i kupić od tej samotnej matki maseczki.
PS. Jak Pani zna taką samotną matkę szyjąca maseczki to ja chętnie kupię. Bo ja jakoś nie mogę znaleźć.