BEZSTRESOWE WYCHOWANIE – CZY W OGÓLE WIEMY CO TO ZNACZY?

Jeden z moich ostatnich artykułów POSKROMIENIE ZŁOŚNIKA wywołał sporo kontrowersji wśród mam, które go przeczytały. Czytelniczki podzieliły się na trzy obozy. Pierwszy – zwolenniczki mojego stylu wychowania, który można z całą pewnością określić jako autorytatywny. Drugi – zagorzałe przeciwniczki mojego stylu wychowania. Trzeci – mamy, które częściowo zgadzają się ze mną, ale nie we wszystkich kwestiach.

Odnosząc się do zarzutów, jakoby moje metody wychowawcze były formą tresury, brakiem szacunku do dzieci i totalnym niezrozumieniem tematu wychowania, muszę poruszyć pewne kwestie.

Co to w ogóle jest to „bezstresowe wychowanie”?

Koncepcja potocznie zwana „bezstresowym wychowaniem” wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych i jest zbiorem teorii pedagogicznych negujących wychowanie autorytarne, a propagujących podejście humanistyczne, egocentryczne, oparte na szacunku do dziecka jako podmiotu wychowania.

Za ojca tej koncepcji uważa się dr Benjamina Spocka – amerykańskiego pediatrę, autora podręczników o wychowaniu dzieci. Co ciekawe, pod koniec życia uznał on, ze jego koncepcja podmiotowego wychowania dzieci nie sprawdza się i wydał książkę „Lepszy świat dla naszych dzieci”, w której powrócił do konserwatywnego stylu wychowania.

Zwróćmy uwagę na fakt, iż tylko w Polsce koncepcja ta została nazwana „bezstresowym wychowaniem”. W oryginale nazwa tego nurtu brzmi „permissive parenting`”, czyli „wychowanie permisywne”, które polega na całkowitej akceptacji wszystkich zachowań dzieci, uleganiu ich prośbom, dawaniem swobody, braku kar i tolerancji.

Mówiąc krótko RÓBTA CO CHCETA.

Skąd zatem określenie „bezstresowe”?

Ciężko stwierdzić. Tym bardziej, że koncepcja jest od wielu lat bardzo krytykowana przez pedagogów i psychologów na świecie oraz przez samych twórców i propagatorów i uważana za źródło stresu. Skutki tej metody są bowiem opłakane. Przeprowadzone przez Dianę Baumrind – psychologa klinicznego – badania wskazują na fakt, iż dzieci wychowywane „bezstresowo” – zgodnie z koncepcją – są niedojrzałe, lękliwe, impulsywne, agresywne i roszczeniowe.

Zaś dzieci wychowane w stylu autorytatywnym – opartym na autorytecie rodzica (nie mylić z autorytarnym) są pewne siebie, zadowolone, mają wysoką samoocenę, radzą sobie ze stresem, są otwarte na zmiany, ciekawe świata i skłonne do podejmowania wyzwań.

Nurt „bezstresowego wychowania” przypłynął do Polski w latach 90-tych. Rodzice wychowani w niedostatku i tradycyjnych polskich rodzinach w nurcie konserwatywnym chętnie zamienili styl wychowawczy na „bezstresowy”, żeby niejako wynagrodzić dzieciom to, czego sami nie mieli i budować taką relację z dzieckiem, jakiej nie mieli ze swoimi rodzicami.

Efekty możemy zobaczyć już dziś.

Podawanie Jespera Juula jako propagatora wychowania bezstresowego w rozumieniu założeń nurtu jest według mnie totalnym nieporozumieniem. Juul wygładza kosmetycznie pojęcie granic, mówiąc, że nie powinniśmy ich stawiać dziecku, a pokazywać, gdzie leżą nasze, ale nie kwestionuje ich jako takich!

„Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone dzieci to te, które nie potrafią zaakceptować słowa NIE. Liczą, że ich życzenia będą natychmiast spełniane – zachowują się roszczeniowo.” Jesper Juul

Niektóre z mam powołując się na Juula pisały, że rozhisteryzowane dziecko należy natychmiast przytulić i tłumaczyć mu, dlaczego nie chcemy np. kupić mu auta. Twierdzą, że ignorowanie dziecka, które histeryzuje jest dla niego upokarzające.

Oto cytat z książki Juula:

„Do frustracji dziecka zasadniczo nie powinniśmy się w ogóle mieszać: nie należy ani spieszyć z szybkim pocieszeniem, ani w żaden sposób relatywizować czy zwalczać tego uczucia”.

I tu dochodzimy do sedna tematu.

Czy „bezstresowe wychowanie” jest dobrze rozumiane przez rodziców? Czy mylone z brakiem wychowania?

Wychowanie bez stresu to wychowanie zgodnie z granicami, które my rodzice pokazujemy dziecku. Zgodnie z obowiązującymi normami społecznymi i oczekiwaniami. Dziecko pozostawione bez przywództwa rodzica traci poczucie bezpieczeństwa i jego osobowość zostaje wypaczona.

Ono musi mieć punkt odniesienia!

Mam wrażenie, że wszystkie problemy wynikają z niezrozumienia i nadinterpretacji teorii „bezstresowego wychowania” oraz teorii „rodzicielstwa bliskości”.

Powtarzanie zasłyszanych sloganów i porad z forum dla mam skutkuje przegięciami wychowawczymi.

Te znowu doprowadzają do sytuacji, w których dzieci czują się kompletnie zagubione po wyjściu z domu i zderzeniu z rzeczywistością.

W konsekwencji dzieci stają się ofiarami wychowania, a sfrustrowani rodzice tracą grunt pod nogami.

Nie krytykuję rodziców, którzy wychowują swoje dzieci w inny sposób niż ja. Nie chcę natomiast, by moje dzieci musiały ponosić konsekwencje braku wychowania swoich rówieśników.

 Ania Jaworska – MumMe

Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem).

Polub moją stronę na Facebooku https://www.facebook.com/blogmumme/

Zajrzyj na mój Instagram https://www.instagram.com/mumme_pl/

 

4 komentarze

  1. Mnie się wydaje, że niektórzy się boją, że wychowując tradycyjnie zabiją potencjał dziecka i wtlocza go w jakieś ramy. To dlatego tak się bronią przed stawianiem granic. Jednak niestety jesteśmy stworzeniami społecznymi i te ramy są nam potrzebne… To dlatego jestem za tradycyjnym wychowaniem (oczywiście bez bicia) przy jednoczesnym maksymalnym wspieraniu kreatywności dziecka. Wbrew pozorom można jednocześnie mieć dziecko znające granice zachowania oraz super pomysłowe i kreatywne. Można też mieć dziecko bez cienia kreatywności za to roszczeniowe, bo mi się należy, bo ja to ja. Sama jestem wdzięczna rodzicom za to, że pokazali mi że jestem wartościowa taka jaka jestem, jednak to nie znaczy, że świat ma paść mi do stóp kiedy kiwne palcem.

    1. Ja jestem gdzieś po środku stawiam dzieciom granice, nie udaje kiedy widzę jak się źle zachowują. Jednak zdecydowanie u nas jest więcej szacunku, rozmów, zrozumienia, miejsca na błędy. Ja jednak byłam wychowana bo tak mama, tata mówi to tak ma tak być. Nie mogłam mieć własnego zdania, jak źle coś zrobiłam to tak jakbym przynajmniej człowieka zabiła kara nie adekwatna do czynu. Pochwał nie było a jak było to raz na ruski rok. Często byłam krytykowana, ciągłe zwracanie uwagi itd. Dlatego moje wychowanie jest napewno inne niż moich rodziców. Jednak nie pozwalam dzieciom wejść sobie na głowę. Dzieci muszą znać granice i uważam, że to rodzice powinni je wyznaczać bo dzieciom brakuje doświadczenia.

  2. Nie ma czegoś takiego, jak „bezstresowe wychowanie”. To oksymoron, ponieważ każdy proces wychowania niesie ze sobą elementy stresu. Roszczeniowe, zalęknione, i agresywne dzieci i (już) młodzież, to efekt kompletnego braku wychowania po prostu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *